„Raj utracony” Krzysztofa Pendereckiego w reż. Michała Znanieckiego w Teatrze Wielkim w Łodzi. Pisze Agnieszka Kowarska na blogu Kulturalnie24.
„Raj utracony” w reż. Michała Znanieckiego w Teatrze Wielkim w Łodzi to jedna z najciekawszych propozycji teatralnych wśród tych, które w ostatnich czasach instytucja ta zaproponowała łódzkiej publiczności. Zaprezentowany poziom wykonawczy i artystyczny realizacji może zadowolić najwybredniejszego widza.
„Raj utracony” Krzysztofa Pendereckiego to opera w dwóch aktach z angielskim librettem Christophera Fry'a, które zostało oparte na poemacie epickim Johna Miltona z 1667 roku pod tym samym tytułem. Sam kompozytor określił swoje dzieło jako sacra rappresentazione, ale przyjęło się mówić o tym utworze jako o operze właśnie. Utwór pisał na zamówienie z okazji obchodów 200. lecia Stanów Zjednoczonych w 1976 roku. Został on jednak ukończony z dużym opóźnieniem, bowiem prawykonanie dzieła, które miało miejsce w Lyric Opera w Chicago, odbyło się dopiero 29 listopada 1978 r.
Treścią libretta są losy Adama i Ewy poprzedzające ich wygnanie z Raju. Pierwszy akt rozpoczyna się sceną, w której Adam i Ewa rozpaczają po opuszczeniu Raju a poeta John Milton – ta postać została wprowadzona przez librecistę - opowiada o upadku Szatana po przegraniu walki z Bogiem i o chęci dokonania zemsty na Człowieku. Szatan korzysta z nadarzającej się okazji i kiedy samotnemu Adamowi Bóg zsyła Ewę, ten opowiada jej we śnie o zakazanych owocach, wkrada się do Raju pod postacią węża i oczywiście udaje mu się kobietę skusić.
W drugim akcie Milton wyjaśnia, że Szatan powiedział Ewie we śnie, że jabłko z drzewa wiadomości złego i dobrego sprawi, że Człowiek będzie równy Bogu. To kusząca perspektywa, prawda? Ewa zatem namawia Adama na skosztowanie owocu. Konsekwencją tego czynu jest gniew Boga. Kiedy bowiem dowiaduje się o tym, co się stało, skazuje Człowieka i wszystkich jego potomków na śmierć. W obronie Człowieka staje jednak Chrystus ofiarowując w zamian siebie. Ostatecznie Bóg skazuje Adama i Ewę na wygnanie z Raju a Szatan i jego armia zmieniają się w węże pełzające po ziemi. Archanioł Michał, który ma za zadanie wyprowadzić ludzi z Raju, roztacza przed Adamem wizję przyszłości zdominowaną przez Grzech i Śmierć. Jednak równocześnie zapewnia go o sprawiedliwości Bożej a chóry anielskie polecają opuszczających Raj Adama i Ewę Boskiej Opatrzności.
Realizatorzy TWŁ bardzo skrupulatnie przygotowali się do premiery dzieła, które postanowili zagrać bez skrótów. To imponująca decyzja, bo nie dość na tym, że dzieło Pendereckiego jest niełatwe do wykonania i niełatwe do słuchania, ale jest także długie. Utrzymanie widzów w fotelach, którzy przez trzy i pół godziny nie okazują ani odrobiny znudzenia!.. O, to niekiedy bywa niemożliwe! A że ta sztuka realizatorom się jednak udała, to jedynie może świadczyć o mistrzostwie kompozytora, o nieprzeciętnej reżyserii i przede wszystkim o doskonale wykonanej pracy występujących na scenie artystów.
I powiem szczerze, że siedząc na widowni sama nie wiedziałam na czym bardziej skupić uwagę: na oglądaniu spektaklu czy na jego słuchaniu. Jedno i drugie było niesamowicie wciągające. Na scenie rozgrywał się prawdziwie mityczny dramat, ale słuchanie tego, jak „Raj utracony” wybrzmiewa było dla mnie chyba znacznie większym przeżyciem. Jakiekolwiek nagranie, płyta nie zastąpi takiego doświadczenia. Wszystkie dźwięki, barwy, emocje ze sobą idealnie współgrały i jakby... tatuowały wrażliwość.
Szczególnie poruszające były wejścia Adama i Ewy, zarówno te wokalne (Mariusz Godlewski i Joanna Freszel) jak i baletowe (Giuseppe Stancanelli, Isotta Sellari). Chyba nie można było na dany moment dobrać lepszej obsady. Świetna była też Agnieszka Makówka jako Grzech. Jej głos doskonale skomponował się z głosem Śmierci, czyli Jana Jakuba Monowida. Może na początku miałam chwilę wątpliwości, ale dałam się przekonać – razem zabrzmieli świetnie. Świetne wejścia miał balet, ale mnie to już nie zaskakuje, ten zespół po prostu dobrze tańczy. Poza tym dostali do zatańczenia doskonałą choreografię - szczególnie duety Adama i Ewy były rewelacyjne. Było perfekcyjnie i emocjonalnie. Nawet, jeżeli coś tam się zadziało, to dla widza było to całkowicie niewidoczne. Brawo. Osadzenie mitu w takim współczesnym myśleniu o początku grzechu i jego konsekwencjach chyba też było trafną decyzją reżysera i dobrym zabiegiem artystycznym. Człowiek umyślił sobie stworzyć Raj na ziemi a tymczasem sam sobie gotuje na niej Piekło, prawda? Jakie to dziś oczywiste i niedostrzegalne.
Jeżeli chodzi o stronę plastyczną inscenizacji to wydaje mi się, że była trochę zanadto rozbudowana. Obiektywnie patrząc sama w sobie była dziełem. Szczególnie kostiumy. Każdy z nich pojedynczo można byłoby postrzegać jako samoistne dzieło sztuki. Były- no i są przecież – niesamowite i przykuwające uwagę, ale… Trochę było w tym wszystkim zamętu, nadmiaru interpretacji, chwilami odnosiłam wrażenie, że i żartu (podświetlany wąż i rogi łosia - ? - na głowach Aniołów). Z jednej strony dopełniały libretto, z drugiej – całkiem skutecznie odwracały uwagę od strony muzycznej spektaklu. Ale do zaakceptowania. Wyrażę tu przy okazji podziw dla teatralnych rzemieślników, którzy potrafili te pomysły urzeczywistnić.
Na podsumowanie mogę rzec, że spokojnie łódzką realizację „Raju utraconego” można obejrzeć jeszcze raz a nawet dwa razy. Wysłuchać w tym wydaniu natomiast można wielokrotnie i bez znudzenia. Zatem dziękując za przeżycia, biję głośnie brawo, brawo, bis.