Emerytury pomostowe dla tancerzy, narzucone oszczędności energii elektrycznej, brak szkół dla rzemieślników teatralnych - to niektóre problemy środowiska teatralnego w Polsce - wynika z informacji na temat sytuacji teatrów muzycznych i operowych w Polsce przedstawionej we wtorek Senackiej Komisji Kultury i Środków Przekazu.
Dyrektor Opery na Zamku w Szczecinie, członek Stowarzyszenia Dyrektorów Teatrów (SDT) Jacek Jekiel powiedział: "Otóż w wyniku - myślę, że to był jakiś błąd legislacyjny, jakiś bałagan, jakieś niedopatrzenie, jakieś przeoczenie - ale w wyniku tego błędu pod koniec pierwszej dekady tego wieku odebrano klasycznym tancerzom i tancerkom prawo do wcześniejszej emerytury. Powstała sytuacja, w której tancerki i tancerze, wykonujący swoją pracę nie jak większość ludzi (...) po skończeniu studiów tylko dziewiątego roku życia, kiedy idą do szkoły baletowej - nagle stanęła przed widmem pracy do 60. roku kobiety i 65. roku mężczyźni" - wyjaśnił dyr. Jekiel, dodając, że "ta sytuacja trwa do dnia dzisiejszego".
"Uważamy, że jest to gorsząca niesprawiedliwość, ponieważ zawód tancerek i tancerzy jest to bodaj jedyny w Polsce zawód, o którym wiadomo, że nie może być wykonywany do momentu osiągnięcia wieku emerytalnego" - ocenił dyrektor Opery na Zamku. W tej sprawie w marcu tego roku w Radziejowicach spotkali się m.in. specjaliści prowadzący profesjonalne zespoły baletowe, dyrektorzy 5 szkół baletowych, członkowie departamentu kształcenia z MKiDN. Podczas spotkania przygotowano apel skierowany do parlamentarzystów, który został opublikowany jako list otwarty w Międzynarodowym Dniu Tańca, czyli 29 kwietnia br. "Wszyscy zgodzili się z argumentami, które udało nam się zawrzeć w tym liście, który obrazuje skalę problemu" - powiedział.
Jekiel podkreślił, że według danych z 2008 r., W Polsce pracowało 1056 tancerzy, z czego 60 proc. stanowiły kobiety, a 40 proc. mężczyźni. W 2008 r. 12 proc. zatrudnionych w polskich zespołach tanecznych stanowili obcokrajowcy. W 2021 r. w Polsce pracowało 1192 tancerzy - 715 kobiet i 400 mężczyzn, ale obcokrajowcy stanowili już 48 proc. zatrudnionych. "Dzisiaj, po dwóch latach, ta tendencja przekroczyła 50 proc., powoli zbliża się do 60 proc." - zaznaczył. "Możemy założyć, że za 10 lat, jak się spotkamy - jeżeli nic się nie zmieni - (...) to właściwie w naszych profesjonalnych zespołach baletowych w teatrach operowych i muzycznych w Polsce będą zatrudnieni wyłącznie obcokrajowcy" - podkreślił dyr. Jekiel, dodając, że szkoły baletowe "przeżywają dramatyczny problem z naborem".
"Zmiana tego stanu rzeczy, która powinna się dokonać już nie tylko jako akt sprawiedliwości, ale również jako dowód troski o przyszłość tańca w Polsce, zwłaszcza tańca klasycznego, tego tańca, który wyznacza pewne trendy światowe i decyduje o tym, jak rozpoznawalna i znacząca jest kultura tańca baletowego na świecie" - mówił. "Dokonaliśmy również zestawień wspólnie z Narodowym Instytutem Muzyki i Tańca w poszczególnych grupach. W naszych teatrach 80 proc. osób zatrudnionych nie przekracza 35. roku życia. Gdybyśmy za sprawą jakiejś cudownej różdżki dokonali zmiany prawa w Polsce i od jutra ono by weszło w życie, to osób, które by się kwalifikowały do objęcia ustawą emerytalną - w tym skróconym, apelowanym przez nas wieku, czyli 40 lat kobiety i 45 mężczyźni - byłoby w ciągu roku 10, a wliczając do tego teatry tańca, a także zespoły pieśni i tańca - 15 osób" - wyjaśnił dyr. Jekiel. "Skoro więc nie jest to problem ekonomiczny, skoro decyzja o przywróceniu praw emerytalnych jest czymś, co wydaje się być oczywistą oczywistością - to dlaczego ta sytuacja trwa, pomimo naszych apeli, próśb, zabiegania, rozmów z wszystkimi, którzy decydują o ładzie ustrojowym w naszym kraju?" - pytał szef Opery na Zamku.
"Ja bym może troszkę polemizowała z przekonaniem, że to był błąd legislacyjny. Tak dzisiaj nam się wydaje i ja podzielam to zdanie, że to było błędne rozwiązanie, ale myślę, że powody były trochę inne i one po dziś dzień utrudniają te prace. Mianowicie potrzeba jednolitości systemu ubezpieczeń i równości obywateli wobec prawa" - wyjaśniła Wanda Zwinogrodzka, zaznaczając, że "to jest konstytucyjny wymóg". "On trochę wchodzi w paradę ilekroć my próbujemy negocjować specjalne uprawnienia dla artystów. To dotyczy również ustawy o artyście zawodowym" - oceniła.
"Jednakowoż myślę, że już dzisiaj ta świadomość problemu wcześniejszych emerytur dla tancerzy - w MKiDN to na pewno - ale i poza nim jest większa" - powiedziała. "Uważam, że nowelizacja ustawy o emeryturach pomostowych jest świadectwem wzrastającej świadomości, że system ubezpieczeń i emerytur nie musi być jednakowy dla wszystkich" - wyjaśniła wiceminister kultury, dodając, że "ta ustawa była procedowana zupełnie bez konsultacji z MKiDN".
"Ja się o niej dowiedziałam z mediów po prostu" - zaznaczyła Wanda Zwinogrodzka. "Myśmy próbowali coś zrobić, ale niestety to wszystko było - jak państwo wiedzą - procedowane w bardzo szybkim tempie" - mówiła. "Na moją prośbę tu obecni zresztą współpracownicy przygotowali treść poprawki nowelizacyjnej, wnoszącej te sprawy. Od razu powiem, że chodzi nie tylko o tancerzy (...) ale też o muzyków dętych, a nawet lalkarzy. Dlatego, ze w zawodach lalkarza też ta sprawność, koordynacja ruchowa jest niezbędna, a często niestety z wiekiem przestaje być możliwa" - wyjaśniła wiceminister kultury, dodając, że "to nie są wielkie grupy".
"Być może to jest furtka, którą należy rozważyć. To znaczy, krótko mówiąc, zrealizować nowelizację kolejną tej ustawy, która poszerza listę uprawnionych do wcześniejszych emerytur o te zawody" - powiedziała. "I ja jestem gotowa, gdyby Senat był skłonny tę sprawę podjąć, to my oczywiście możemy przesłać dokumenty, tę gotową poprawkę" - zadeklarowała.
"To jest być może droga i być może ona jest łatwiejsza, niż, że tak powiem, nowelizacja ustawy o ubezpieczeniach. Bo to jest druga droga" - wyjaśniła. "Mamy również sugerowane progi. One oczywiście inaczej trochę powinny wyglądać w stosunku do tancerzy, a inaczej w stosunku do lalkarzy czy instrumentalistów dętych, a czasem nawet klawiszowych czy smyczkowych, bo to jest ten sam problem sprawności ruchowej i koordynacji" - tłumaczyła. "Tutaj jesteśmy absolutnie gotowi do współpracy. (...) Bardzo gorąco apeluję o podjęcie tej sprawy w tej kadencji, choćby i w przyszłej kadencji. I na ile będziemy mogli - na pewno ze strony MKiDN każdą pomoc tutaj będziemy się starali okazać" - zadeklarowała. "Bo w MKiDN nie ma żadnych wątpliwości, że to jest skandaliczna sytuacja" - podkreśliła Wanda Zwinogrodzka.
Z-ca dyrektora ds. administracyjnych TW-ON poruszył także temat ustawy z 9 października 2022 r. "Ona sprowadza m.in. na przedsiębiorców obowiązek oszczędności energii elektrycznej i przyznam, że my jako teatry - niezależnie czy muzyczne, operowe czy dramatyczne - z oszczędnościami w zakresie energii elektrycznej mamy duży problem. Prąd, energia elektryczna to jest codzienność w teatrze. To są wentylacje, to jest światło, to jest mechanika sceny - i to nie jest tak, że po prostu ktoś siądzie i powie sobie, że wystarczy wymienić żarówki na ledowe. To tak nie działa" - wyjaśnił.
"Problem polega na tym, ze ustawodawca przewiduje karę administracyjną za niezrealizowanie limitów oszczędności, które, przypomnę, w skali tego roku mają być o 10 proc. mniejsze w stosunku do poprzedniego roku" - podkreślił Tomasz Tadrała, dodając, że dyrektorom teatrów grozi 20 tys. zł kary "za nieosiągnięcie tych limitów".
Podsekretarz stanu w MKiDN Wanda Zwinogrodzka powiedziała, że resort od początku miał świadomość, że to jest problem i MKiDN uczestniczyło w próbach jego łagodzenia. "I jasno muszę powiedzieć, że przedstawiciele środowiska zresztą chyba to wiedzą, że (...) Urząd Regulacji Energetyki deklarował rozważenie każdej sytuacji z osobna i o ile wiem, to robi" - powiedziała. "To nie tylko o to chodzi, że teatr żyje elektrycznością, to chodzi o to, że teatr ma specyficzny czas jej eksploatacji zważywszy na sezon artystyczny. To żeśmy w URE tłumaczyli, a przedstawiciele środowiska uczestniczyli w tych rozmowach - i mamy obietnicę URE rozważenia każdej tej sytuacji" - wyjaśniła wiceminister kultury, dodając, że "te kary nie są teraz nakładane".
Podczas posiedzenia poruszono także problem braku szkół kształcących specjalistów w różnych dziedzinach rzemiosł teatralnych, np. perukarzy, krawców, akustyków, oświetleniowców.
"Myślę, że ta edukacja rzemieślnicza byłaby ze wszech miar dla nas pożądana. Oczywiście, mamy pomysły, jak to zrobić i jesteśmy gotowi tu państwu je przedstawić" - powiedziała dyrektor Teatru Muzycznego w Toruniu Anna Wołek.
Odpowiadając na pytanie przewodniczącej Komisji Barbary Zdrojewskiej (KO) o losy zapowiadanej przez dyrektora Teatru Wielkiego-Opery Narodowej (TW-ON) Waldemara Dąbrowskiego szkoły rzemiosł teatralnych przy TW-ON, z-ca dyrektora ds. administracyjnych tej sceny Tomasz Tadrała powiedział: "jako największy teatr operowy w tym kraju mieliśmy z dyrektorem Dąbrowskim taki pomysł, żeby stworzyć taką akademię teatralną rzemiosł artystycznych". "Koncepcja była taka, żeby sprowadzać na tzw. master classy fachowców z całej Europy, z całego świata, żeby ci młodzi adepci rzemiosł teatralnych mogli się przy kimś znanym i wykwalifikowanym uczyć, nabierać doświadczenia" - mówił. "Przyznam, że dalej jesteśmy chętni, żeby działać - tylko, że bądźmy świadomi, że (...) ci ludzie u nas są rok, są dwa, są trzy, a potem uciekają na wolny rynek. To jest problem każdego teatru. Jest to problem nasz - dyrektorów" - wyjaśnił.
"Ja jako TW-ON od dwóch lat nie potrafię zatrudnić nikogo na stanowisko konserwatora-elektryka. (...) Po prostu nie ma zainteresowania, jeżeli chodzi o nasze wynagrodzenie" - tłumaczył Tomasz Tadrała.
Wanda Zwinogrodzka zwróciła uwagę, że "problem rzemiosł teatralnych jest problemem fundamentalnym". "To nie jest problem tylko dla teatrów muzycznych, to jest problem dla wszystkich teatrów, a nawet po części dla filmu" - mówiła zachęcając do zgłaszania pomysłów na jego rozwiązanie do departamentu szkolnictwa artystycznego MKiDN. "To jest duży problem, dlatego że szkoła, żeby powstała niestety to nie tylko potrzeba (...) woli jej kreatora, ale potrzeba również naboru" - wyjaśniła. "Z mojego doświadczenia wynika, że kluczową sprawą byłaby promocja tych zawodów, uświadomienie społeczne ich istnienia, wagi i możliwości. No niestety muszę tu powiedzieć, że ta rzecz należy raczej do środowiska niż do MKiDN, bo MKiDN nie ma jakichś specjalnych możliwości (...) promocji tego rodzaju sprawy. A poza tym ona powinna być robiona przez osoby bezpośrednio tym zainteresowane" - tłumaczyła wiceminister kultury.
Przypomniała, że MKiDN próbowało powołać taką szkołę wspólnie ze Stowarzyszeniem Filmowców Polskich. "W Kazimierzu, to się nie całkiem powiodło. Rozwiązujemy częściowo ten problem (...), uruchamiając klasy bądź specjalności w rozmaitych technikach" - wyjaśniła.