Łukasz Maciejewski wspomina Switłanę Oleszko na stronie AICT.
Switłana Oleszko nie żyje.
Spotkaliśmy się trzy razy.
Spotkanie pierwsze, niedługo po wybuchu wojny w Ukrainie. Joasia Trzepiecińska, zawsze serdeczna i empatyczna, zorganizowała garden party, parę osób zaledwie, a każdy gość był szczególny, ważny. Wśród nich, wśród nas, Switłana, sławna reżyserka z Charkowa. Opowiadała o Ukrainie, o teatrze, o wojnie, o tym jak znalazła się w Warszawie, w Polsce, i jak wspaniałą, bezinteresownie piękną rolę odegrał w tym Andrzej Seweryn. Pełna była złości, nadziei i wdzięczności.
Spotkanie drugie – Teatropolis w Łodzi. Nowy, a już wspaniały festiwal teatralny. Switłana była gościem imprezy, oglądała z nami spektakle, komentowała, widać było, że odnalazła się w Polsce, coraz więcej mówiła o planach twórczych, coraz mniej o beznadziei wojny.
Potem były w zasadzie już tylko wiadomości, zaproszenia na jej spektakl do „Polskiego”. Ostatni raz widzieliśmy się pół roku temu, na Białołęce, pokaz dokumentu „Jestem postacią fikcyjną”, spotkanie z Andrzejem Sewerynem. Podeszła do mnie po spotkaniu. Widziała że to widzę. Że widzę chorobę. Zawstydziłem się tego jej spojrzenia. Nic nie powiedziała, ale w oczach było wszystko. No popatrz, to tyle, to jest tylko tyle.
Odważna i utalentowana. Switłana Oleszko.
To nie jest tylko tyle.