EN

25.07.2023, 19:15 Wersja do druku

Kilian: Zapas

Czternastego lipca mija czternaście lat od śmierci Zbigniewa Zapasiewicza. Wykładał całe życie w PWST w Warszawie. Uczył aktorów, był też krótko dziekanem Wydziału Reżyserii - wspomina Jarosław Kilian w felietonie na portalu Culture.pl.

fot. Andrzej Rybczyński / PAP

Pamiętam szczególnie jego zajęcia z wiersza:

Poeci poprzez wersyfikację dają najcenniejszą wskazówkę interpretacyjną. Wystarczy dobrze powiedzieć wiersz. A u dobrych poetów wersyfikacja jest jak muzyczna partytura…

Przerabiał z nami "Stepy akermańskie":

Trzeba respektować średniówkę… Akcent pada na ogół na przedostatnią zgłoskę w wyrazie kończącym wers, czyli w klauzuli…

Ale ten wiersz, proszę państwa można powiedzieć na dwa sposoby. "Na sucho" albo "na mokro".

"Na sucho" będzie tak:
Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu,
Wóz nurza się w zieloność i jak łódka brodzi,
Śród fali łąk szumiących, śród kwiatów powodzi,
Omijam koralowe ostrowy burzanu

A "na mokro" tak:
Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu,
Wóz nurza się w zieloność i jak łódka brodzi,
Śród fali łąk szumiących, śród kwiatów powodzi,
Omijam koralowe ostrowy burzanu.

Genialnie proste i skuteczne. To działa i nadaje sens. Otwiera wyobraźnię.

Profesor był człowiekiem bardzo nieśmiałym. Przyznawał się do tego. Był tak nieśmiały, że ludzie – znając go tylko z teatru czy kina – mogli nawet brać jego nieśmiałość za wyniosłą zarozumiałość.

Aktorstwo Zapasiewicza wynikało z nieśmiałości i poczucia wstydu.

Paradoks? Nie. Jego sztuka polegała właśnie na tym, by być kimś innym niż sobą. Aktorstwo traktował jako przełamywanie wstydu, które umożliwia wyzwolenie się, ucieczkę od siebie, od własnych lęków i pragnień. Pozwala się z nimi zmierzyć. Aktor na scenie jest kimś innym, zaczepionym tylko siłą rzeczy w swojej cielesności.

W filmach Zanussiego, Wajdy, Kieślowskiego stworzył figurę polskiego inteligenta. Pełnokrwistą i wielowymiarową. Różnorodna to postać i skomplikowana. Pełna sprzeczności.

Buntownik i rezoner. Frajer i cyniczny docent. Konformista i niezłomny poszukiwacz prawdy. Człowiek uwikłany. Obdarzony gorzkim poczuciem humoru… Po niezwykle naukowym referacie z językoznawstwa porównawczego docent grany przez Zapasiewicza w "Barwach Ochronnych" w reżyserii Zanussiego mówi tak:

…No tak ale po japońsku "jama" to góra, a po naszemu "dziura".

Cechą nadrzędną figury polskiego inteligenta jest zmysł ironii. Słowo ironia (gr. Eironeía) oznacza dosłownie "przestawienie, pozorowanie" i bliskie jest sztuce aktorstwa. Ironia może też być sposobem ucieczki przed wstydem. Gdy dopada wstyd używa się jej, by pozorować, przestawiać i zasłaniać afekt.

Polski inteligent zawsze się czegoś wstydził... że się dorobił na handlu albo, że się nie dorobił i klepie biedę; że przodkowie gnębili chłopa i że mieli swojego Żyda, a innych Żydów nie lubili. Wstydził się, że nie zginął w powstaniu albo nie dojechał do powstania; że nie wysadził się w powietrze wraz ze swoją redutą albo nie dokonał auto da fé. Wstydził się, że "wstąpił" albo nie wystąpił; że klaskał …Ale "Picasso też klaskał" albo że "wprawdzie głosował, ale nie klaskał".

W filmie Krzysztofa Zanussiego "Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową" grany przez Zapasiewicza bohater wstydzi się nawet umierania. By w końcu, w ostatecznej kolejności " wstydzić się sam w siebie i przed Bogiem w sobie" (Max Scheler "O wstydzie i poczuciu wstydu", przeł. M. Świtalska).

Wstyd może być afektem który paraliżuje działania, lecz ma też w sobie moc kreacyjną. Jest ochroną przed zranieniem i może być źródłem kultury i twórczości.

W swoim aktorstwie teatralnym Zapasiewicz, wykorzystując swa fenomenalna technikę chował się za postacią. Lubił posługiwać się przemianą wyglądu. W wielu późniejszych rolach teatralnych stosował anachroniczne, mogłoby się wydawać, zabiegi charakteryzatorskie, takie jak nos z gumy mastyksowej i peruka. Badał jak się poruszają postaci, w które się wcielał. Jakie mają tiki.

Nade wszystko szukał zawsze przemiany w sposobie mówienia. Jego bohaterowie zmieniali głos, dykcję, tembr głosu. Czasami nie bał się nawet rodzajowości. Najwspanialszym tego przykładem była rola Pijaka w"Ślubie" Gombrowicza w reżyserii Jerzego Jarockiego.

Jego poczucie wstydu wypływało też z potrzeby zachowania tego, co najintymniejsze. Własnego "ja". Z chęci ocalenia szacunku dla siebie, ochrony integralności osoby. Bronił się, by ktoś nie wlazł mu z butami do wnętrza.

We wstydzie i ze wstydu rodził się potencjał, który wpływał na kształt jego sztuki teatralnej.

Może wydawało mu się, że dzięki wstydowi przezwycięża się jakiś chaos świata. Pozostawał wierny etosowi aktorstwa, pojmowanego jako misja.

Opowiadał, że kiedyś, ktoś zaprosił go na spotkanie w sprawie angażu w filmie. Okazało się, że zaproponowano mu film reklamujący makarony. Miał wciągnąć zwisające mu z ust spaghetti i wygłosić zdanie na temat doskonałości pasty… "Zgodziłem się" – powiedział.

Kiedy reklamiarze przeszli do honorarium powiedział, że zrobi to za milion euro. "– Jak to? Milion?!". "– No, tak… bo ja już nigdy w życiu ze wstydu nie wyjdę potem na scenę!".

Z czasem coraz gorzej znosił reżyserów. Zaprosiłem go kiedyś do udziału w obsadzie spektaklu, który realizowałem w Teatrze Polskiego Radia.

- Profesorze, reżyseruję "Wiśniowy sad w radio". Obsada znakomita… Czy zagra Pan u mnie Firsa?
Po namyśle odpowiedział:
- Zagram , ale pod jednym warunkiem…
- ?
- Że nie będziesz mnie reżyserować.

Przyjąłem warunek. Widziały gały, co brały. I dobrze na tym wyszedłem. O aktorstwie wiedział wtedy wszystko.

W ostatnich latach życia był rozgoryczony:

Nasz zawód psieje, nasz zawód się rozmienia na drobne, nasz zawód jest w tej chwili atrakcyjny głównie przez to, co ludzie robią prywatnie, co jedzą na kolację, gdzie spędzają wakacje, jak wyglądają, ile mają dzieci i którą żonę. Jeśli mówię o tym rozczarowaniu, to tylko dlatego, że czuję żal za czymś, co odchodzi, za czymś, czemu hołdowałem całym swoim życiem

Był zawstydzony bezwstydem czasów, które nadeszły. Również w sztuce. Widział to i przeżywał.

Dziś politycy, uczeni, dziennikarze, piłkarze i artyści mają coraz mniej wstydu. Bezwstyd stał się napędem czasów i sposobem działania.

To dziś modne, wdzięczne, ładne,
Co zabójcze, co szkaradne!

To co bezwstydne, ekshibicjonistyczne, bierze się za nowoczesne i wyzwolone.

Ciąży na nas przekleństwo braku wstydu. Dotyka to życia społecznego, politycznego i dotyka to kultury.

Źródło:

Culture.pl
Link do źródła

Autor:

Jarosław Kilian

Data publikacji oryginału:

20.07.2023