„Niezwykła historia Sebastiana Van Pirka” Marcina Wichy w reż. Marka Zákostelecký’ego w Teatrze Lalek Guliwer w Warszawie. Pisze Paulina Sygnatowicz w Teatrze dla Wszystkich.
Jeśli macie pięć lat i jesteście fanami Vampiriny (bohaterki disney’owskiej kreskówki), jesteście nastolatkami i uwielbiacie Wednesday Adams (która święci triumfy na Netflixie) albo weszliście już w ten wiek, kiedy z rozrzewnieniem wspominacie „Rodzinę Addamsów” (w filmowej wersji z 1991 roku), chodźcie do Teatru Guliwer na fantastycznie potworny spektakl „Niezwykła historia Sebastiana Van Pirka”. Będziecie się świetnie bawić. A wychodząc z teatru być może poczujecie się odrobinę lepiej we własnej skórze.
Dobrze myślicie, jeśli kojarzycie ten tytuł z serią „Poczytaj ze mną” wydawnictwa Egmont. Marcin Wicha, grafik i autor książek dla dzieci, pokusił się o przepisanie na teatralny scenariusz swojej książki o przygodach wampira, który zamiast straszyć woli rozśmieszać kolegów. Swoje poczucie estetyki i znajomość teatralnego rzemiosła dołożył czeski reżyser i scenograf Marek Zákostelecký, który od lat chętnie pracuje z polskimi zespołami. Wyszła bardzo udana współpraca. Narodził się z niej spektakl z pogranicza musicalu, komedii i… kina grozy.
Bądź sobą, a wyjdziesz na ludzi (albo wampiry)
Inscenizacja jest tak samo niezwykła, jak historia tytułowego bohatera. Sebastian urodził się bez kłów. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że jest potomkiem rodu wampirów, który mieszkał po sąsiedzku ze sławnym Drakulą. Nie tylko ojciec – niegdyś gwiazda filmów grozy, dziś taksówkarz, ale i cała społeczność potworów oczekuje więc, że młody van Pirek będzie budzić grozę. Tymczasem on od świeżej krwi woli surową marchewkę. I zamiast talentu do straszenia, przejawia talent do rymowania. W skierowaniu na właściwą ścieżkę nie pomaga ani edukacja w elitarnej szkole dla potworów ani pobyt w wojsku, ani próby podjęcia poważnej pracy. Na chłopaka, który nie chce i nie umie dostosować się do oczekiwań otoczenia czeka własne przeznaczenie.
Twórcy mówią wyraźnie – bądź sobą, nie zmieniaj się – niezależnie od tego, jak bardzo różnisz się od innych. To w odmienności tkwi twoja siła. Bardzo pozytywne to przesłanie. Skierowane nie tylko do dzieci, ale i rodziców. Bywa przecież, że my – dorośli mamy skłonność do przenoszenia na swoje dzieci naszych niespełnionych ambicji. Że realizując swoje wychowawcze cele nie zauważamy, że w naszym dziecku tkwi inny potencjał niż ten, jakiego oczekujemy pod presją otoczenia. Tymczasem może okazać się, że nawet klasowy błazen wyjdzie na ludzi. Wystarczy, że pozwolimy mu samemu odnaleźć swoją życiową ścieżkę.
W teatrze jak w kinie
Inscenizacja Zákostelecký’ego nie przysłania tego przesłania. Ale pozwala się świetnie bawić. Na niedużej w gruncie rzeczy scenie Guliwera reżyserowi i scenografowi udało się wykreować niesłychanie barwny i różnorodny świat. Jest i duży pokój w zamku, w którym mieszka rodzina głównego bohatera, jest potworna szkoła, wojskowy poligon, piłkarskie boisko i sklep ze śmiesznymi rzeczami. To wszystko wycięte z kartonu przymocowanego do teatralnych prospektów. Jest też kartonowy samochód, papierowe ryby i latające nietoperze. Wszystko utrzymane w charakterystycznej dla Zákostelecký’ego i niepodrabialnej estetyce przypominającej stare kino (kto pamięta przepiękny wizualnie spektakl „Kino Palace”, który reżyser zrealizował w 2008 roku w warszawskiej Lalce, od razu zauważy podobieństwo). Są też elementy przywodzące na myśl broadwayowskie musicale (za muzykę odpowiada Martin Husovský, a za ruch sceniczny Błażej Twarowski). Bywa zabawnie (szczególne brawa od mojej córki kieruję w stronę Woźnego, który „był tak powolny, że aż śmieszny”), bywa strasznie (gdy otwierają się wrota potwornej szkoły i gdy dyrektorka wzywa niepokornych uczniów na dywanik). Świetnie się w tej estetyce odnajduje cały zespół Guliwera (z gościnnym udziałem Jakuba Szlachetka w głównej roli). Postaci są dokładnie takie, jak być powinny – Izabella Kurażyńska w roli mamy Sebastiana nie tylko z wyglądu, ale i z ruchu oraz spokojnego sposobu mówienia przypomina Morticię Addams, tata van Pirek (Adam Wnuczko) – to klasyczny wampir i… amant niemego kina. Damian Kamiński w roli wilkołaka ma w sobie zwierzęcą zadziorność, Honorata Zajączkowska to typowa zbuntowana nastolatka, choć z wampirzymi kłami. Elżbieta Pejko, Izabela Zachowicz, Paweł Jaroszewicz, Maciej Owczarzak wcielają się kolejno w drugoplanowe postaci. Bez ich udziału nie udałoby się stworzyć klimatu tego mądrego, zabawnego i pięknego wizualnie spektaklu, który ma w sobie coś z filmowej magii tak uwielbianych przez dzieci i dorosłych filmów i seriali o wampirach, wilkołakach i innych bajkowych potworach.