"Warszawskie teatry są zacofane nie tylko wobec Berlina, Wiednia czy Londynu. Daleko im nawet do prężnie działających teatrów Gdańska, Wrocławia, Wałbrzycha czy Legnicy." - napisali w liście otwartym do dyrektorów stołecznych teatrów i Urzędu Miasta młodzi założyciele akcji obywatelskiej Trans-fuzja. Z jej współzałożycielem Pawłem Sztarbowskim rozmawia Magda Dubrowska z Gazety Wyborczej.
Magda Dubrowska: Czym jest "Trans-fuzja"? Paweł Sztarbowski, współzałożyciel stowarzyszenia: To kilkunastoosobowa grupa studentów wiedzy o teatrze, filozofii i socjologii: m.in.: Ola Muzińska, Ewa Hevelke, Kamila Paprocka, Agata Skwarczyńska, Paulina Wnukiewicz, Asia Derkaczew, Ania Galas. Mówimy o sobie: akcja obywatelska, ruch ideowy. Chcemy spróbować zmienić warszawskie teatry repertuarowe, finansowane przez miasto. Jesteśmy głosem widzów, którym nie podoba się, że Warszawa ma 20 miejskich scen, najwięcej w Europie, ale za ilością nie idzie jakość. Skąd pomysł na nazwę? - Pierwotnie chcieliśmy się nazywać "Bojówki im. Leona Schillera", ale to za bardzo kojarzy się z patriotyzmem i ma posmak postkomuny. Przyjęła się nazwa "Trans-fuzja", bo idzie o przetaczanie świeżej krwi, reanimację martwych teatrów. Kiedy zaczęliście działać? - Pod koniec sierpnia, kiedy uświadomiliśmy sobie, że nie ruszył jeszcze żaden z teatrów. 24 września