XXVI Letni Festiwal Opery Krakowskiej. Pisze Bronisław Tumiłowicz na stronie AICT Polska.
26. Letni Festiwal Opery Krakowskiej wykorzystuje wszystkie atuty królewskiego miasta, które w okresie wakacyjnym, i nie tylko, przeżywa turystyczne oblężenie. Główna masa przybyszów kłębi się wokół Rynku, wysłuchuje Hejnału z Wieży Mariackiej, choć pewnie bardziej kuszą ją jadło i trunki serwowane w zakładach zbiorowego żywienia i picia.
Dla publiki bardziej wyrafinowanej jest spotkanie ze sztuką wyższą, a tutaj przynętą staje się możliwość wysłuchania arcydzieł sztuki operowej w niezwykłej scenerii Dziedzińca Arkadowego Zamku Królewskiego. Świetna akustyka miejsca otoczonego z czterech stron ścianami, wzmocniona nieco (ale bez przesady) sztucznym nagłośnieniem, to także osłona przed bardziej rozrywkowymi imprezami odbywającymi się pod murami Wzgórza Wawelskiego, bo na dziedziniec nie docierają ryki i łomot z zewnątrz. Można więc smakować piękne głosy bez zbędnych zakłóceń. A warto wiedzieć, że dyrekcji Opery Krakowskiej pod prężnym kierownictwem Piotra Sułkowskiego, udaje się na spektakle wawelskie zaprosić solistów z najwyższej półki, dla których otwarte są także podwoje nowojorskiej Metropolitan Opera. Tak było ze spektaklem Tosca na Wawelu, gdzie spotkała się dwójka śpiewaków z Ameryki, rewelacyjna i piękna Vanessa Goikoetxea w roli Toski oraz tenor Jonathan Tetelman w swej najlepszej fizycznej i głosowej formie. Jako okrutnego barona Scarpię wysłuchaliśmy naszego eksportowego barytona Mikołaja Zalasińskiego. Przedstawienie wyreżyserowanej onegdaj przez Laco Adamika, (to już nie pierwsza odsłona widowiska), wspierane sensowną grą świateł – scena z torturami odbywa się w czerwieni, poranek z czekającą Cavaradossiego egzekucją jest w tonacji błękitnej – stoi przy tym na bardzo wysokim poziomie muzycznym, bo orkiestra na świeżym powietrzu wcale nie gra „na pół gwizdka”.
Co prawda występy plenerowe pod polskim niebem nawet latem nie mają gwarantowanej pogody, więc kilkuminutowy kapuśniaczek nieco wystraszył widzów, a tutaj otwieranie parasoli jest tępione, bo zasłaniają innym scenę. Na takie okoliczności Opera Krakowska ma przygotowany zestaw foliowych pelerynek, zaś mniej odporni melomani mogą się w razie czego schować pod arkadami, i po sprawie wrócić na swoje miejsca. Trzeba przyznać, że czar muzyki Giacomo Pucciniego był tak silny, że deszczyk wypłoszył co najwyżej ze 20 osób, z 1,5 tysiąca zgromadzonych na dziedzińcu.
Warto dodać, że Festiwal ściąga na Wawel także wystawieniem opery „Aida” Verdiego oraz „Bona Sforza” Zygmunta Krauzego. Ponadto już tradycyjnie, na scenie opery przy ul. Lubicz, można zobaczyć i wysłuchać „Nabucco” Verdiego i „Straszny Dwór” Moniuszki. Opera „Bona Sforza” z uwagi na swój „królewski charakter” jest przewidziana nie tylko na Wawelu, ale także w innych wspaniałych zamczyskach Małopolski, w Zamku w Niepołomicach i w Zamku w Wiśniczu. Zabytkowym budowlom to nie zaszkodzi, a publiczności dostarczy niezapomnianych przeżyć.