EN

15.02.2021, 12:45 Wersja do druku

Z lewa i z prawa

Po opublikowaniu Tańca Sulamity nie doczekałem się – poza jednym wyjątkiem przeze mnie w znacznym stopniu sprowokowanym – jakichkolwiek wyjaśnień, sprostowań czy uzupełnień. Natomiast w jednym z mediów społecznościowych pojawił się komentarz przywołanego przeze mnie – bez ujawniania imienia i nazwiska – historiografa, któremu udowodniłem nonsensowne fałszowanie artykułu prasowego z grudnia 1939. Bynajmniej nie przejął się on moimi zarzutami ani nie próbował ich podważyć. Zasugerował wyłącznie, że moja krytyka jego niedopuszczalnych przecież na gruncie nauki praktyk to kolejna napaść o charakterze personalnym, zapewne z podtekstem politycznym. Przy takim nastawieniu niemożliwa staje się jednak jakakolwiek rzeczowa dyskusja o teatrze i jego historii prowadząca do rewizji stanowisk ani rozstrzygnięcie, kto w sporze ma rację. Wszystko zostaje sprowadzone do środowiskowej rozgrywki i nie mają w ogóle znaczenia żadne argumenty. Na przekór europejskiej tradycji intelektualnej debaty liczy się wyłącznie korporacyjna solidarność, lojalność wobec politycznej koterii, a zwłaszcza jej liderów, która nie pozwala napisać prawdy o postawie i dorobku twórcy albo rzetelnie ocenić czyjeś dzieła lub prace. Nie obowiązuje już przypisywana Arystotelesowi zasada „amicus Plato, sed magis amica veritas”, czyli przyjacielem jest Platon, lecz większą przyjaciółką prawda. Na gruncie postmodernistycznej filozofii zresztą prawda nie istnieje albo jest względna. Za nieprzestrzeganie reguł obowiązujących w środowisku grożą represje, w tym ostracyzm. Autor komentarza przypomniał, że kilka tygodni wcześniej domagał się, aby ukarać mnie bojkotem. Pod koniec minionego roku miała bowiem miejsce, również w owym medium społecznościowym, wulgarna nagonka wywołana przez obu współautorów Kryptonimu „Dziady” z powodu opublikowania przeze mnie, blisko dwa miesiące wcześniej, omówienia zbioru szkiców Jerzego Koeniga Rosjanie. Ponieważ nie przedstawiono mi zarzutów ani aktu oskarżenia i znam z drugiej ręki tylko wyrok, mogę się jedynie domyśleć, co wyprowadziło z równowagi dyrektora artystycznego Teatru Polskiego w Warszawie. Otóż w recenzji książki, aby zaznaczyć z jakich pozycji Koenig pisał o sowieckim teatrze, powtórzyłem za wstępem Pawła Płoskiego, że w lutym 1968 wstąpił on do PZPR. Za przypomnienie tego dość powszechnie znanego epizodu z biografii Koeniga miałem zostać wykluczony z grona absolwentów Wydziału Wiedzy o Teatrze i na wiele sposobów zdyskredytowany, niekiedy wyjątkowo ordynarnie. W tym celu posłużono się nawet oszczerstwem bądź kłamstwem. Jacek Pałasiński, dziennikarz ze stacji TVN, utrzymywał, że był świadkiem jak w warszawskiej PWST, zamiast uczestniczyć w rozmowach z założycielem i dziekanem Wiedzy o Teatrze Koenigiem, przesiadywałem z prowadzącą zajęcia z Historii i teorii kultury działaczką komunistyczną Bożeną Krzywobłocką. Tym samym zasugerował, że Krzywobłocka wprowadziła mnie do PZPR, a może nawet do Zjednoczenia Patriotycznego „Grunwald”, które wspierała, mimo iż oczywiście nigdy do tych organizacji nie należałem. Nie uczęszczałem też na zajęcia prowadzone przez Krzywobłocką w PWST i nigdy z nią nie miałem do czynienia. Gdy w roku 1979 rozpocząłem studia w warszawskiej Szkole Teatralnej Pałasiński był już na ostatnim roku Wiedzy o Teatrze i ani razu się z nim nie spotkałem. Wątpię, żeby mnie wtedy w ogóle rozpoznawał. Nie przeszkodziło mu to jednak bezpodstawnie mnie zdyskredytować jako niegdysiejszego komunistę z inklinacjami nacjonalistycznymi. Z kolei aktywistka Obywateli RP, Elżbieta Krassowska-Modlinger, odpowiadająca za stronę graficzną i techniczną miesięcznika „Teatr”, twierdziła, że przestałem ogłaszać w tym czasopiśmie felietony, bo jego redaktorzy nie mogli już znieść demonstrowanego w nich jakoby serwilizmu wobec ministra kultury Piotra Glińskiego. A na dodatek ostatni z nich, odrzucony przez redaktora „Teatru” w kwietniu 2016, wydrukowałem w „W Sieci”. Felieton Całe „Dziady” jest jednak dostępny także w internecie albo w ostatnim zeszycie „Notatnika Teatralnego”. Można się przekonać, że zostałem pozbawiony możliwości publikowania w „Teatrze” za próbę obrony dzieła Adama Mickiewicza przed manipulacjami reżysera Michała Zadary, redaktora „Krytyki Politycznej” Sławomira Sierakowskiego i Dariusza Kosińskiego. Pojawia się zaś w tym tekście z kręgów rządzącej prawicy – niczym Piłat w Credo – jedynie prezydent Andrzej Duda ponieważ był zapraszany do Wrocławia do Teatru Polskiego na premierę Dziadów „bez skreśleń”. Poczynań ministra Glińskiego nigdy nie komentowałem. Wyjątkowo odniosłem się do jego działań podjętych przed premierą Śmierci i dziewczyny Eweliny Marciniak w Polskim we Wrocławiu. Ale Krassowska-Modlinger, raczej niemająca pojęcia kim jestem, zaprezentowała mnie jako oportunistę i karierowicza. Podobne insynuacje, dotyczące już całej redakcji, regularnie pojawiają się we wpisach dwóch blogerów z kręgu absolwentów Wiedzy o Teatrze: niegdysiejszego reżysera i byłego pracownika TVP Kultura. Wmawiają oni bowiem zgodnie, pomimo zajmowania przeciwstawnych pozycji politycznych, że jesteśmy nieomal organem Ministerstwa Kultury, bo otrzymujemy dotacje na prowadzenie portalu. Równie dobrze na tej podstawie za trybuny prorządowych teatrologów należałoby uznać „Didaskalia”, a zwłaszcza „Dialog”. Ale jeśli wyznacznikiem polityki kulturalnej są dla nich ministerialne subwencje, to powinni mieć świadomość, że trzykrotnie wyższe od naszych otrzymuje portal teatralny.pl, dzięki temu redagowany za regularne wynagrodzenia, a nikt nie zarzuca mu z tego powodu serwilizmu. My natomiast musieliśmy tworzyć portal nieomal od podstaw i z powodu szczupłości środków większość prac redakcyjnych wykonujemy za darmo, na dodatek kosztem czasu na odpoczynek lub inne obowiązki. Tylko dlatego, aby od czasu do czasu móc opublikować tekst o teatrze napisany z niezależnych pozycji. Kto inny otrzymuje intratne posady, zasiada we wpływowych komisjach i jest lansowany w mediach. Przypisywanie nam konformizmu jest więc wyjątkowo nikczemne. Nigdy też nie ogłaszaliśmy tekstów popierających poczynania Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, a nasi autorzy reprezentują różnorodne poglądy polityczne czy estetyczne, chociaż dominują wśród nich osoby o przekonaniach konserwatywnych. Właśnie z powodu nonkonformizmu i przeciwstawiania się trendom dominującym w środowisku teatralnym usiłuje nas się pozbawić prawa do zabierania głosu, zdyskredytować albo przemilczeć

Tytuł oryginalny

Z lewa i z prawa

Źródło:


Link do źródła

Wątki tematyczne