EN

30.08.2023, 11:37 Wersja do druku

Warszawa. Dziś III część z cyklu czytań performatywnych „Czytanie Powstania”

Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego, Dzielnica Wola i Muzeum Warszawy zapraszają 30 sierpnia o godz. 17.00 przed pawilon Izby Pamięci w Parku Powstańców Warszawy na III część z cyklu czytań performatywnych „Czytanie Powstania”. Wstęp wolny.

fot. mat. Instytutu Teatralnego

W trakcie pięciu spotkań aktorzy teatralni na nowo odczytają fragmenty dzienników, pamiętników i tekstów literackich, opisujące codzienność i los mieszkańców Warszawy w dniach Powstania Warszawskiego.

Na podstawie relacji m.in. sanitariuszki, muzealnika, poety oddane zostaną nastroje warszawiaków: radość z wybuchu powstania, czas niepokoju, gdy walka się przeciąga, aż po wyczerpanie, zniechęcenie i grozę w obliczu nieuchronnej klęski.

Wybrane teksty opowiedzą o woli przetrwania, odwadze, pomimo przeszywającego na wskroś lęku. Oddadzą poczucia zagrożenia i świadomość wszechobecnej śmierci. Przedstawiają codzienną walkę cywili, by znaleźć schronienie, zaspokoić głód i ugasić pragnienie.

Forma zapisu tekstów – czasem dziennik prowadzony był językiem literackim, a czasem wydarzenia dnia opisane zostały w lapidarnej notatce – sprawia, że fragmenty zebrane w jednym miejscu tworzą silny emocjonalnie, zróżnicowany wielogłos.

Czytania odbędą się przed pawilonem Izby Pamięci w Parku Powstańców Warszawy.

„Czytanie Powstania”
cykl czytań performatywnych

miejsce: Izba Pamięci przy Cmentarzu Powstańców Warszawy (ul. Wolska 168, Warszawa)
data: 2, 16, 30 sierpnia oraz 13 i 27 września, godzina 17.00
reżyseria: Agnieszka Lipiec-Wróblewska
występują: Paweł Brzeszcz, Maja Kowalska, Kaja Zalewska
organizator: Dzielnica Wola we współpracy z Muzeum Warszawy
partner: Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego
wstęp wolny

1 sierpnia we wtorek 1944 roku było niesłonecznie, mokro, nie było za bardzo ciepło (..) i pamiętam, że było dużo tramwajów, samochodów, ludzi i że zaraz po wyjściu na rogu Żelaznej uświadomiłem sobie datę – I sierpnia – i pomyślałem sobie chyba słowami: „1 sierpnia – święto słoneczników”. (…)

Było przed piątą. Rozmawiamy, nagle strzelanina. Potem tak jakby broń grubsza. Słychać działa. I w ogóle różne rodzaje. Aż krzyk:

– Hurraaa….

– Powstanie – od razu powiedzieliśmy sobie, tak jak i wszyscy w Warszawie.

Dziwne. Bo tego słowa nie używało się przedtem w życiu.

Tylko z historii, z książek. Już nudziło. A tu raptem… jest, i to takie z „hurraaa” i tłumem na łubudu. To „hurraaa” i łubudu to było zdobycie Sądów od Ogrodowej. Padał deszcz. Pilnowaliśmy, co tylko widać. Okna Ireny wychodziły na drugie podwórze z czerwonym murkiem na końcu, i za tym murkiem szło aż do Ogrodowej jeszcze jedno podwórze, z tartakiem, szopą, z kupą desek, z wózkami. Patrzymy, a tu ktoś w niemieckiej tygrysce, w furażerce, z opaską przeskakuje przez ten czerwony murek z tamtego podwórza na nasze. Skoczył na nasz śmietnik z klapa. Z klapy na stołek. Ze stołka na asfalt.

– Pierwszy powstaniec! – krzyknęliśmy.

– A wiesz, Mironku, że ja bym mu się oddała – powiedziała do mnie Irena w zachwycie przez firankę.

Zaraz potem z Ogrodowej na tamto podwórze wpadli ludzie ¡ zaczęli łapać wózki i deski na barykady.

Miron Białoszewski („Pamiętnik z Powstania Warszawskiego”, Państwowy Instytut Wydawniczy 2014.)

Potem były na Elektoralnej trzy dni walki, radości i tryumfu. Była, zorganizowana w podwórzu, wytwórnia butelek zapalających, było wznoszenie barykady przed naszym domem numer 26, wyrywanie płyt z chodników, dźwiganie worów z piaskiem. I był czołg! Czołg, który zapędził się w wąską ulicę i ku wielkiej naszej radości nie mógł przebrnąć barykady. Chybotał się ciężko i niezgrabnie, strzelał na oślep obrywając szyldy i balkony, a załoga wrzeszczała: Weiter, weiter! schneller!

Niestety, nie mieliśmy jeszcze gotowych butelek i nie mogliśmy go zapalić. Czołg nie przebrnąwszy barykady – chciał się wycofać, ale na szczęście nie zdążył. Od strony ulicy Chłodnej nadszedł z oddziałem BCh kolega szkolny Ani, Januszek Budziszewski. Chłopcy wzięli do niewoli załogę, a czołg zabrali. Cóż za tryumf! To przecież dzięki naszej barykadzie.

Janina Lasocka, tkaczka („Exodus Warszawy. Ludzie i miasto po Powstaniu 1944”, Państwowy Instytut Wydawniczy 1922)

Z sąsiedniego domu przedostała się do nas grupka osób, które uciekły przed Niemcami, zmuszającymi ludzi do wyjścia przed czołgi – na barykady. Chwila robi się straszna i u nas, każdy czyni rachunek sumienia, u jednych przebija się trwoga w oczach, u innych rezygnacja, jeszcze inni płaczą – kobiety zaczynają się modlić (…)

Gdy dowiedziałam się o wyprowadzaniu ludzi, wyszłam z piwnicy i przedostałam się do frontowej klatki schodowej, skad mogłam spojrzeć, jak prowadzono Polaków. Powietrze przesycone kurzem i pyłem, tak że wydaje się mgliste, czołg nadjeżdża za czołgiem, ciężko, powoli, mocarne śmiercią i gwałtem; żandarmi pędzą ludzi. Nie ludzi, a strzępy ludzkie, istoty bez woli, siły żywotnej, skazane na śmierć. Idą i przejść nie mogą. Spieszą, się, a stoją w miejscu. (…)

Strz. Danuta Przystasz, łączniczka („Zagłada Miasta. Świadectwa ludzi Powstania”, Ośrodek KARTA 2020).

„Czytanie Powstania” | część III

Wycofujemy się dziś kanałami. Z cyklu Czytanie Powstania.

W upalne dni sierpnia 1944 roku Warszawa jest wciąż niszczona. Mijają kolejne dni Powstania. Sytuacja na Starym Mieście staje się coraz trudniejsza. Brakuje wody i żywności. Nasilają się bombardowania.

„Cały nasz schron pod filarami żył ze sobą w wielkiej przyjaźni. Nie było tutaj ani jednej kłótni, sprzeczki. Zresztą i w tamtych schronach też nie było źle. Schrony były coraz lepsze dla siebie. I było coraz gorzej.

Nie pamiętam daty. 23 czy 24 sierpnia? Po południu. Tego dnia dużo razy staliśmy. Był jakiś instynkt, żeby podczas bombardowania stać. Nie siedzieć. Może nie wysiedziałoby się. A może to, ze przy filarach, bo stawaliśmy dokoła filarów. Przy filarach niby ten jeden procencik szansy więcej. (…)

Skręciliśmy. My. Wszyscy nasi. I ta w pręgi od drzwi. I różni. Co szli, podchodzili, odchodzili. Front się rozegrał. Jak ta ziemia. I na całe gruzy i niebo. Niebieskie. Zadymione. Czerwone. Szarpane. Gruzowe. Pylone. Słońce. Kurz w zębach. Z wapnem. W nosie siwo, dym i czarno. Gruzy pachną. Silnie. A spalone – jak! A huk jak pachnie z tę posypką. Przez uszy do nosa. Nos ma jeden katar z oczami. Płacz techniczny. Przesłona. Dosłownie. Reszta – ręce pracują. Trochę jak u ślepych. Nogi w czymś. Plecy mają wprawę. Całość zlepiona, spocona, zmachana, coś się mówi na tle. Myśli też. To samo, szybciej. Wejście. Z ludźmi. Pod czymś. Patrzę. W dziurę. Szparę. Schodki. W coś ciemne, wilgotne, z tłokiem. I nie wiem dlaczego, ale ta klapa, czy to była klapa? – to wejście (zejście) pod Sakramentki? Czy w ogóle coś z desek? I pod tym głęboko te chmary. To gniazdo. Swen tupie, krzyczy, zapiera się.

– Ja tam nie wejdę. Ja tam nie pójdę. Chodźmy. Do Sakramentek nie chodźmy. Do Sakramentek nie wejdę. Do Sakramentek nie wejdę.

Pchamy go. A on swoje:

– Do Sakramentek nie wejdę. Do Sakramentek nie wejdę.

Staje przed nami nagle sakramentka. Od dołu.

– U nas już bardzo ciasno, trzy tysiące osób pod kościołem – rozkłada ręce; ma schylone oczy z głową (…)

Odeszliśmy. Idziemy. Grzmi. Ten front. Sypie się. Wciąż. Coś. Włazimy w tę szyję Rynku. Tu gdzieś chyba ta kobieta. Od drzwi. W rów. Poszła. Odeszła. Się rozeszła. Nie wiem. Bo to wszystko się rozłaziło. Nie trzymało kupy. Mijało. Szlo.

Garnizonowy? Dostał. Paulini? Po Paulinach. Katedra? Wiadomo. Jezuici? Obok. To co – to to samo co Katedra. Augustianie? Na Piwnej? Już po nich. Dominikanie. Może Dominikanie. Idziemy Freta. I tak. Kościoły zresztą nie są dobre. Zresztą ich nie ma. (…)

– Słuchajcie – powiedział Henio – wycofujemy się dziś kanałami, ciężko rannych się zostawia, ale nasz porucznik ma pupila, ciężko rannego, i trzeba go przenieść, zgodzicie się?

– Tak!

– Możecie we dwóch, bo mogę powiedzieć, ze trzeba go nieść na zmianę, bo trzeba go nieść na plecach”.

Wszystkie fragmenty: Miron Białoszewski, „Pamiętnik z Powstania Warszawskiego”, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2014.

Źródło:

Materiał własny

Wątki tematyczne