Mówi się, że Teatr Telewizji to tylko kilkaset tysięcy widzów. A to wieleset razy więcej niż widownia największego teatru repertuarowego - przypominał Jan Tomaszewski, doradca zarządu TVP. To on był jedną z osób, które odbudowały Teatr Telewizji po roku 2015. Rzecz działa się na śniadaniu prasowym, w starym i zimnym Zamościu, do którego przeniesiono w tym roku festiwal Dwa Teatry.
Po pandemii produkcja Teatru Telewizji wyhamowała. Czekamy na ciekawe propozycje, choćby na spektakl „Stara kobieta wysiaduje" Tadeusza Różewicza w interpretacji speca od tej twórczości - Andrzeja Barańskiego. Rolę tytułową zagra Ewa Dałkowska. Moim marzeniem są wszakże dwie, trzy premiery miesięcznie. Jakub Majmurek drwi, że ten teatr to ramota. Tymczasem tę największą scenę robią wciąż najlepsi reżyserzy i aktorzy, o czym przypomniały nagrody za całokształt dla Ewy Wiśniewskiej i Jerzego Zelnika.
W Zamościu Grand Prix wygrał „Dzień gniewu" Romana Brandstaettera. Jacek Raginis wyreżyserował posępny katolicki dramat z czasów II wojny światowej. Swoisty pojedynek na siłę woli między przeorem klasztoru i esesmanem, jego dawnym kolegą. Ciarki przechodzą po plecach, kiedy się to ogląda. Wspaniałe role, zwłaszcza Radosława Pazury i Rafała Gąsowskiego. I uwaga na boku - pewnie żaden teatr repertuarowy, by dziś po tę sztukę, żywą, o czymś, nie sięgnął.
Mnie szczególnie ucieszyła nagroda za reżyserię dla „Innego świata" według Herlinga-Grudzińskiego. Igor Gorzkowski dokonał niemożliwego. Zmienił Herlingowe wspomnienie czy reportaż z sowieckiego łagru, piękny literacko, ale oparty na relacji, w rzeczywistość dialogu. W małych często scenkach wystąpili najlepsi aktorzy. Przewodnikiem po tym świecie był Philippe Tłokiński. Ale może największy wstrząs przeżywam, patrząc w twarz byłego popa Dimki granego przez Andrzeja Mastalerza.
Nieludzki świat i jednak wyzierające z niego człowieczeństwo. Dylematy nam nieznane, jak w rozmowie głównego bohatera z innym dawnym więźniem (Rafał Zawierucha), który miał alternatywę: donieść albo samemu skazać się na śmierć. Wielki to spektakl, jeden z najlepszych jakie widziałem -nie w tym roku, a wżyciu.
Mastalerz dostał aktorską nagrodę, podobniejak Ewa Dałkowska za wspaniałe „Badyle" Różewicza-Barańskiego, Jan Englert za Dyapanazego Nibka w „Małym dworku" Witkacego i łódzka aktorka Monika Buchowiec za rolę Marii, żony Piłsudskiego, w „Ni z tego, ni z owego" Macieja Wojtyszki.
Englert, Barański, Gorzkowski, Dałkowska, Wojtyszko - niezły zestaw mistrzów ramoty. Majmurek powinien się wstydzić, ale nie będzie. Znałem już te wszystkie spektakle, więc ja w Zamościu biegałem na słuchowiska. Wielki urobek dyrektora Teatru Polskiego Radia Janusza Kukuły i rozgłośni regionalnych budzi respekt. Działali nawet w apogeum pandemii. Bez dekoracji, samymi głosami wyczarowywali nam wszelkie światy.
Oto i w radiu powstał „Inny świat". Nigdy mnie nie zawiódł autora daptacji Wojciech Tomczyk, nie zawiodł a i reżyserka Anna Wieczur-Bluszcz. Krótsza, mniej upozowana na fabułę, radiowa opowieść o łagrze, porusza niewiele mniej niż telewizyjna. I znowu głos Mastalerza... W konkurencji radiowej wygrał „Wyszedł z domu" Różewicza w reżyserii Szymona Kuśmidra. Nie słyszałem, obiecuję, że nadrobię. Ale np. „Rzeczy, których nie wyrzuciłem" Michała Zdunika nagrodzone w kategorii adaptacji (napisał Marcin Wicha), to przejmująca przypowiastka o rozstawaniu się z umierającą matką. Wystarczy, że Danuta Stenka mówi do mikrofonu kilka zdań... Piękny świat, który na szczęście ma ciągłość, kontynuację...