„Kanał Polska” pod opieką reżyserską Anety Groszyńskiej i Grzegorza Więckowskiego w Teatrze Komedia w Warszawie. Pisze Konrad Pruszyński na swoim blogu.
Najlepsze komedie nie tylko śmieszą, ale również demaskują przywary poszczególnych ludzi i całych społeczeństw. Świetnie to znamy chociażby z twórczości fredrowskiej. Podobną funkcję spełnia także premierowa produkcja Teatru Komedia w Warszawie. Program stworzony przez czwórkę Kasia-Markowski-Kempa-Fiedorczuk to rzecz odświeżająca, innowacyjna, mówiąca o mediach, Polsce i świecie więcej niż niejedna z progresywnych produkcji na aktualnej teatralnej mapie naszego kraju.
Kanał Polska to fikcyjny program telewizyjny oferujący widzom (chyba niezbyt licznym) kontent najwyższych lotów. Ramówka odpowiada charakterystyce innych, znanych nam kanałów – od śniadaniówki, przez wiadomości, teleturniej, do „inteligenckiego” pasma wieczornego. Największe sławy małego ekranu starały się o angaż w Kanale Polska. W castingu odpadli m.in. Dorota Wellman, Marcin Prokop czy Marcin Meller. Wszystkim wymienionym brakło odpowiednich kompetencji do prowadzenia najbardziej innowacyjnej stacji telewizyjnej w Polsce. Zaskoczeni? Widzowie najnowszej produkcji Komedii na pewno nie, a to za sprawą imponującej charyzmy i intuicji twórców spektaklu, którzy, jak nikt inny, karykaturują i ośmieszają czwartą władzę. Aktorzy stawiają świat mediów na głowie, odwracając charakterystyczne dla nich zasady i wyolbrzymiając ich absurdy, a to wszystko po to, by zwrócić na nie naszą uwagę i umożliwić widzowi, również osobiste, przejrzenie się w tym komediowym lustrze.
Na czym skupiają się twórcy „Kanału Polska”? Zaczynają od kuriozalnej, intymnej rozmowy (sic!) o próbie samobójczej młodego chłopaka, bardziej niż rzeczywistemu dobru i komfortowi bohatera, podporządkowanej regułom telewizyjnego show, cechującego się napastliwością, wścibskością i miałkością przekazów. Dalej mamy między innymi: spotkanie z gościem-celebrytą Hitlerem, wywrotowy teleturniej, w którym wygrywają tylko przegrani oraz kiczowaty do granic możliwości koncert życzeń, a właściwie trzeba by było powiedzieć – koncert klątw, złorzeczeń i gróźb karalnych. Wniosek z tego prosty. W kwestii mediów należy być świadomym tego, że promują one wątpliwej jakości wzorce (nie przejdzie mi przez klawiaturę słowo „autorytety”), posługują się często środkami, które badacze z obszaru socjologii i nauk medialnych określają mianem „kultury upokarzania”, a na dodatek odpowiadają na nasze najbardziej pierwotne, często skrywane, instynkty – pobudzając je do bardziej regularnego i emocjonalnego ich wyrażania.
Żeby nie było tak kolorowo, że satyra fantastycznej czwórki dotyka tylko mediów, jest ona opowieścią również o każdym z nas z osobna. Jak zauważa w końcówce programu Katarzyna Kasia: „Media są o nas, dla nas. My się w nich odbijamy, a czasem nam się nimi odbija”. I tak, jak mamy wpływ na wybór władz wszelkich szczebli czy nasze codzienne decyzje konsumenckie, tak mamy wpływ na media, które w równym stopniu kreują gusta, co są kreowane przez oczekiwania odbiorców. „W naszych wyborach i decyzjach jesteśmy razem” – puentuje Kasia, zwracająca uwagę, że „Kanał Polska” to swoisty eksperyment (zarówno dla twórców, jak i widzów). Sensem tego badania jest kwestia obecności i wynikającej z niej prawdy. „Teatr jest bardzo naprawdę” – mówi filozofka. I to jest chyba największa nadzieja i obietnica płynąca w stronę teatru – niezależnie od tego, jaką formą przekazu się posługuje, że nic, żaden szklany ekran, żadne cyfrowe medium nie jest w stanie zastąpić tej żywej, bieżącej obecności, tej teatralnej wspólnoty kreowanej w równym stopniu przez twórców i widzów. Nie od dziś wiadomo, że jedni bez drugich żyć nie mogą. Jak czerń bez bieli, miłość bez nienawiści, a PO bez PiS-u (i vice versa).