EN

21.11.2024, 16:40 Wersja do druku

W żółtych płomieniach liści

„Jesień” wg Ali Smith w reż. Katarzyny Minkowskiej we wrocławskim Teatrze Polskim w Podziemiu. Pisze Marcin Wojciechowski na Facebooku.

mat.teatru

Czy człowiek może zachować niewinność i piękno w czasach kryzysu, przemocy i chaosu?

Jak przeszłość determinuje teraźniejszość i w jaki sposób rzeczywistość polityczna wpływa na to, kim jesteśmy?

Czy da się ocalić skrawki wspomnień i zbudować z nich bezpieczną przystań, w której można schować się przed nieuchronnością zmian?

Jak bardzo idealizacja "lepszych czasów" ignoruje rzeczywiste problemy?

Akcja teatralnej adaptacji powieści "Jesień" szkockiej pisarki Ali Smith rozgrywa się w Wielkiej Brytanii po referendum w sprawie Brexitu. Elisabeth Demand - trzydziestoletnia wykładowczyni historii sztuki - odwiedza stuletniego przyjaciela. Daniel Gluck jest przykuty do łóżka i większość czasu spędza w stanie półświadomości. Ich nietypowa relacja sięga czasów, gdy Elisabeth była dzieckiem. Lektura książek pogrążonemu w śpiączce mężczyźnie jest próbą zatrzymania czasu, kiedy w tle dokonują się naturalne zmiany pór roku i przemiany społeczno-polityczne.

Katarzyna Minkowska zachwyciła mnie już raz w tym roku reżyserując "Kiedy stopnieje śnieg" w TR Warszawa. Z wielkim zainteresowaniem obejrzałem więc jej najnowszą propozycję. I nie zawiodłem się. Spektakl, którego premiera odbyła się w Teatrze Polskim w Podziemiu we Wrocławiu, reżyserka poprowadziła z dużym wyczuciem, wspaniale zachowując proporcje. Jest w nim więc sporo luzu i zabawy, przede wszystkim są jednak prawdziwe emocje, spora dawka intymności i dużo refleksyjnych momentów.

Powstała wielkowymiarowa ballada na głosy kilku pokoleń (Daniel, Wendy, Elizabeth) o trudach akceptacji tego, na co nie mamy wpływu - nieuniknionych zmian wpisanych w życiorys każdego z nas i nieuchronnego przemijania, którego nie da się zatrzymać. Po dusznym, gorącym i pełnym energii lecie, zawsze przychodzi tytułowa jesień - czas wolniejszych myśli, przygotowań na zimowy sen, moment zatrzymania, kiedy zlepiamy skrawki wspomnień i migawki z przeszłości.

W spektaklu twórcy poruszają wiele współczesnych problemów. Pokazują podziały i napięcia społeczne, wzajemną nieufność, ksenofobię i strach przed "obcymi", marginalizację kobiet w historii sztuki, konsumpcjonizm, materializm i powierzchowność kultury masowej. Na tle tych rozedrganych sytuacji międzypokoleniowa więź dwójki bohaterów wydaje się czymś niezwykle trwałym.

Jest w tym spektaklu kilka świetnych momentów - wzrusza odkryta "miłość nieznana" Wendy i Zoe, do łez bawią żarty człowieka-drzewa podczas wywiadu telewizyjnego. Zachwyca piękny wizualnie hołd złożony twórczości Pauline Boty, brytyjskiej malarce pop-artu. W fotel wbija surrealistyczna scena dialogu człowieka-drzewa z uzbrojonym mężczyzną - symbolizująca konflikt między przetrwaniem i pokojem a zniszczeniem i przemocą.

Całość jest znakomicie zagrana. Fantastyczna Justyna Janowska w głównej roli raz zachwyca dziewczęcą naiwnością, po chwili z lekkością pokazuje delikatność nastolatki, by ostatecznie buntować się i stawiać czoło światu jako dorosła kobieta. Nie jest to łatwa rola, ale aktorka odnalazła się w tej mieszance, niezauważalnie przechodząc z dziecka przez podlotka w trzydziestolatkę.

Ciekawą i wielowymiarową postać stworzyła też Halina Rasiakówna. Raz jest niedojrzałą i zagubioną kobietą, która nie do końca odnajduje się w roli matki. Innym razem naiwnie daje się wciągnąć w wir telewizyjnego show i koreańskich seriali, by za chwilę emanować pewnością siebie jako uczestniczka akcji protestacyjnych. Zawsze jednak skupiona na sobie i znakomicie wyglądająca w świetnych kostiumach Joli Łobacz.

No i jest jeszcze Michał Opaliński w drugoplanowych rolach pracownicy poczty, pielęgniarki czy sprzątaczki. Trochę przypominający mi kultowych bohaterów kreowanych przez Artura Barcisia w "Dekalogu" Krzysztofa Kieślowskiego. Postacie stworzone przez Opalińskiego są nie tylko obserwatorami i uczestnikami przemian, ale także komentatorami i przede wszystkim głosami sumienia. Aktor tworzy niezwykle wyraziste role wydobywając z nich elementy tragiczne i komiczne, swobodnie nimi żonglując. Ma w sobie dużą nutę nostalgii, w którą sam odpływa, by po chwili sprowadzić siebie i rozmówcę na ziemię oraz pogrozić palcem. Majstersztyk!

Warto też zwrócić uwagę na świetną scenografię (Łukasz Mleczak). Jej stałym elementem jest poczekalnia, w której każdy z nas czeka na swój "szczęśliwy" numerek, żeby stawić się przy "okienku życia", obracające przez aktorów mieszkanie Elisabeth i Wendy, które możemy oglądać niemal z każdej strony oraz piękne żywe drzewo, które wyrasta na środku w drugiej części przedstawienia.

"Jesień" w reżyserii Katarzyny Minkowskiej to spektakl o trwałej międzypokoleniowej przyjaźni na tle zmiennych momentów i problemów współczesnego świata. Z jednej strony to bardzo intymny portret bohaterów, z drugiej - szeroka refleksja nad społeczeństwem w niepewnych czasach pełnych podziałów politycznych.

Piękna rzecz o upływającym czasie i próbie zatrzymania pamięci. Warto dać nura w ten niezwykły szelest jesiennych liści w fantastycznym wykonaniu aktorów Teatru Polskiego w Podziemiu i studentów wrocławskiej AST. Spektakl, którzy jest jak dobra herbatka z miodem i imbirem - rozgrzewa, przynosi ulgę i spokój. Idealny na jesienne (i nie tylko) wieczory. Koniecznie

Tytuł oryginalny

W żółtych płomieniach liści

Źródło:

www.facebook.com
Link do źródła