EN

24.08.2022, 08:24 Wersja do druku

Warszawa. 100 lat temu urodziła się Zofia Mrozowska, aktorka nazywana władczynią sceny

100 lat temu urodziła się Zofia Mrozowska, aktorka nazywana władczynią sceny. „Mrozowska fascynuje, jej gesty poddane są naczelnej zasadzie stylu. Nie ma tu nic przypadkowego” – pisał przed laty na łamach „Nowej Kultury” krytyk i teatrolog Andrzej Wirth.

fot. Franciszek Myszkowski/ mat. Instytutu Teatralnego

Zofia Mrozowska urodziła się 24 sierpnia 1922 r. w Warszawie – mieście, z którym związała większość swojego życia. Podczas okupacji zgłębiała tajniki sztuki aktorskiej w konspiracyjnym Państwowym Instytucie Sztuki Teatralnej, gdzie uczyła się pod okiem takich sław, jak Jan Kreczmar i Bohdan Korzeniewski. Egzamin aktorski zdała eksternistycznie w 1945 r. Debiutowała jednak w Łodzi, która w powojennej rzeczywistości, na skutek zniszczenia Warszawy, w wielu dziedzinach życia zastąpiła stolicę. Do miasta włókniarzy ściągało wówczas wielu pozbawionych domu warszawiaków, a także całe instytucje kulturalne.

Tym samym rodowita warszawianka debiutowała w łódzkim Teatrze Wojska Polskiego rolą Maryny w "Weselu" wg Stanisława Wyspiańskiego w reż. Jacka Woszczerowicza. Była to pierwsza powojenna inscenizacja tej sztuki. W międzyczasie scenę tę przemianowano na Teatr Kameralny Domu Wojska Polskiego. Mrozowska spędziła w nim cztery lata, grając pod okiem Juliusza Osterwy, Erwina Axera czy Edmunda Wiercińskiego. Za jej największe aktorskie osiągnięcie tego okresu uznaje się rolę tytułowej Elektry w dramacie Jeana Giraudoux. Na scenie partnerowali jej wówczas m.in. Jan Kreczmar i Aleksander Zelwerowicz. Przedstawienie zrobiło ogromne wrażenie i można powiedzieć, że przeszło do legendy. Wiele lat później Andrzej Łapicki mówił, że już nigdy później nie przeżył w teatrze "takiego metafizycznego uniesienia". Sama Mrozowska również po latach przyznała, że była Elektrą, "by wypowiedzieć całą grozę przeżyć wojennych".

W 1949 r. postanowiła wrócić do Warszawy, wiążąc się z powstającym Teatrem Współczesnym, gdzie grała w przedstawieniach m.in. Konrada Swinarskiego i ponownie Axera, z którym związała nie tylko swoje życie zawodowe, ale i prywatne. To właśnie pod okiem partnera, który dostrzegł w niej ogromne pokłady tragizmu, wykreowała dwie wielkie role tragiczne – grając tytułowe bohaterki w "Ifigenii w Taurydzie" Johanna Wolfganga Goethego (1961) i "Marii Stuart" Fryderyka Schillera (1969). Jako Ifigenia dała mistrzowski koncert stonowanej, wyważonej, ale przeszywającej do bólu gry. "Jej Ifigenię uznano za jedno z najcenniejszych osiągnięć sztuki aktorskiej powojennego teatru w Polsce" – pisała Zofia Szczygielska.

"Mrozowska fascynuje [...], jej gesty poddane są nadrzędnej zasadzie stylu. Nie ma tu nic przypadkowego, nic nie wynika z temperamentu, wszystko z owej zasady. [...] A więc idealne wyczucie i poddanie się dyscyplinie formy" – podkreślał w "Nowej Kulturze" Andrzej Wirth.

Termin dyscyplina wydaje się bardzo pasować do Mrozowskiej; podobnie jak Wirth wypowiadał się w kontekście aktorki Zbigniew Zapasiewicz, wspominając, że "trzymała się w żelaznej dyscyplinie".

"Mrozowska wspaniale milczy. W błyskawicznie krótkich, ćwierć sekundowych pauzach poprzedzających jej każdorazową ripostę na gwałtownie atakującego ją partnera – ujawnia się nam cały złożony proces psychiczny, burza namiętności, buntu, nienawiści" – recenzowała na łamach "Teatru" krytyk i reżyserka Maria Leonia Jabłonkówna.

Szerszej publiczności aktorka dała się poznać jednak w filmie. W 1946 r. debiutowała na dużym ekranie rolą ulicznej śpiewaczki w "Zakazanych piosenkach" Leonarda Buczkowskiego. Jej niezwykle przejmujące wykonanie piosenki "Warszawo ma" do dziś chwyta za serce. Warto wspomnieć, że utwór został napisany w warszawskim getcie przez Andrzeja Własta – poetę, autora tekstów takich przebojów, jak "Tango milonga" czy "Jesienne róże". Włast nie przeżył wojny, ginąc w getcie podczas próby ucieczki.

Mimo że głównym żywiołem Mrozowskiej bez wątpienia była scena teatralna, to w filmie również potrafiła oddać skalę swojego talentu. Grała m.in. Cygankę w "Ostatnim etapie" w reż. Wandy Jakubowskiej (1947). Była łączniczką Krystyną w "Mieście nieujarzmionym" Jerzego Zarzyckiego (1950). Pojawiła się w "Prawie i pięści" Jerzego Hoffmana i Edwarda Skórzewskiego (1964), "Wniebowstąpieniu" (1968) i "Granicy" (1977) Jana Rybkowskiego. Podziwiać ją można również u Krzysztofa Zanussiego w "Bilansie kwartalnym" (1974) i "Constansie" (1980).

W Teatrze Telewizji debiutowała tytułową "Antygoną" w sztuce Jeana Anouilha w reżyserii Tadeusza Aleksandrowicza (1957). Na małym ekranie wcielała się również w Szimenę w "Cydzie" Pierre'a Corneille'a (1963), Lulu w "Skizie" Gabrieli Zapolskiej (1964) czy Laurę w "Ojcu" Augusta Strindberga (1967), oraz tytułową "Andromachę" Eurypidesa (1970) i Królową w "Hamlecie" (1974). Z telewizyjnym teatrem pożegnała się sztuką, którą sama wyreżyserowała – "Fircyk w zalotach" Franciszka Zabłockiego (1979).

Mrozowska była aktorką powszechnie cenioną i szanowaną. Jej talent dostrzegali reżyserzy i widzowie. W latach sześćdziesiątych bardzo często zdobywała Srebrną Maskę dla najpopularniejszej aktorki w plebiscycie "Expressu Wieczornego". Także krytycy pisali o Mrozowskiej w samych superlatywach. Od 1965 r. była wykładowczynią warszawskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej, pełniącą w latach 1969-1971 funkcję dziekana Wydziału Aktorskiego.

Aktorka znana była ze swojego poparcia dla opozycji demokratycznej w PRL. Infiltrowała ją SB. W 1976 r. podpisała list protestacyjny do Komisji Nadzwyczajnej Sejmu PRL przeciwko zmianom w konstytucji. 23 sierpnia 1980 r. dołączyła do apelu 64 uczonych, pisarzy i publicystów do władz komunistycznych o podjęcie dialogu ze strajkującymi robotnikami.

"Miała taki rodzaj twarzy, spojrzenia, bycia, które sugerowały ogromną klasę. Tego rodzaju postaci w powojennym kinie nie były potrzebne. Kino potrzebowało wtedy kociaków" – wspominała aktorkę krytyk Bożena Janicka.

W 2006 r. na łamach "Teatru" reżyser i ówczesny dyrektor Teatru Polskiego Radia Krzysztof Zaleski określił Mrozowską jako "prześwietloną ciemnym światłem tragizmu" i "wyrastającą istnieniem ponad trywialną zwyczajność codzienności".

Zofia Mrozowska zmarła 19 sierpnia 1983 r.

Źródło:

PAP