„Casting” wg scen. Emilii Florczak, Macieja Karbowskiego, Michała Kaszyńskiego, Kamila Książka, Heleny Rząsy, Igi Szubelak, Hanny Wojtóściszyn, Agnieszki Jakimiak i Mateusza Atmana w reż. Mateusza Atmana i Agnieszki Jakimiak, spektakl dyplomowy studentów IV roku kierunku aktorstwo (specjalność aktorstwo dramatyczne) Akademii Teatralnej w Warszawie w Teatrze Collegium Nobilium w Warszawie. Pisze Robert Trębicki w Teatrze dla Wszystkich.
W prologu spektaklu widzimy pędzącą panią redaktor, zapewne jakiejś znanej telewizji, robiącą wspólne selfie i szybkie wywiady z uczestnikami, którzy na pytanie „jak zostać znanym aktorem” odpowiadają zawsze tak samo: „dobrze wyglądać i dobrze się poruszać”… I mam nieodparte wrażenie, że występujący młodzi adepci sztuki teatralnej naprawdę w to uwierzyli…
Zrobiono spektakl, na który w moim mniemaniu realizatorzy nie mieli żadnego pomysłu. Przynajmniej ja takiego nie znajduję, tak samo jak nie widzę sensu tego kłopotliwego przedsięwzięcia, pozbawionego myśli przewodniej, dramaturgii i odrobiny reżyserii. Jej brak jest naprawdę dojmujący. Odniosłem wrażenie, że wszystko zostało puszczone na żywioł. Zgromadzono grupę ludzi, którym powiedziano, by grali monolog Hamleta po „swojemu”, tak żeby było modnie i nowocześnie. I „biedni” studenci najpierw zbiorowo maszerują, dokonując niby prezentacji, potem oglądamy ich w czarno-białym – a jakże! – filmie – każdy mówi co myśli o sobie, jak postrzega świat… Wreszcie coś tam próbują na scenie pokazać, ale wychodzi im to raczej słabo i jakoś „kwadratowo”, że aż żal patrzeć. Ogląda się to niczym parodię różnych teatralnych konwencji i estetyk, okraszoną kilkoma środowiskowymi żarcikami, najczęściej dotykającymi Warszawy. Iga Szubelak modnie wali w bęben, Kamil Książek performuje biegając i skacząc po scenie ubrany w białą spódnicę, Maciej Karbowski jest nowocześnie zwyczajny, niby taki śmieszny i taki wesoły, Emilia Florczak wkłada plastikową czaszkę między nogi i erotycznie spazmuje, a wszystko to okraszone tekstem nieśmiertelnego Szekspira.
W kolejnej odsłonie castingu odtwórcy, grający samych siebie, snują się po scenie śpiewając „być albo nie być, oto jest pytanie” na melodię „pieski małe dwa”. Helena Rząsa dostaje ataku płaczu i szuka wśród publiczności swojego Hamleta. Ani to awangardowe, ani pionierskie, ani specjalnie nowoczesne, tym bardziej, że cierpią na tym moje kolana. Hanna Wojtóściszyn dostaje ataku szału i wyrzuca z siebie pretensje do teatralnego świata. Reszta z występujących robi na scenie jakiś „chaos”, używając dziwnych rekwizytów… Na koniec Michał Kaszyński wchodzi w rolę Davida Attenborough i opowiada historię o małpach, którym do klatki wstawiono maszynę do pisania – okazało się, że małpy nie napisały niczego lepszego od Szekspira. Cała aktorska obsada powoli przeobraża się w małpy – tak chyba miało być, ale jak się okazuje samo granie szympansów czy goryli też nie jest łatwe i to niestety widać.
Jestem przekonany, że młodym ludziom zaangażowanym w to przedsięwzięcie wyrządzono krzywdę. Choć zapewne oni sami i ci stawiający zadania, których w trakcie było słychać z offu (reżyserzy, krytycy, dramaturdzy), tak tego nie odbierają. Ciekaw jestem, co będzie kiedy przyjdzie na ten nieudany spektakl zwykła widownia, a nie koledzy z akademii czy rodzina; co będzie jak przyjdą dyrektorzy teatrów czy reżyserzy poszukujący nowych twarzy do swoich projektów i zobaczą grupę aktorskiej młodzieży, która ma niechęć do ciągłego oczekiwania i castingów już z samego faktu, że musi na nie przychodzić, bo przecież ciągle szukają kolejnego Ogrodnika… Bieleni… Cóż, trzeba ich będzie brać takimi jakimi są, bo dobrze wyglądają i całkiem nieźle się poruszają. Co do ich talentu czy umiejętności warsztatowych podczas tego dyplomu niewiele się dowiemy… Ale ich nazwiska mogą zapaść w pamięć, bo wypowiadane są po wielekroć.