„Głowa w piasek” Matta Murraya w reż. Marii Seweryn w Teatrze Polonia w Warszawie. Pisze Benjamin Paschalski na blogu Kulturalny Cham.
Od samego momentu powstania śledzę losy tego miejsca, choć nie jestem stałym widzem, ale z przyjemnością je odwiedzam. Teatr Polonia Krystyny Jandy, a także Och-Teatr to dobre teatry bulwarowe. Mieszczańskie formy spędzania czasu. Koncept jest prosty. Mówimy wprost – ma być dobry spektakl, precyzyjnie skonstruowany, a jeszcze lepiej zagrany. To nie pole artystycznego eksperymentu, lecz rozrywka z refleksją. Widz odwiedzający miejsca ma czuć się dobrze i komfortowo. Jeżeli płaci za bilet, to świadomie uczestniczy w dobrym przedsięwzięciu artystycznym. Aktorka oddaje całe serce swoim teatralnym dzieciom. Sceny pracują prężnie, prezentując kilka spektakli dziennie. Wakacje to absolutnie nie pauza, gdyż nie można sobie na to pozwolić. Model biznesowy nie zna urlopu i wytchnienia. A widownie nadal pełne. Bowiem pora roku nie jest istotna, gdy rzesze publiczności pragną zobaczyć dobrze skrojony dramat w pierwszorzędnej obsadzie. Janda nie ukrywa jeszcze jednego, ważnego elementu, który przewija się na scenach. Kwestie kobiece, feministyczne mają swoje stałe miejsce. Właśnie pierwsze inaugurujące spektakle, na symbolicznie nazwanej scenie „Fioletowe pończochy”, będące monodramami założycielki czy też Katarzyny Figury, odwoływały się już do wątków kobiecej tożsamości, świadomości i praw. Te wartości nadal pobrzmiewają w wyborach repertuarowych. Siłą dobrego dramatu jest trzymanie widza w niepewności jak rozwinie się akcja. Zaskoczenie to zawsze dobry prognostyk sprawnie zrealizowanego utworu. Nie znoszę współczesnych dramatów, gdy wszystko wiadomo od pierwszej sceny. Rodzi się wówczas pytanie, po co jesteśmy w tym miejscu, skoro wszystko jest jasne i klarowne? Jedna z ostatnich premier Polonii to utwór autorstwa Matta Murraya. Kanadyjczyk, faktycznie w naszym kraju nieznany, to autor librett musicalowych, dramatopisarz, poeta. Wielkim zaskoczeniem jest, że tekst przeznaczony dla trzech aktorek, poruszający z wielkim znawstwem sferę kobiecą, napisał mężczyzna. I choć może to nie jest utwór do najwyższych nagród teatralnych, bowiem autor czasem jest niekonsekwentny w swoim wywodzie, a niektóre wątki, które winny lepiej wybrzmieć dla sensu akcji, przechodzą bez echa, to skonstruował dobrze skrojony garnitur dla tria aktorskiego. Głowa w piasek to ciepła, ale i nieoczywista opowieść o przyjaźni. Rodzi się ona w sposób spontaniczny, ale może właśnie dzięki temu będzie trwała i prawdziwa. Bowiem skrywane tajemnice generują konflikty, ale też i kształtują więzi.
Samotna matka nastolatka, niespełniona, a może broniąca się przed sukcesem, autorka książek nie oczekuje niespodziewanej wizyty. Mimo to ona nastaje. To matka sympatii chłopaka. Do tego wpada jak burza przyjaciółka z niezastąpionymi grzybkami „dopalaczami”, które stają się pobudzającym elementem zdarzeń. Jednak główny wątek tyczy kontrastu społecznego. Z jednej strony mamy dwie wyzwolone przyjaciółki czerpiące z życia, świadome zmieniających się okoliczności i świata. Z drugiej obraz kobiety o konserwatywnych poglądach, skrajnie podporządkowanej mężowi, który nie znosi sprzeciwu i oporu. Ukazanie tych dwóch światów demonstruje odmienne światopoglądy. Największym problemem staje się fakt, że niespodziewany gość jest przekonany, że syn zakochał się w dziewczynie. Płonne te myśli, bowiem imię wybranka, choć kobieco brzmiące, należy do chłopaka. Ów problem jak powiedzieć drugiej osobie, że syn, który ma być protoplastą rodu jest gejem, staje się wyczynem wręcz niemożliwym. Jednak prawda wychodzi na jaw, a że w krwi poczęły buzować grzybki z nienawiści, sporu, agresji rodzi się sympatia i uczucie. Mądra opowieść pokazuje jak można i należy rozmawiać ze sobą, a także nie bagatelizować uczuć dzieci. Dziewczyny budują namiot. Mimo, że są w zamkniętej przestrzeni mieszkania, to potrzebują bliskości tak jak w latach młodzieńczych podczas skautowego pikniku. Murray bardzo dobrze kontrastuje bohaterki. Ukazuje dwa odmienne światy, dwa spojrzenia na życie, wpisując je w ważny problem społeczny. Gra nieporozumień, choć niekiedy nie w pełni wygrana i poprowadzona konsekwentnie, to jest skontrastowana od pełnych humoru i dowcipu scen do nostalgicznych i wzruszających obrazów – taki wydźwięk ma koniec przedstawienia.
Opowieść to koncert aktorski trzech kobiet. W roli matki nastolatka i gospodyni niespodziewanego spotkania występuje Weronika Książkiewicz. To rola dla niej nieoczywista, ale pełna gracji, dowcipu i dwuznaczności. Sekunduje jej Paulina Holtz jako przyjaciółka i luźna „dziewczyna z miasta”, która z niejednego pieca jadła chleb. Na przeciwległym biegunie znajduje się Magdalena Stużyńska. Jej rola jest odkryciem. Aktorka kojarzona z komediowymi postaciami, tym razem wygrywa dramat bólu, niespełnienia i chyba niezrozumienia świata. Owe niuanse różnorodności społecznej są świetnym obrazem. Choć autor osadza akcję w Kanadzie, to wiele faktów, zdarzeń i zachowań jest bliskich naszej nadwiślańskiej rzeczywistości. Jak to przystało w teatrze bulwarowym reżyseria Marii Seweryn jest dyskretna i ograniczona do sprawnego poprowadzenia aktorek, a scenografia Zuzanny Markiewicz – pełna chaosu i bałaganu – świetnie oddaje nastrój miejsca przypadkowego spotkania.
Krystyna Janda w kolejnej produkcji Teatru Polonia mówi ponownie o kobietach. Różnych, odmiennych, niepewnych, ale chyba chcących i pragnących zmienić swoje życie na różnych płaszczyznach. Świadomość niechowania głowy w piasek, ale jasne stawanie wobec wyzwań rzeczywistości, to świetny morał owej opowieści. Nie można odwracać się od dzieci, nie należy zatracać siebie nawet dla ukochanego mężczyzny. Trzeba być sobą. O to walczy Janda i jej teatr. A teraz również kobiety z utworu Matta Murraya.
Głowa w piasek, Matt Murray, reżyseria Maria Seweryn, Teatr Polonia w Warszawie, premiera: maj 2023.
[Benjamin Paschalski]