„Wyspa Jadłonomia” w reż. Macieja Podstawnego w STUDIO teatrgalerii w Warszawie. Pisze Kamil Pycia na blogu Teatralna Kicia.
Od czasu kiedy zobaczyłem wiele lat temu „Książkę Telefoniczną” na scenie Teatru Starego, ustaliłem kolektywnie z moimi pozostałymi osobowościami, że nic już mnie nie zaskoczy. Tutaj jednak wchodzi cała na biało „Wyspa Jadłonomia”, którą miałem szansę zobaczyć na Małej Boskiej Komedii w Łaźni Nowej.
Całość spektaklu oparta została na idei, która wypłynęła z książek Marty Dymek jak i z niej samej – życie w bardziej zrównoważony sposób, jedzenie sezonowe, głównie roślinne, próba zniwelowania swojego negatywnego wpływu na świat. Na bazie tych filarów Jan Czapliński napisał tekst „Wyspy Jadłonomii”, który na scenę sprawnie przeniósł Maciej Podstawny.
Naszą przewodniczką po tym dziwnym i tajemniczym świecie jest mała M, która wcale tak naprawdę już nie jest mała i chciałaby, żeby rodzice mówili jej więcej niż mówią i traktowali poważnie, a nie jak dziecko. W kryzysowej sytuacji, gdy czuje, że świat osuwa jej się spod nóg na wieść o ciężkiej chorobie ojca, znajduje schronienie w szklarni Pani Dymek. Ta szklarnia – zupełnie jak królicza nora z książki Carrolla – przenosi ją na jej prywatną Wyspę Jadłonomię. Ma tam okazję poznać prawdę, której nie mówią jej rodzice – o tym, skąd bierze się jedzenie, jak jeść oraz jaki wpływ na świat ma ona sama i jej decyzje. Nie może też zabraknąć finałowej walki z największym złolem świata czyli Cieniem, który prześladuje dziewczynkę, ale samo finałowe starcie jest bardzo przewrotne i wymyka się oczekiwaniom postawionym przed walką tego typu. Spektakl jest bardzo odważny w tym, jak kreuje świat; miałem wrażenie że wszyscy i wszystko było totalnie kwasowe, zupełnie jak w przygodach Alicji w Krainie Czarów, z której wiele motywów odnajdziemy w tej inscenizacji. Dodatkowo, ogromne wrażenie zrobiło na mnie to, jak bezpardonowo twórcy mówią dzieciom, że wszystko zależy od nich i składają całą odpowiedzialność na ich barki, nie dają zbyt wielkiej nadziei, a jedynie mówią co trzeba zmienić, żeby nie było jeszcze gorzej. Największe wrażenie zrobiła jednak na mnie scena, w której M odwiedza cmentarz zjedzonych zwierząt, gdzie Zwierzo - ocaleniec opowiada, jak naprawdę wygląda sytuacja zwierząt i to, że mięso nie rośnie w supermarketach na półkach.
Mam jednak wrażenie, że 100 minut takiego opowiadania przeplatanego ciekawie zagranymi piosenkami i gagami to może być ciut za dużo dla dzieci 10+ (bo teoretycznie do tej grupy wiekowej kierowany jest spektakl). Bywały momenty, że ciutkę spoglądałem na zegarek. Może raz, może osiem. Możliwe, że wynika to z tego, że nasłuchałem się wiele hura pozytywnych recenzji tego spektaklu, albo dlatego, że nie jestem grupą docelową, czyli 10-letnim dzieckiem (mimo, że czasem tak się czuję, jak muszę na przykład wypełnić PIT albo iść coś załatwić w spółdzielni). Poza tym, miałem wrażenie, że spektakl gdzieś tak w trzech czwartych odrobinę gubi tempo i zaczyna się rozjeżdżać.
Czy żałuję tego czasu? W żadnym wypadku, nie było to złe czy też źle zagrane albo męczące. Aktorzy są super, Maja Pankiewicz kolejny raz przypomniała mi, jak bardzo tęsknię za nią w Krakowie i jak bardzo mi szkoda, że tak utalentowana osoba zniknęła z Teatru Ludowego (ale zupełnie się nie dziwię). Daniel Dobosz niezmiennie i jak zawsze jest najpiękniejszy i wzrusza tym, co mówi jako Zwierzo. No i oczywiście, że było wspaniale zobaczyć po latach Tomka Nosinskiego na scenie, bo jakoś rozmijały się nam teatralne drogi i ostatni raz mogłem go oglądać tak około sto lat temu w „Samotności pól bawełnianych” w Teatrze Żeromskiego w Kielcach.
Więc, zbierając moje chaotyczne myśli o tym spektaklu: jeśli jesteś 10-letnim dzieckiem i czytasz ten tekst, to rodzice powinni dokładniej się przyglądać na jakie strony w Internecie wchodzisz, ale idź na „Wyspę Jadłonomię”. Może wyrośniesz na normalniejszego dorosłego niż ja, który oglądał nieskończoną liczbę razy „Błysk Rekina” w Teatrze Ludowym. Jeśli jesteś bezdzietną, dorosłą lambadziarą jak ja to odpuść sobie ten spektakl. Nic tam raczej dla siebie nie znajdziesz, bo to wszystko już wiesz, ale dodatkowo też wiesz, że świat jest ciut bardziej skomplikowany niż to, jak próbuje go przedstawiać ten spektakl i pewne decyzje nie są takie łatwe do zaaplikowania, bo żyjemy w czasach późnego kapitalizmu.
PS bardzo bym chciał wiedzieć jaki ślad węglowy ma ten spektakl.