EN

4.06.2024, 08:30 Wersja do druku

Współuwikłani

„Zamknięte pokoje” Marii Bruni w reż. autorki w Teatrze Nowym w Poznaniu. Pisze Andrzej Lis, członkek Komisji Artystycznej 30. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

fot. Dawid Stube / mat. teatru

Inne aktualności

Bohaterami sztuki Marii Bruni Zamknięte pokoje wystawionej w Teatrze Nowym w Poznaniu, są artyści malarze, Ukrainka Rita (Maria Bruni) i Polak Staszek Godlewski (Tomasz Mycan), którzy poznali się w czasie studiów plastycznych w Krakowie, zakochali się w sobie i, zgodnie z pragnieniem Rity, wyjechali do Kijowa, gdzie wzięli ślub. Po dziesięciu latach małżeństwo się rozpadło, choć Staszek i Rita nie rozstali się. Po rozpoczęciu inwazji Rosji na Ukrainę, najpierw wspólnie przeprowadzili się na wieś, a następnie razem wrócili do Krakowa. Wszystkie te decyzje podejmowała Rita, nazywana też Małgorzatą, Margeritą, Gośką. To ona w tym związku jest silniejsza i choć reaguje bardziej emocjonalnie, to czuje się odpowiedzialna za nich dwoje. Staszek albo Stanisław wydaje się bardziej refleksyjny, na swój sposób przyczajony, spokojny, a może tylko udaje spokojnego i spełnionego? Żyje w zawieszeniu. W pewnym momencie mówi nawet, że „od siebie niczego nie chce”. Depresja? A może rezygnacja?

Poznajemy ich w chwili, gdy oboje są w bardzo trudnej życiowo i materialnie sytuacji. Oboje uprawiają sztukę zawodowo, ale dają też do zrozumienia, że w dzisiejszych trudnych czasach ma to co najmniej wątpliwy sens. Rita maluje obrazy na sprzedaż, żeby ich utrzymać, Staszek przeżywa kryzys i w zasadzie niczego nie pisze. Chociaż przyjmuje zamówienia na kolejne książki, te pewnie nie powstaną. Chcieliby wspólnie napisać powieść, która (w przeciwieństwie do malowanych przez nią obrazów) mogłaby przynieść pieniądze. Rita jest gotowa poświecić swoją karierę zawodową, by jej mąż mógł osiągnąć sukces i sławę. Wymyśliła powieść Małgorzata, którą Staszek spisał i dzięki niej stał się uznanym autorem tej jednej, nie własnej książki. Chce być „Małgorzatą” swojego „Mistrza”, nawiązując do słynnego dzieła Bułhakowa, choć zarzeka się, że Bułhakowa nie cierpi.

Rozmawiają najczęściej o życiu, ale nie tylko. Czasem o wspólnej przeszłości w Kijowie, albo w Krakowie, czasem o przyszłości. Z pewną przyjemnością i zaangażowaniem grają przed sobą rozmaite role. A to znajomych z młodości, kolegów ze studiów, a to wspólnych znajomych z aktualnej pracy, na przykład wydawcę książek Staszka. Grają także od czasu do czasu samych siebie wobec samych siebie. W takich szczególnych dialogach, kiedy to Rita gra Staszka, a Staszek Ritę. Jakby chcieli odgrywać wobec siebie trochę innych partnerów, widzianych w deformujących rzeczywistość lustrach. Jakby sami w sobie odbijali się niczym w gabinetach osobliwości. W salonie niespodzianek i groteskowych wykrzywień pamiętanych z odległej młodości albo nieistniejącej przyszłości. Lub z dzieciństwa. Jakby ich skazanie na siebie polegało też na tym, że nigdy nie dorośli, nigdy nie dojrzeli. Jakby byli Piotrusiem Panem w dwóch osobach.

Próbują więc uciec od wszystkiego, chowają się do maleńkiego, klaustrofobicznego pokoju w mieszkaniu ich umierającego mistrza – profesora, któremu jeszcze w czasie studiów nadali pseudonim Van Gogh, w starej kamienicy krakowskiej, która wprawdzie jak przystało na kamienicę ma cztery metry wysokości, ale i powierzchni na podłodze też pewnie tyle samo. Ciasna, dająca wiele możliwości sceniczna przestrzeń (pomysłowa i przemyślana scenografia Piotra Kruszczyńskiego) jest metaforą związku Rity i Staszka, połączonych i nie mogących się od siebie uwolnić, chwilowym przystankiem, na którym leżą nierozpakowane kartony, tymczasowym domem, gdzie pokój jest równocześnie salonem, pracownią malarską, sypialnią, kuchnią i łazienką, łóżko – prysznicem, a pralka – maszyną do pisania, z której wypadają puste kartki pisanej powieści.

W chwili śmierci profesora bohaterowie mogliby wejść do zamkniętych pokoi, znaleźć dla siebie nową przestrzeń, stworzyć wspólny dom. Okazuje się, że mają inny pomysł na życie. Rita wręcza Staszkowi gotową powieść i wyjeżdża do Paryża, a Staszek jedzie walczyć do Ukrainy. Mieszkanie postanawiają przeznaczyć na muzeum, w którym pokazywane będą prace ich nauczyciela.

Nic nie jest tak, jak wydawało się, że będzie.

*

fot. Dawid Stube / mat. teatru

Bohaterowie poznańskiego spektaklu: Maria Bruni i Tomasz Mycan mają za sobą różne doświadczenia teatralne i sceniczne.

Pochodząca z Mariupola Maria Bruni stosunkowo niedawno ukończyła aktorską edukację teatralną w Kijowskim Narodowym Uniwersytecie Teatru, Kina i Telewizji i reżyserię w Instytucie Telewizji, Radia i Prasy w Kijowie. Od 2022 roku była rezydentką, a od 2023 roku jest aktorką poznańskiego Teatru Nowego. Można ją oglądać w kilku aktualnych przedstawieniach, m.in. jako Marysię w Weselu w reżyserii Mikołaja Grabowskiego i Nataszę w ALTE HAJM/Stary Dom w reżyserii Marcina Wierzchowskiego.

Tomasz Mycan jest od Marii Bruni dziesięć lat starszy. Z urodzenia legniczanin, debiutował w Teatrze Modrzejewskiej u Jacka Głomba jako statysta w widowisku plenerowym Trzej Muszkieterowie. Potem była wrocławska filia krakowskiej AST i kolejny, zawodowy już debiut w Teatrze im. Horzycy w Toruniu, rolą Zbyszka w Moralności pani Dulskiej. W Toruniu pozostał przez dziewiętnaście lat grając między innymi Edka w Emigrantach Sławomira Mrożka i Hamleta.

Oboje są więc w zespole poznańskiego Teatru Nowego od niedawna. Grają razem w kameralnym przedstawieniu autorskim młodej ukraińskiej artystki. Graja w taki sposób, jakby się uzupełniali. Ona bardzo żywiołowa, z wyrazistą amplitudą emocji i energii. Jakby co chwilę zaczynała jakieś życie zupełnie od początku i od nowa. Jakby była jednym wielkim impulsem i inspiracją do działania. Jakby się czuła odpowiedzialna nie tylko za scenę, ale i za cały świat. On wyciszony, czekający na swój moment, skupiony, jakby do czegoś się przygotowywał albo na coś czekał.

Źródło:

Materiał własny

Autor:

Andrzej Lis

Wątki tematyczne