EN

9.07.2022, 16:51 Wersja do druku

Z humorem i radością życia

„Awantura w Chioggi” Carla Goldoniego w reż. Edwarda Wojtaszka w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w „Naszym Dzienniku".

fot. Karolina Jóźwiak

Najnowszą premierę Teatru Polskiego w Warszawie, czyli „Awanturę w Chioggi” Carlo Goldoniego, można określić jako spektakl wakacyjno-relaksujący. Przedstawienie to bowiem nie katuje widza polityką, nachalnym propagowaniem genderowych ideologii, bezładną bieganiną golasów po scenie z lgbt-owską tęczową chorągiewką, nie epatuje scenami na granicy porno i nie wciska publiczności miernoty pseudoartystycznej jako „wybitnego” dzieła. A, jak wiadomo, takie właśnie oferty proponuje nam dziś większość teatrów.

Spektakl w reżyserii Edwarda Wojtaszka wolny jest od tego chorego kursu obowiązującego dziś w sztuce i kulturze. Wydawałoby się zatem, że skoro w nikogo nie uderza (chodzi o opcje polityczne), artystycznie jest całkowicie do przyjęcia (a niektóre sceny wręcz fantastycznie zagrane, ale o tym poniżej), przy tym bawi, relaksuje i wprawia publiczność w dobry humor – więc trudno byłoby cokolwiek istotnego zarzucić przedstawieniu. Bez względu na wyznawane opcje, na to, kto siedzi na widowni – zarówno z prawa, jak i z lewa.

Tymczasem dowiaduję się (z internetu), że przedstawienie, najkrócej mówiąc, nie spełnia wymogu poprawności politycznej. Podczas oglądania „Awantury w Chioggi” do głowy by mi nie przyszło, że oglądam spektakl „dyskryminujący” kobiety. Ale jak się okazuje, zaprawione w boju ideologicznym feministki potrafią zobaczyć to, czego normalni widzowie nigdy by nie zobaczyli. Otóż czytam w tymże internecie, że ukazanie na scenie aktorek w rolach postaci kłótliwych, krzykliwych i pyskatych, przy tym mających zabawne przydomki określające ich charaktery to stereotypy, które obrażają kobiety.

Takie podejście do komedii Carlo Goldoniego to przecież jakaś aberracja. Można by pomyśleć, że znakomity osiemnastowieczny włoski pisarz, specjalista od gatunku komediowego, nienawidził kobiet. A, jak wiadomo, był normalnym mężczyzną, któremu podobały się kobiety. I to bardzo, co pokazuje też spektakl „Awantura w Chioggi”, gdzie w jednej ze scen pojawia się postać przybyłego z Wenecji koadiutora, czyli zastępcy sędziego, stanowiącego autoportret samego Goldoniego. We wspomnianej scenie doskonale zagranej przez Krzysztofa Kwiatkowskiego (to najlepsza rola i najlepsza scena przedstawienia, można powiedzieć centrum dramaturgii) koadiutor nie jest w stanie oprzeć się wdziękom młodych kobiet, zwłaszcza jednej o imieniu Checca (także świetnie zagranej przez Bernadettę Statkiewicz).

fot. Karolina Jóźwiak

„Awantura w Chioggi” to właściwie komedia o niczym istotnym. Oto mała wioska rybacka Chioggi położona tuż nad morzem, której uliczki przecinane są kanałami, a centrum wypełnia otoczony uroczymi kamieniczkami nieduży plac, na którym toczy się życie mieszkańców. Wszyscy znają się doskonale, każdy wie o innym niemal wszystko. Są jak duża rodzina. Każdy ma tu swoje obowiązki. Mężczyźni, głównie rybacy, całe dnie spędzają na łowieniu ryb, które stanowią źródło utrzymania tej społeczności. Kobiety w tym czasie przesiadują na placu i zajęte są tkaniem pięknych koronek, plotkują głównie na tematy, kto się w kim kocha, kto z kim zawrze małżeństwo itd.

Cała sztuka zasadza się na kolorycie lokalnej społeczności i zderzeniu charakterów postaci. Niezwykle temperamentnych, typowo włoskich. A to sprawia, że przy najmniejszej różnicy zdań wśród kobiet wybucha sprzeczka prowadząca nawet do rękoczynów. Powracający z morza mężowie, bracia, narzeczeni biorą stronę swoich żon, córek, sióstr, narzeczonych, by po wyjaśnieniu sytuacji załagodzić konflikt i doprowadzić do zgody. W wesołym finale odbywają się trzy śluby. Zwyciężają dobro i radość życia.

Wszystko oprawione zabawnymi sytuacjami z kilkoma wyraziście nakreślonymi postaciami bohaterów, jak na przykład Tomasz Błasiak w roli Antonia czy Szymon Kuśmider jako Fortunato. Ten spektakl to przykład dobrej zespołowej gry aktorskiej, co dziś już rzadko się zdarza. Dodatkowego uroku spektaklowi dodaje świetna scenografia współtworząca klimat spektaklu. No i nie mogło zabraknąć takiej atrakcji jak wjazd tartany, żaglowego statku rybackiego przywożącego rybaków i złowione ryby (gumowe).

Gdyby reżyser spektaklu Edward Wojtaszek, ulegając presji środowiskowego (teatralnego i nie tylko) kursu, zamienił płeć postaci, tzn. role kobiet graliby mężczyźni, wówczas pewnie wszyscy „wyznawcy” genderowej ideologii byliby zachwyceni. Tymczasem reżyser nie tylko nie ocenzurował tekstu Goldoniego i nie próbował kombinować z płcią, nie dając tym samym satysfakcji lgbt-owcom, ale też – idąc za myślą autora – postawił na tzw. normalną, tradycyjną, prawidłowo pojmowaną inscenizację tego świetnego i ogromnie zabawnego oraz pełnego pogody ducha tekstu.

Tytuł oryginalny

Z humorem i radością życia

Źródło:

„Nasz Dziennik” nr 157

Autor:

Temida Stankiewicz-Podhorecka

Data publikacji oryginału:

09.07.2022