„Wszystko dobre, co się dobrze kończy” Williama Szekspira w reż. Szymona Kaczmarka w Teatrze im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
Helena (bardzo dobra rola Malwiny Brych) zrobi wszystko, żeby posiąść Bertrama (Bartosz Cwaliński), w którym jest zakochana. Jej pomysł na postawienie ukochanego przed ołtarzem jest dość szalony, ale – jak się okazuje skuteczny. Może nie będę zdradzał szczegółów dość skomplikowanej intrygi, ale – zgodnie z tytułem – wszystko się dobrze skończy. Czyżby?
Do obojga naszych bohaterów niepodobna mieć ani krzty sympatii. Ona jest zdeterminowaną manipulantką, której miłość odebrała rozsądek, kobietą wzbudzającą lęk. On - może i przystojny, ale jednak nieciekawy, jak bowiem wielkie trzeba mieć w sobie pokłady pogardy, żeby nasikać na świeżo usypany ojcowski nagrobek? A co by się stało, gdyby zamienić role naszych bohaterów? Gdyby Helena była mężczyzną, to byłby… gwałcicielem? Mizoginem? Molestantem? Stalkerem? Maniakiem seksualnym? W najlepszym wypadku – świrem?
Jak to się dzieje, że dziś w czasach przecież prawie idealnej równości pryzmaty ocen ludzi są tak wciąż zdeterminowane ich płcią?
Oglądamy zrealizowane z rozmachem widowisko z fantastycznymi kostiumami Marty Śniosek-Masacz, momentami - dość drastyczne (scena wyleczenia Króla przez Helenę wydaje się stosunkowo naturalistyczna), chwilami zabawne, ale to nie jest komedia; a momentami - poruszające, jak np. w scenie z wpadającym w pułapkę Parollesem (bardzo dobry Jakub Łopatka).