„Wspólnota mieszkaniowa” Jiříego Havelki w reż. Krystyny Jandy w Och-Teatrze w Warszawie. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
Mam to szczęście, że mieszkam w bloku administrowanym przez dość staromodną spółdzielnię mieszkaniową, z kasą, działem technicznym itd., jak coś się zepsuje – to się dzwoni i przychodzi pan Tomek i naprawia, wiecie. I niespecjalnie wiele więcej poza płaceniem czynszu mnie interesuje, co jest dosyć komfortowe. Więc gdybym musiał uczestniczyć w takim zebraniu, jakiego przebieg oglądamy w Ochu, chyba bym panią Procházkovą (świetna Katarzyna Żak) po prostu udusił... W największym skrócie – bo i nie można za wiele napisać i wcale nie jest to najważniejsze kto z kim i dlaczego - podczas zebrania wspólnota mieszkaniowa pewnej kamienicy musi podjąć ważne decyzje m.in. o sprzedaży strychu. Spotkanie prowadzi przewodnicząca - młoda matka trojga dzieci, pani Zahrádková (Agnieszka Więdłocha), której bez przerwy przeszkadza formalistka Pani Roubíčková (cudowna Izabela Dąbrowska), na nic się nie zgadza były przewodniczący wspólnoty zgorzkniały nieco pan Kubát (Grzegorz Warchoł w dublurze z Witoldem Dębickim), a enfant terrible owego spotkania, nie do końca rozumiejący, gdzie jest i o co chodzi, jest niepełnosprawny Pan Švec (Michał Zieliński). Poza tym - pan Sokol milczy, pani Bernášková rodzi, a pełen koncyliacji Čermák – choć jakby trzyma się na uboczu, odegra jednak w tym misterium rolę główną. Zwracam uwagę na najlepszą scenę tego spektaklu, kiedy pan Zahrádka (Piotr Ligienza) w pewnym momencie nie wytrzymuje i ku zdumieniu połowicy - mówiąc delikatnie – podsumowuje swoje małżeństwo, dekompensacja biednego Zahradki po prostu wciska w fotel.
Oglądamy znakomite, nieodparcie zabawne, świetnie zagrane, ale uprzedzam - bardzo, ale to bardzo gorzkie przedstawienie, z pytaniem Havelki, na które ewentualna odpowiedź może tylko uwierać - Quo vadis, ludzie? Quo – kurwa - vadis?
Top of Och.