EN

31.05.2022, 12:58 Wersja do druku

Z fotela Łukasza Maciejewskiego: Aktorka roślinna

„Chrzciny” – ciekawy debiut Jakuba Skocznia. Być może trochę już dosyć tego PRL-u w polskim kinie, jakby wszyscy się uparli. Eskapizm może być współczesny, ale pojedynczo, nie parami, nie grupami. Wszystko jedno, mniejsza o film, to nie jest zresztą recenzja, wolę napisać o Katarzynie Figurze. Pisze Łukasz Maciejewski na stronie AICT.

fot. mat. Filmu Polskiego

Niby łatwizna. Wiadomo, że jest odważna, ma w sobie i macierzyńskość, i słodycz, i złość w tej słodyczy. Od lat udowadnia też, że właściwie obsadzona w kinie czy w teatrze, jest aktorką o ponadprzeciętnych możliwościach. Pisząc łatwizna w aspekcie filmu „Chrzciny”, myślę o „Żurku”, pięknym kameralnym filmie Ryszarda Brylskiego według prozy Olgi Tokarczuk, w którym Katarzyna Figura zagrała podobną rolę. A ponieważ tamten film był bardzo głośny (zasłużenie), może to przykryć kreację aktorki w „Chrzcinach”, a szkoda byłoby tej roli nie zauważyć.

Ramą są czasy – wybuch stanu wojennego, ale osią politycznej i historycznej ramy, stają się sytuacje jednostkowe. Kino staje się sytuacją jednostkową. Lustrem pojedynczym, nawet jeśli jest zbiorowe. I w tym lustrze jest mama. Jest Katarzyna. I figura matki.

Tak się składa, że „Chrzciny” oglądałem czytając „Dziennik żałobny” Rolanda Barthesa. Dziennik żałoby po stracie mamy, pisany codziennie, przez wiele miesięcy, na fiszkach. Unikatowe dzieło. „Mama nauczyła mnie, że możemy nie zadawać cierpienia tym, których kochamy” – pisze Barthes.

Mama z filmu „Chrzciny” nie czyta Barthesa, do niczego nie byłby jej potrzebny. Barthes szukał, a ona znalazła. Ona wie. Wie, że rodzinę trzeba kleić, nawet jeżeli trzeba, to brutalnie, butaprenem, a jeżeli części składowe rozczochrały się i nie ma już czego sklejać – ktoś musi takie próby wziąć na siebie. Kto? Mama, figura matki. Dom, dzieci, ciąże, za krótka spódniczka, kolorowe buty. A w filmie jeszcze: SB i Solidarność. Dzisiaj pewnie to byłby: PiS i antyPiS.

Rozmawiają, gadają, za dużo mówią w tym filmie, matka w wykonaniu Figury wie o wszystkim, a nawet jeżeli nie wie, to czuje, czuje, co się nie klei, a co się rozczochrało. Potrzeba stabilizacji, wrodzona można powiedzieć potrzeba, każe bohaterce Figury wierzyć, że wszystko się rozpadnie, jeżeli ona się rozpadnie, jeżeli jej świat się rozwali. A trzyma się ledwo, ledwo. Na wątłych rytuałach społecznych i kościelnych, na dzieciach, na praniu, na sprzątaniu, na porankach, i pajdzie razowego chleba.

Katarzyna Figura gra razowy chleb naszych matek. Tyle w niej siły, zadziorności, pazerności i zawstydzenia.

W mojej książce „Przygoda myśli”, zapytana o charakterystyczną cechę swojego aktorstwa, odpowiedziała intrygująco: „Może ja zawsze byłam nie cielesna, nie fizyczna, tylko „roślinna”? Jeżeli mam przed sobą postać, która mnie fascynuje i zaczynam się w nią wgłębiać, ta postać wchodzi we mnie dosłownie: dostaje się wręcz do mojego krwiobiegu. Żyję z nią kilka tygodni albo miesiąc, wszystko dzieje się jednak – jak u rośliny – w przyspieszonym tempie, intensywniej. Aktor roślinny jest aktorem w potrzasku, zaczyna kwestię i nagle, w trakcie jej trwania, skręca, szuka nowych tonów, innego akcentu. Ale efekty dzięki temu też mogą być nieoczekiwane”.

Równolegle z „Chrzcinami”, na vod, obejrzałem „Pianistę” Polańskiego. Dwie minuty tam była. Niecałe dwie. Jako antysemitka Kitty, wydała z siebie ryk. Wystarczyło, żeby zapamiętać. Nie ma innych epizodów z tego wspaniałego filmu, ale jest ona. Polański też to widział, Polański nie przeszkadzał. Wiedział, że to pasuje, że jest dobre. W „Chrzcie” dźwiga na barkach już cały film. I w zasadzie zostaje tylko ona. Matka Figura.

[Tekst ukazał się w „Kalejdoskopie Kultury”]

Tytuł oryginalny

Z fotela Łukasza Maciejewskiego: AKTORKA ROŚLINNA

Źródło:

AICT
Link do źródła

Autor:

Łukasz Maciejewski

Data publikacji oryginału:

31.05.2022