„Inni ludzie” Doroty Masłowskiej w reż. Grzegorza Jarzyny w TR Warszawa. Pisze Robert Trębicki w Teatrze dla Wszystkich.
Od pół roku jestem zmuszony poruszać się po Warszawie miejską komunikacją. Niestety, nie znoszę tego sposobu podróżowania, ale dzięki tej sytuacji mam czas na wytężoną obserwację mojego miasta. Podpatrywanie syfu na chodnikach, idiotów w autobusach, rozwydrzonej młodzieży pod Żabkami, chamstwa starych pod blokiem, masy nieżyczliwości, wzajemnej nienawiści i degrengolady społecznej. Nie rozumiem czemu to zło ma służyć, ale to zło – narodowe, społeczne, obywatelskie – jest świetnie pokazane w przedstawieniu „Inni Ludzie”. Uderzający spektakl. Wszechstronny, oszałamiający treścią i formą, przerażający dokument, a może tylko upiorna wizja społeczeństwa jako zbitki wszelkiego rodzaju patologii i uzależnień. I bogaci, i biedni, i normalni, i z lekkim odchyłem, wszyscy są uzależnieni, bez pomysłu na przyszłość i bez chęci zrozumienia nie tylko bliskich, ale i otaczającego świata. Całość pokazana w szalonym tempie, ozdobiona kolorowym fluidem, mocno hałaśliwie i przerażająco prawdziwie.
Inscenizacja w TR Warszawa jest okraszona, z trudem muszę to przyznać, świetnym dźwiękiem w postaci rapowych bitów, scratchów i idiotycznych hiphopowych tekstów. Dlaczego z trudem? Bo nie znoszę tego rodzaju muzyki, a tu jest ona wręcz wymarzoną ilustracją dźwiękową, wspaniale pasującą i do miejsca i do czasu wydarzeń. Do tego dochodzą świetne prezentacje video, które są solą przedstawienia, zbliżając spektakl wręcz momentami do cyrkowego show, bo i zestaw postaci zacny, i bardzo ciekawie wykorzystany: Andrzej Seweryn jako klecha dostający na głowę ogromną porcję nasienia, czy TW Stokrotka biegająca z mikrofonem jak nabuzowana, napastliwa reporterka robiąca z niczego informację dnia, piosenkarz Rogucki jako przedziwny klient, czy komentująca rzeczywistość Krystyna Czubówna. Na wielkich ekranach widzimy efekt zastosowania blueboxów, a widoczne na tychże działania aktorskie z bocznych miejsc widowni zdecydowanie dodają atrakcyjności temu teatralnemu widowisku.
Oczywiście, mamy również dialogi i monologi, wszystko zgodnie z obecną językową rzeczywistością, w której aż roi się od przekleństw i erotycznych skojarzeń. Nie ma zdania bez bluzgów – i naprawdę nie ma znaczenia czy rozmawia matka z synem czy mąż z żoną. Są oczywiście żarty z partii rządzącej i Kaczyńskiego – słabe i przewidywalne, ale wywołują ogromny rechot tej inteligentniejszej, bardziej elitarnej części publiczności.
Na wyróżnienie zasługuje cały zespół aktorski – stworzone kreacje są konkretne, wiarygodne, życiowe. Z przyjemnością słucham Agnieszki Żulewskiej w roli przegiętej narratorki, z uśmiechem wyłapuję „życiowe mądrości” Adama Woronowicza, z niesłabnącym zachwytem mocno przerysowane postaci Tomasza Tyndyka, czy świetną Marię Maj w kreacji przerażającej matki. W roli głównej, jako niespełnionego, nieudacznego, po prostu głupiego, młodego obywatela, obsadzono kompletnie mi nieznanego Yacine Zmita – i to było bardzo dobre posunięcie, znakomite zagranie „najważniejszych” życiowych potrzeb: buty, telefon, kariera rapera, szybki seks, no i narkotyki przede wszystkim… tyle z tego zrozumiałem.
Podsumowując: sporo żartów, sporo bezeceństw, sporo śmiechu, ale w rzeczywistości to bardzo smutny przekaz stanu polskiego społeczeństwa, i najgorsze, że nie jest ten obraz wcale aż tak nadto przerysowany. Warto pojechać do ATM, bo „Inni ludzie” to naprawdę świetny i ważny spektakl!