„Wspólnota mieszkaniowa” w reż. Leny Frankiewicz we Wrocławskim Teatrze Współczesnym. Pisze Michał Derkacz w portalu wroclaw.dlastudenta.pl.
22 lutego 2025 roku we Wrocławskim Teatrze Współczesnym odbyła się premiera „Wspólnoty mieszkaniowej” na podstawie przewrotnej komedii Jiriego Havelki. Pełen doskonałych dialogów i czeskiego, czarnego humoru spektakl to studium sąsiedzkich charakterów, które zderzają się podczas zebrania tytułowej wspólnoty mieszkaniowej, aby przedyskutować kilka tematów i zagłosować w pilnych sprawach. Oczywiście błyskawicznie dochodzi do kłótni i spięć nawet w najbardziej błahych kwestiach, z czasem konfliktów przybywa, a rutynowe spotkanie eskaluje w nieprzewidywalną, organizacyjno-światopoglądową wojnę.
Bez wątpienia spektakl w reżyserii Leny Frankiewicz, zgodnie z oficjalnym opisem, jest komediodramatem podszytym gogolowską nutą: „Z kogo się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie!”. Każdy, kto kiedykolwiek był obecny na zebraniu wspólnoty mieszkaniowej zobaczy tutaj kalkę danej sytuacji jakiej sam doświadczył, naturalnie w typowo teatralnym uwypukleniu i przejaskrawieniu, ale jednak. Dyskusje, które widzimy w tym przedstawieniu są tak realne, że faktycznie nie wiadomo czy śmiać się, czy płakać.
Z drugiej strony, mimo wyraźnie dramatycznej sytuacji poszczególnych bohaterów, „Wspólnota mieszkaniowa” jest pełnoprawną komedią, w której postawy wyjątkowo archetypicznych postaci sprawiają, że śmiejemy się zarówno z nimi, jak też z nich. Tutaj pochwalić trzeba brawurowe aktorstwo całej (całkiem pokaźnej) obsady, w której jednak uwagę i serca widowni kradną kreacje Beaty Rakowskiej, Macieja Tomaszewskiego, Ireny Rybickiej oraz Tadeusza Ratuszniaka. Doświadczeni artyści zawładnęli scenę, ale nie można nie dostrzec również popisów Miłosza Pietruskiego czy Mariusza Bąkowskiego.
Mając jeszcze w pamięci bardzo udany spektakl „Limba” teatru Układ Formalny mamy wrażenie, że poruszony tam temat konfliktu na zebraniu mieszkańców osiedla został podniesiony do potęgi trzeciej przez Wrocławski Teatr Współczesny, a tamte refleksje, tak nam bliskie przecież, eksplodują teraz ze zwielokrotnioną siłą. Większe jest tu wszystko – sama scena, pomysłowa scenografia czy liczebność obsady.
Wnioski natomiast pozostają niezmienne – w naszym ludzkim charakterze zakorzeniona jest potrzeba wyższości, władzy i posiadania nie tylko aktu własności mieszkania, ale także (a może głównie?) racji. Racji bezwzględnej, jedynej prawdziwej, bo naszej - z prawem do głosowania „na nie” bez potrzeby tłumaczenia się z tego komukolwiek.
Produkcja ta ma chyba tylko jeden drobny minusik. Może nie trafić do młodszej widowni, jeszcze w studenckim wieku – głównie za sprawą poruszanych tematów, na tym etapie życia odległych i nieistotnych. Reszta powinna bawić się wyśmienicie!