„Ludzie inteligentni” Marca Fayeta w reż. Olafa Lubaszenki z Tito Productions na Scenie Spektaklove w Warszawie. Pisze Robert Trębicki w Teatrze dla Wszystkich.
Przedstawienie „Ludzie inteligentni”, świetnie wyreżyserowane przez Olafa Lubaszenkę, to znakomicie zakomponowana seria scen, w którym dobrzy znajomi, kumple i przyjaciółki, rozmawiają o sercowych rozterkach, wątpliwościach i podejmowanych, niejednokrotnie pochopnie, decyzjach. Również o zdradach, próbach nielojalności i podejrzeniach o wiarołomstwo. W tej gmatwaninie partnerskiego szaleństwa sami bohaterowie zaczynają się gubić, nie mogąc rozpoznać się w tym, co jest prawdą, co domysłem, a co tylko ich pragnieniem. Ogląda się ten spektakl nie bez satysfakcji, bo aktorsko jest genialnie! Już od pierwszej sceny mamy do czynienia z wyżynami teatralnego komizmu i radości, jaka z nim się pojawia. Aktorzy niby zwyczajnie sobie rozmawiają, a ja zanoszę się śmiechem tak, że nie sposób powstrzymać łez.
Adam Krawczuk, którego zawsze podziwiałem w przedstawieniach Montowni, a także w Och-Teatrze czy Polonii, ponownie przypomniał mi o swoim wielkim aktorskim talencie. Tym razem w roli ciapowatego i zawsze niedoinformowanego bohatera imponuje umiejętnością zastosowania dystansu i humorystycznym podejściem do swojej postaci. A scena z Pauliną Holtz, kiedy mówi, że „w życiu nikt mi kurwa nic nie kupił” pozostanie ze mną na długo.
Przy Mariuszu Witkowskim chciałoby się wykrzyknąć: o rany, cóż to za aktor! To on jest sprawcą całego zamieszania, choć twardo stoi na posterunku swojej niewinności i radzi sobie z tym znakomicie. Jego filozoficzne wywody w rozmowach z kumplami czy „pantoflarskie” dialogi z partnerką (w tej roli Renata Dancewicz) zagrane zostały koncertowo. A sceny z „nie kręć” wprost trudno wymazać z pamięci.
Bartłomiej Topa – absolutny mistrz ceremonii. Fenomen! To co widzimy w jego wykonaniu na scenie to prawdziwy majstersztyk. Ta nonszalancja, ten gest wyższości, ten papieros nie do końca zapalony, ten dodatkowy komentarz nieprzewidziany w scenariuszu i ta chwila zawieszenia głosu, jeszcze to jak potrafi „docisnąć swoją ukochaną kobietą…. A wszystko nie do podrobienia.
Panowie jednak nie istnieją w tym spektaklu bez pań, które próbują za wszelką cenę udowodnić swoją niewinność i chcą pozostać poza wszelkimi podejrzeniami. Tu, niespodziewanie dla mnie, Paulina Holtz i Renata Dancewicz udowadniają, że tak naprawdę nie ma możliwości zrozumienia kobiet do końca. A czynią to w tak pyszny i przeuroczy sposób, że trudno oprzeć się nie tylko ich wdziękom, ale też „mądrościom” wypowiadanym zwłaszcza po kilku kieliszkach wina, kiedy po kobiecemu uroczo, ale nie bez dozy wytrawnej perfidii deliberują nad zaletami i wadami swoich partnerów.
Nie będę udawał teatralnego mądrali, że było wiadomo jak to wszystko się skończy, bo finał okazał się być kompletnie nieprzewidywalny, za to pełen odniesień do kultowych scen z polskiej kinematografii. Wypadło to naprawdę znakomicie.
„Ludzie Inteligentni” w antyteatralnej przestrzeni Małej Warszawy to spektakl w każdym calu doskonały. A dlaczego antyteatralnej? Bo w tylnych rzędach, niestety, niewiele słychać. Poza tym po raz kolejny obserwuję jak spóźniona piętnaście minut widzka bez żenady przepycha się szukając swojego miejsca w trakcie ważnej scenicznej rozmowy, a po przerwie możesz nawet zostać oblany drinkiem, który kolejny widz przyniesie z sobą na widownię. Zaś za plecami usłyszysz: o, ta jest z tego serialu, a ten z tamtego filmu. O dzwoniących telefonach komórkowych nawet nie wspominam, bo na Otwockiej to norma. Ale jeśli nie jest to dla Was przeszkodą, to czym prędzej odwiedźcie stronę SpektakLove i kupcie bilet na ten właśnie spektakl. Obowiązkowy „raz w roku w teatrze” na pewno będzie zaliczony na piątkę! Zabawa, humor, radość i łzy ze śmiechu gwarantowane! Po prostu trzeba to przedstawienie zobaczyć, koniecznie!