Na dwa dni przed pogrzebem prezydenta Pawła Adamowicza znalazłem w sieci informację, że zespół Teatru Powszechnego w Warszawie przerwał na minutę spektakl "Klątwa". "Uznaliśmy, by w scenie, gdy mówi się o zabójstwie, minutą ciszy uczcić zamordowanego Pawła Adamowicza" - wyjaśnił rzecznik prasowy stołecznego teatru. Postawa chwalebna, ale informacja niepełna i, przykro stwierdzić, tchórzliwa - pisze Jacek Kopciński w Teatrze.
Już wcześniej zastanawiałem się, co po tragedii w Gdańsku poczną aktorzy Powszechnego, z takim poświęceniem performujący (od czasu do czasu i akurat wtedy) spektakl Frljicia. Kto widział "Klątwę" [na zdjęciu], ten wie, że nie chodzi w niej o jakiekolwiek zabójstwo, ale o wyrok śmierci na Jarosława Kaczyńskiego, planowany na scenie w sposób nadzwyczaj realistyczny. Najpierw słyszymy przecież informację o tym, że na specjalnych, podziemnych portalach internetowych można znaleźć kontakt z płatnym zabójcą, który mógłby podjąć się zamachu na prezesa PiS, a potem jeden z aktorów czy jedna z aktorek rusza na widownię, by zbierać datki na ten cel. I niektórzy wyciągają portfele. Tak właśnie, i niech mi nie mówią uczeni performatycy, że cała ta akcja była tylko pułapką na widzów, którzy, podpuszczeni, powinni się byli zawstydzić swojego gestu. Owszem, niektórzy się wstydzili, ale nie za siebie, tylko za artystów. Inni natomiast reagowali