EN

14.11.2022, 17:10 Wersja do druku

Wieczór zmarnowanej szansy

fot. Joanna Miklaszewska / mat. teatru

„Casanova” w chor. Graya Veredona w Teatrze Wielkim w Łodzi w ramach XXVI Łódzkich Spotkań Baletowych. Pisze Agnieszka Kowarska

Ostatnią prezentacją podczas XXVI Łódzkich Spotkań Baletowych była prapremiera baletu „Casanova” w choreografii Graya Veredona. Tańczył zespół baletowy Teatru Wielkiego w Łodzi. Był to, niestety, słaby pokaz zarówno pod względem artystycznym jak i wykonawczym. Piszę to z ciężkim sercem, trudno jednak, żeby sympatia, którą żywię do tego zespołu przesłoniła mi wgląd w to, co zobaczyłam na scenie.

Tego rodzaje produkcje, bazujące na obszernym materiale faktograficznym lub literackim wymagają ogromnej dyscypliny ze strony realizatorów oraz umiejętności budowania spójnej, ciągłej narracji, w taki sposób, aby widz niewtajemniczony w historię głównego bohatera, był w stanie ją odtworzyć patrząc na taniec. Nie jestem wstanie stwierdzić, co było ostatecznie celem choreografa „Casanovy”: opowiedzenie historii życia głównego bohatera baletu czy jego kondycja psychiczna. Przerysowania pojawiające się w kompozycji nie służyły ani jednemu, ani drugiemu. Choreografia składała się z oderwanych obrazów, luźno powiązanych ze sobą. Sprawiały one raczej wrażenie ruchomych zdjęć, które zrobił domowy fotograf a nie nieprzerwanie toczącej się barwnej opowieści. Łącznikiem pomiędzy tymi obrazami były… biegi przełajowe po scenie. Zupełnie jakby choreografowi zabrakło fantazji, aby zapełnić czas dobrze skonstruowanym ruchem tanecznym. Było to nudne i niestaranne. Choreografia przywodziła na myśl zabawę w balet, niestety potraktowaną zbyt serio. Przyznam, że tak słabej, niemal nieudolnej artystycznie kompozycji już dawno nie widziałam. W mojej ocenie nie powinna była pojawić się na imprezie takiej rangi jak ŁSB.

Niestety, nie mogę zachwycić się i samym wykonaniem baletu. Odniosłam przykre wrażenie, że zespół miał zbyt mało czasu na przygotowanie się do prezentacji, bo pojawiały się pomyłki, potknięcia i spóźnienia. Wiem, jak tańczą tancerze TWŁ i znam ich możliwości, wielokrotnie bowiem obserwowałam jak tańczą spektakle a zawsze przyglądam się ich pracy bardzo skrupulatnie. Nie wątpię więc, że jest to zespół złożony z ambitnych tancerzy, przygotowanych do realizacji nawet najtrudniejszych, wymagających doskonałej techniki i kondycji zadań choreograficznych. Co zatem stało się od czasu premiery „Tryptyku”? Ani formy, ani techniki tancerze TWŁ nie stracili, tego jestem pewna. Jedynym tancerzem w zespole, który dostał od realizatorów możliwość pokazania swoich atutów był Nazar Botsyi. Potencjał reszty artystów po prostu zmarnowano.

Dobór podkładu muzycznego również pozostawiał wiele do życzenia. Prezentacji towarzyszyło – o zgrozo! - nagranie z taśmy. A przecież to była prapremiera baletu na międzynarodowej imprezie, zaś wydarzenie miało miejsce w siedzibie organizatora! To właściwie można jeszcze wytłumaczyć sobie jakimiś oszczędnościami. Jak jednak uzasadnić taki a nie inny dobór fragmentów z dzieł Vivaldiego? Przedłużały one w nieskończoność sceny, które należało wszak jakoś tańcem zapełnić. Efekt był taki, że powstała mdła wyrazowo i nieudolna kompozycyjnie kompilacja muzyki i ruchu. Mając w pamięci „Ziemię obiecaną” Veredona, również zrealizowaną w TWŁ, wydaje to się aż nieprawdopodobne. Niestety.

No cóż. To był wieczór zmarnowanej szansy, szansy na pokazanie klasy zespołu i na opowiedzenie barwnej historii Casanovy. Zmarnowany został nawet potencjał monumentalnych kompozycji Vivaldiego. Trudno zrobić dobry spektakl baletowy mając jedynie ładne kostiumy i jedną „żywą”, dobrze przemyślaną rolę Cospetta. Czy o to jednak chodzi na międzynarodowych imprezach, które mają przyjmować perspektywę „do przodu”, ku przyszłości sztuki tańca? Które pokazują to, co nowe w balecie i w jakich kierunkach rozwija się współczesna myśl twórcza? Odnoszę przykre wrażenie, że ktoś zrobił zespołowi TWŁ nieprzyjemny psikus, dając mu do wykonania tego rodzaju choreografię, która z jednej strony usypia publiczność na widowni a z drugiej, co wrażliwszych, oburza i zniechęca. Nie marnujmy talentów łódzkiej sceny baletowej.

Źródło:

Materiał nadesłany