To się nie zaczęło dziś ani nawet wczoraj. To, czyli upadek teatru w skali europejskiej. W Europie zaczęło się to wraz z rokiem 1968 i jego sztandarowym hasłem: "Zakazuje się zakazywać". Do Polski napływało to stopniowo, ale jednym z najpoważniejszych źródeł dzisiejszego stanu rzeczy także są dzieje tzw. alternatywy czy teatru studenckiego, jak kto woli - pisze Elżbieta Morawiec w Arcanach.
Pierwotnie zorientowany na walkę z czerwonym totalitaryzmem, mający tu znakomite dokonania artystyczne, z czasem, gdzieś na przełomie lat 80. i 90. - te formy jego istnienia jakie się ostały, przeszły na lewackie pozycje. (Najlepszym przykładem są tu dzieje Teatru 8 Dnia). Kiedy w roku 1989 "mury runęły", dominującym prądem w kulturze stał się dekonstruktywizm. I jego to pokłosie widzimy dziś na większości scen polskich. Dekonstruktywizm z jego filozofią relatywizmu wartości, przeświadczeniem o wyczerpaniu się wszystkich kodów kulturowych, a co za tym idzie - absolutnej swobody w "dekonstruowaniu" tych kodów. "Zakazuje się zakazywać" przybrało nową postać "Róbta, co chceta". Ostatnimi laty doszła do tego repertuaru agresywna ideologia LGBT, nowa myślowa mutacja lewactwa. Dziedziczka, w prostej linii, filozofii komunisty Gramsciego, który nawoływał do niszczenia tradycji, rodziny, wiary - słowem "nadbudowy". W imię budowy nowego wspaniałego świat