EN

15.12.2021, 09:16 Wersja do druku

Zamkowe szyfry

"Zamek" Franza Kafki w reż. Pawła Miśkiewicza w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Wszystkich.

fot. Krzysztof Bieliński/ Archiwum Artystyczne Teatru Narodowego

Przy okazji ostatniej inscenizacji „Zamku” Kafki pojawia się wiele pytań, ale bez wątpienia wymagających uwagi i namysłu, w końcu mamy do czynienia z jedną z najbardziej tajemniczych powieści autora „Procesu” – nie tylko chodzi o metafory jakie ta literatura wyzwala będąc w ryzach jednak realistycznego przedstawiania rzeczywistości, ale również o kształt formalny spektaklu, o jego poetykę, porządek i logikę. Adaptacja Pawła Miśkiewicza stara się nie gubić ostrych krawędzi powieści, tyle że tak naprawdę dopiero egzegeza prezentowanego świata może zainicjować otwarcie się na nieograniczone możliwości percepcji i patrzenia na wszystko z wielu perspektyw. Już pierwsze wejrzenie na przestrzeń skonstruowaną przez Barbarę Hanicką (oberża jak ze snu pełna zimowych rekwizytów oraz zagadkowych okien, drzwi wzmaga uczucie obcości i zimna) każe się zastanowić nad tym, czy nie jest ona zbiorem znaków czy też symboli bardziej niż nośnikiem znaczeń wyprowadzanych z samego utworu. Tyle że scenograficzna wyobraźnia – powiedzmy od razu, że bez znamion celebracji – jest w tym przypadku nieprzeciętna, co z fascynującym światłem Jacqueline Sobiszewski i choreografią Oskara Malinowskiego tworzy strukturę niejednokrotnie w kompozycji piękną i doskonałą. Stąd też można odnieść wrażenie, że bardziej w tej inscenizacji chodzi realizatorom o wykreowanie jakiegoś własnego świata niż o prostą translację Kafki na język teatru. Ważne w tym wszystkim jest jednak to, że takie podejście nie minimalizuje potencjału interpretacyjnego, wręcz przeciwnie – znacznie te możliwości poszerza, ale też i momentami gmatwa.  

Miśkiewicz jako adaptator stara się jak najgłębiej wejść w materię utworu, by uniknąć stereotypów, schematów i uproszczeń. Jego świat rządzi się swoimi własnymi, choć przecież mocno zastanawiającymi regułami. Jest pełen sceptycyzmu, apatii w ciągłych próbach podążania ku nieznanemu. Można oczywiście zastanawiać się czy aby przyjęta linia interpretacyjna wystarcza na utrzymanie napięcia przez ponad trzy godziny, bo tyle trwa spektakl w Narodowym. Tak samo jak i nad tym, czy momentami narracja nie ulega zbytniemu rozwarstwieniu czy przytępieniu. Jednak trzeba powiedzieć uczciwie, że tego tekstu dobrze się słucha, że zawsze jest nośnikiem znaczeń, absorbuje uwagę i porusza. Mają na to wpływ relacje między postaciami, które – choć mogą jawić się jako powierzchowne – nie są pozbawione chłodu, uwydatniając alienację, samotność, bezradność w próbach nawiązania głębszej komunikacji i brak zakorzenienia głównego bohatera w otaczającej rzeczywistości. Dominika Kluźniak, która gra geometrę, tym razem przyjęła, i słusznie, nieco inny sposób artykulacji (najczęściej podaje tekst dużo szybciej), zdecydowanie bardziej nastawiony na wybrzmienie każdego słowa, a nawet silne wybijanie jego końcówki. W ten sposób również bohater Kafki skutecznie wymyka się obojętności, a jego walka o wolność jednostki nabiera większej mocy i silniej rezonuje. Można się oczywiście zastanawiać nad sensem tej walki i nad tym jak w takiej sytuacji ludzka niezależność mogłaby wyglądać i jaką przyjąć formę, jak może  funkcjonować jednostka w społeczeństwie, które musi być posłuszne wobec rozporządzeń kogoś, kogo istnienie jest kwestionowane?. Takich pytań i szyfrów do rozwiązania w spektaklu Teatru Narodowego jest bardzo dużo.

Przedstawienie Miśkiewicza, choć nie jest już tak wciągające jak wcześniejsza „Burza” wg Szekspira, ma jednak wiele zalet, które z jednej strony wynikają z jego niecodziennej realności, z drugiej z dokonań aktorskich, których jest w tej inscenizacji naprawdę niemało. I nie chodzi bynajmniej o tzw. tworzenie postaci, ale bardziej o wykorzystywanie zastosowanych zachowań psychofizycznych do stwarzania świata wytrąconego z trajektorii potocznej logiki i psychologicznego prawdopodobieństwa. Takie są choćby postaci znakomicie zagrane przez Mateusza Rusina, Justynę Kowalską (jako Frieda bardzo dobrze pokazuje czym jest uwikłanie w miłość, która nigdy nie przybierze postaci czystej, zawsze będzie wyniszczająca i destrukcyjna), Annę Gryszkównę, Karola Dziubę, Adama Szczyszczaja czy Kacpra Matulę. Mnie właśnie te fragmenty spektaklu, w których forma staje się ważniejsza od psychologii i tradycyjnych dysonansów podobały się najbardziej. Choć nie tylko dlatego to przedstawienie wciąż pamiętam.

Tytuł oryginalny

Zamkowe szyfry

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Wiesław Kowalski

Data publikacji oryginału:

14.12.2021