- Moje spektakle są próbą zrozumienia, jak żyć po śmierci teatru? Przecież teatr umarł, ale ludzie teatru jeszcze żyją i wciąż chcą wychodzić na scenę i coś na niej robić. I to jest problem - z rosyjskim reżyserem Konstantinem Bogomołowem rozmawia Aneta Kyzioł.
Aneta Kyzioł: Organizatorzy największego rosyjskiego festiwalu. Złotej Maski, a także polscy kuratorzy rozpoczynającego się wkrótce przeglądu najciekawszych rosyjskich produkcji ostatnich sezonów. Festiwalu Da! Da! Da!, przekonują, że w rosyjskim teatrze po dekadach zastoju zaczął się czas zmian: estetycznych, mentalnych, politycznych. Konstantin Bogomołow: Ta zmiana jest realna, rosyjski teatr przestaje być samozadowolony. Oczywiście, poczucie własnej wielkości jeszcze jest obecne, ale młodzi myślowo już są gdzie indziej. To taki "chiński efekt": nowe pokolenie twórców nagle poczuło, że jest bardzo opóźnione i zaczęło się bardzo intensywnie karmić tym, co zdarzyło się w teatrze europejskim w ostatniej dekadzie. Intensywność połykania tych informacji zaczyna skutkować albo poskutkuje w najbliższym czasie dużym skokiem artystycznym. Moskiewscy krytycy pisali o dużej roli w tym procesie polskiego teatru - pokazywanych w Rosji spektakli Krystiana