"Wachlarz" Carlo Goldoniego w reż. Macieja Englerta w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
Proszę sobie wystawić, iż najnowsze przedstawienie Współczesnego ani gestem nie zahacza o partię rządzącą, a także o żadną z opozycyjnych, nie wspomina się o międzynarodowej sytuacji naszego kraju, nie usłyszałem odniesień do trybunałów ani strajków, nie pojawiły się na scenie gwiazdki w żadnej liczbie ani komentarze do jakichkolwiek ładów. Jest to bowiem spektakl ni mniej, ni więcej – o wachlarzu.
Może nie będę opisywał losów rzeczonego przedmiotu, gdyż są dość skomplikowane, w każdym razie w finale wachlarz trafia (po wielu – uwierzcie - perypetiach) do właściwych rąk, czyli panny Kandydy. Zwrócę jednak uwagę na obsadę, bo mamy tu debiut najmłodszego pokolenia aktorów Współczesnego, i jest to debiut udany – świetna w roli wspomnianej Kandydy jest Maja Polka, Monika Pawlicka fantastycznie wydaje się czuć w roli Gianniny, bardzo dobry w niełatwej roli Ewarysta jest Przemysław Kowalski, i – Coronata – Maciej Kozakoszczak. W mniejszych tym razem rolach – Juliusz Godzina i Marcin Bubółka (transfer z Karasia), których nazwiska również warto zapamiętać.
Cóż, te dwie godziny spotkania z Goldonim (w znakomitym tłumaczeniu Iwaszkiewicza) były jakby wycieczką do zupełnie innego świata, do takiego, jaki teatr już rzadko nam stwarza : mamy piękny tekst, dopracowaną scenografią, olśniewające kostiumy, buty szyte na miarę, starannie przyszykowane koafiury itede. Tak… Kto jeszcze – poza p. dyr. Englertem – ma odwagę wystawić klasyczną (i zrobić to… klasycznie) komedię dell’arte? Ach, kto…
Urocze.