"Matka" Stanisława Ignacego Witkiewicza w reż. Radka Stępnia w Teatrze Nowym w Poznaniu. Pisze Marek S. Bochniarz w portalu kultura.poznan.pl.
Matka - tradycyjnie niesmaczna sztuka Witkacego - w nieprzesadzonej, a po klasycznemu pięknej i czystej, acz lekko buduarowej interpretacji Radka Stępnia jest satysfakcjonującą produkcją Teatru Nowego. To spektakl dość surowy i po ludzku wyborny w swej trzeźwej zachowawczości. Zapewni nam miękki, bezpieczny, acz doprawiony smakowitym jadem powrót w przytulne objęcia ukochanego, poznańskiego teatru repertuarowego przy Teatralce.
Oto ta nasza sfrustrowana, manierycznie przegięta na leżance Matka nabrała po raz kolejny swych paskudnych, niezdrowych, trupich rumieńców schyłkowości życia familijnego i familiarnego. Słyszymy zarówno w jej pospolitawym sposobie wypowiedzi, jak i ciemnym, acz istotnym gadaniu wieszczy, głuchy i brzydki ton rychłego rozjechania, rozpuszczenia ogniska domowego i transformacji w przybytek godny wiedeńskiego Niebieskiego Domu, miejsca stołecznej rozpusty fin de siècle'u. Jak to typowa witkiewiczowska rodzicielka, krytykuje ona też swą kaleką, nieodrodną latorośl pod imieniem Leona (promieniujący w swej wspaniałej kreacji bezbrzeżną degradacją i bolesną impotencją umysłu Mariusz Zaniewski). Robi to może i cichym, zrezygnowanym głosem płożącej się Antoniny Choroszy, lecz jak rzadko która aktorka potrafi ona wbić w uszy szpilki matczynej goryczy typu "a niby takiego pięknego syna urodziłam". Dlaczego to musi tak boleć? - pytamy zdziwieni tym, że dziś odbierana wręcz po akademicku Matka dalej nas sztyletuje. "Ponieważ ranimy tych, których kochamy najmocniej" - że przytoczę słowa supermasochisty Boba Flanagana z jego wiersza Dlaczego.