EN

5.03.2022, 08:23 Wersja do druku

Warszawa. Prapremiera „Barona Münchhausena dla dorosłych” w Teatrze Narodowym - w sobotę

Spektakl opowiada o relacjach pomiędzy władzą a obywatelem, między władzą a niepokornymi. To opowieść o świecie, który na naszych oczach się rozpada - mówi PAP Jan Englert kreujący tytułową rolę w „Baronie Münchhausenie dla dorosłych” wg Macieja Wojtyszki. Prapremiera w T. Narodowym - w sobotę.

fot. Maciej Landsberg, projekt: Elipsy; Archiwum Artystyczne Teatru Narodowego

Pytany o to, co jest siłą starszego już nieco barona Münchhausena i co go napędza do sprzeciwu, Englert powiedział: "właśnie samo życie". - Trzeba żyć, uczestniczyć w nim za wszelką cenę - powiedział PAP Jan Englert.

- W tekście sztuki Macieja Wojtyszki pada taki ciekawy monolog: "Uwielbiam zaskakiwać. Nawet głupio, bo to mi daje poczucie, że jeszcze żyję. Ich to drażni, denerwuje, ale to znaczy, że żyjemy" - mówił. - Niech drażni, niech denerwuje, niech śmieszy - jeśli jeszcze żyjemy - podkreślił wykonawca roli tytułowej.

Jan Englert zwrócił uwagę, że "wszyscy wiemy, że ta prapremiera odbywa się w czasie, gdy teatr i krotochwila Barona nabrała innej przestrzeni, innego kontekstu". - To przedstawienie nie jest wesołkowate. Wydaje mi się, że ten spektakl mówi coś istotnego o świecie, w którym żyjemy - o świecie, w którym o naszym światopoglądzie i życiu decyduje wybór pomiędzy Leibnizem i Wolterem, czyli między porządkiem i ładem świata zorganizowanego przez religię lub władzę a a prawdziwą czy fałszywą wolterowską wolnością - wyjaśnił.

Zaznaczył, że "Baron Münchhausen jest politykiem, żołnierzem, filozofem i performerem". - Do tego dochodzi jeszcze jedna jego rola - aktor. I siła teatru, którą miał zawsze, czyli porozumienie z publicznością; coś - co jest zabawą z publicznością - powiedział artysta.

Jego zdaniem "Baron Münchhausen w czasach, gdy nie było jeszcze internetu, był facecjonistą, który umieszczał różne nieprawdopodobne wiadomości o sobie - tak, jak w tej chwili robi to 80 proc. internautów". - Ale nie umieszczał fake-ów - podkreślił.

Według Englerta spektakl opowiadać będzie "o relacjach pomiędzy władzą a obywatelem, między władzą a niepokornymi". - To jest coś, co występuje poza czasem. Autorowi udało się opisać parę rzeczy w sposób niebanalny - ocenił.

- Tego przedstawienia nie da się oglądać zero-jedynkowo, fabularnie, bo zupełnie nie wiadomo, czy jesteśmy w teatrze, a może w XVIII wieku. Czy się bawimy tym tekstem, czy też jesteśmy w środku tego utworu - mówił. - Musimy zdecydować, czy on nas bezpośrednio dotyczy, czy też tylko "bawimy się" w to, że nas dotyczy - wyjaśnił.

W opinii Englerta "to opowieść o świecie, który na naszych oczach się rozpada". - O tym, co zrobić, żeby się nie rozpadł. Można albo płakać, albo próbować uciekać w świat półrealny, w fikcję, w porozumienie, empatię, krótko mówiąc: w dobrze pojętą wolność. Wolność, która ma narzucone granice, to niewola. Z kolei wolność, która nie ma żadnych granic - to anarchia - zaznaczył.

Pytany o to, czego Baron Münchhausen uczy wnuka - Fryderyka Schillera, Englert powiedział: "uczy go, że można wierzyć w rzeczy, które niekoniecznie są policzalne i niekoniecznie są materialne". - Że jest coś w naszym życiu więcej niż tylko kapucha, szmal, wczasy na Santorini i władza, która - jak mamy najlepszy dowód w ostatnich czasach - powoduje, że człowiek nie wie o tym, iż się degeneruje. Nie wie o tym, że pycha jest siostrą władzy - wyjaśnił.

- Każdy władca, każdy, a żyję już prawie osiemdziesiąt lat, się degeneruje. Władza powoduje pewnego rodzaju przeświadczenie, że się wie lepiej - mówił. - Natomiast Baron Münchhausen nie wie lepiej i to jest jego siłą - podkreślił Jan Englert.

Autor sztuki i reżyser przedstawienia Maciej Wojtyszko zwrócił uwagę, że "Baron Münchhausen jest postacią mityczną". - On właściwie nigdy sam niczego nie napisał. Już pierwsze opowiadania, które ukazały się na początku XIX w. - to były opowiadania, które były opowiadaniami o nim - wyjaśnił.

Przypomniał, że książki francuskie, niemieckie i angielskie o Münchhausenie napisali różni autorzy. - Po prostu Baron Münchhausen jest bohaterem europejskim - powiedział. - Choć nasz Münchhausen jest już trochę "Münchhausenem na emeryturze" - podkreślił autor.

- To opowieść o tym, że wydobywanie się z bagna za włosy, z wiekiem przychodzi coraz trudniej - powiedział. - Wyciąganie się za włosy z bagna, czy wiele innych pomysłów Münchhausena to - moim zdaniem - są akty artystyczno-filozoficzne. Lepsze lub gorsze - ocenił Maciej Wojtyszko.

Baron von Münchhausen, czyli Hieronymus Carl Friedrich Freiherr von Münchhausen, żył w XVIII w. i opowiadał o sobie "niestworzone historie, przez co wszedł do literatury jako postać na pół fantastyczna, na pół realna". "W sztuce Macieja Wojtyszki przybiera poważniejsze tony. Pojawia się jako starzec, ponoszący groźne konsekwencje swoich działań, ale wciąż głoszący chwałę fantazji" - napisano na stronie teatru.

Jak wyjaśniono, Münchhausen "nie zgadza się brać świata całkiem serio i wciąż gotów jest samemu wyciągnąć się za włosy z każdej sytuacji…".

"Maciej Wojtyszko uczynił główną postacią swego dramatu uosobienie bajecznej mistyfikacji, łgarstwa, nieokiełzanej fantazji. Ironicznie ukazuje Münchhausena, który – choć najważniejsze przygody życia ma już za sobą – jeszcze się nie poddaje" - napisano. "Nadal za pomocą dalekowzrocznego kłamstwa brawurowo docieka prawdy. Prowadzi grę, zarówno z własną legendą, jak i ze światem. Za swoją wolnościową postawę niemalże płaci głową" - czytamy w zapowiedzi przedstawienia.

Zapowiedziano, że "w tytułowego awanturnika wciela się Jan Englert". "Ale czy naprawdę? Kto wie? Baron wszak zaznacza: Ja to nie ja, tylko aktor, który udaje mnie, który udaje aktora, który wynajął mnie, żebym udawał jego. To znaczy siebie. To znaczy mnie" - czytamy na stronie teatru.

Jak zaznaczono, Wojtyszko w swoim dramacie zmierzył się z symbolem bajecznej mistyfikacji. "Jest to taka właśnie historia Księcia Łgarzy, jaka wykiełkowała z idei skonfrontowania go z prozą (i grozą) życia, dzięki czemu prawda tej biografii zyskuje sankcję ironii, ironia zaś – prawdziwości" – napisał o dramacie Wojtyszki Jan Gondowicz w tekście "Obroty rzeczy niebywałych" zamieszczonym w programie przedstawienia.

"Gdyż w baśniach dla dorosłych te dwie sfery są nierozdzielnie sprzęgnięte. W żargonie filozoficznym rzec by można, iż tylko ironia pozwala zmierzyć się z bolesnym wyobcowaniem w radykalnie odczarowanym świecie, który to stan wiedzie do coraz niklejszej pewności własnej egzystencji" - czytamy w tekście Gondowicza.

Krytyk ocenił, że "taki jest Münchhausen Wojtyszki". "Wyobcowany z własnych czasów, które minęły, rozczarowany epoką wrogą cudownym przygodom, igrający z myślą, że może już nie żyje" - wyjaśnił.

"Ów świat odczarowany, gdzie rządzą pieniądz i zemsta, skoczy mu do gardła. Fantazje zastąpi nagle prawdziwa walka o życie. Autoironia barona odbije się bezsilnie od twardych łbów prześladowców. I tym, co go uratuje, będzie niegodna polityczna intryga, którą trzymał na czarną godzinę, gardząc nią jako najniższą ze swych sztuczek" - napisał Gondowicz.

Reżyseria - Maciej Wojtyszko. Scenografię zaprojektował Wojciech Stefaniak, a kostiumy - Martyna Kander. Muzyka - Irina Blokhina. Za reżyserię światła odpowiada Karolina Gębska.

Występują, m.in.: Jan Englert (Baron Karol Hieronim Fryderyk von Münchhausen), Ewa Wiśniewska (Jakobina, żona Münchhausena), Patrycja Soliman (Emilia, córka Jakobiny i Münchhausena), Hubert Paszkiewicz (Ernest, syn Jakobiny i Münchhausena), Grzegorz Kwiecień (Tomasz Miller, urzędnik) i Ireneusz Czop (Henryk Kramer, prokurator krajowy elektoratu Hanoweru).

Prapremiera - 5 marca o godz. 19 na Scenie przy Wierzbowej im. Jerzego Grzegorzewskiego Teatru Narodowego. Kolejne przedstawienia - 6 i 8-10 marca.

Źródło:

PAP