„Wenus w futrze” na podstawie dramatu „Venus in Fur” Davida Ivesa w reż. Julii Banasiewicz i Adama Stasiaka w Teatrze Collegium Nobilium w Warszawie. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
Oglądamy kameralny, zrobiony za dosłownie 5 zł spektakl, wymyślony i zagrany przez dwoje studentów warszawskiej AST, z udziałem „trzeciego oka” Michała Walczaka. Tekst znany choćby z filmu Polańskiego – najkrócej: reżyser szuka aktorki do głównej roli w reżyserowanym przezeń spektaklu na podstawie Sacher-Masocha. W ostatniej chwili wpada na przesłuchania Wanda, Tomasz z łaski pozwala jej pokazać, co potrafi. Odgrywa fragment sztuki, z braku innych aktorów on wciela się w rolę jej partnera. Czym się ten niezwykły casting skończy?
Trudno o tekst bardziej rezonujący z tym miejscem i tym czasem w życiu obojga aktorów. Oglądamy bowiem z pasją zrealizowany spektakl o… teatrze, o jego pięknie i – okrucieństwie (dopiero dzięki temu przedstawieniu możemy zrozumieć, dlaczego CASTINGI bywają naprawdę opresyjne). O maskach i kostiumach, które aktorzy zrzucają po skończeniu spektaklu i o tych, których nie zrzucają. O granicy między teatrem a życiem, między fikcją a rzeczywistością, które to granice niekiedy się zacierają, i o tego faktu konsekwencjach.
Julia Banasiewicz w roli Wandy jest wprost obłędna. Radzę bardzo uważnie śledzić drogę artystyczną tej niesłychanie utalentowanej aktorki (a to dopiero III rok!), a i sam za piękny ciąg dalszy mocno trzymam kciuki. To, jak w mgnieniu oka przemienia się z nieco nieogarniętej szukającej zarobku aktorki w - nie bójmy się tego słowa – dominę (oraz odwrotnie), jest po prostu niesłychane. Ona panuje nad Tomaszem (doskonale wiedzący, co i po co robi na scenie – Adam Stasiak) w teatrze, on nad nią – na castingu, ta walka wydaje się w sumie wyrównana. Proszę się jednak nie zdziwić…
Olśniewające. Szkoda tylko, że tylko trzy razy zagrane. Ale wróbelki ćwierkają, że…