EN

20.11.2024, 10:34 Wersja do druku

W poszukiwaniu straconego słowa

„Gdzie gubią się zdania” Michała Kaźmierczaka w reż. Karoliny Przystupy w Teatrze Groteska w Krakowie. Pisze Piotr Gaszczyński w Teatrze Dla Wszystkich.

fot. HaWa

Gdzie gubią się zdania – najnowsza propozycja Teatru Groteska przenosi widzów w świat dawnego, literackiego Krakowa. Podążając przez cały spektakl ramię w ramię z Wisławą Szymborską, dzieciaki mają okazję dowiedzieć się czegoś m.in. o Mrożku, Lemie, Miłoszu. Karkołomne to zadanie, by sześciolatka katować noblistami faktycznymi i potencjalnymi, no chyba, że ma się na to pomysł. I tu pomysł jest.

Spektakl ma sznyt literacko-detektywistyczny. Szacowna noblistka (Maja Spychaj-Kubacka) zgubiła karteczkę z zapisanym zdaniem – początkiem wiersza. Jak wiadomo trzepot skrzydeł motyla na jednej półkuli, może wywołać tsunami na drugiej, także nie należy lekceważyć nawet kilku zapodzianych liter. Niemoc, marazm, śmierć weny. Bez zaginionych słów praca twórcza nie może być kontynuowana. Z pomocą przychodzą nieodzowni przyjaciele każdego szanującego się domu, czyli takiego, gdzie ma się sentyment do starych ciuchów (Mól – Bartosz Watemborski) i poszanowanie dla łazienkowych braci mniejszych (Rybik Cukrowy – Paweł Mróz). Krakowski tercet egzotyczny wyrusza zatem w podróż.

Eskapada napotyka po drodze Pajęczycę z wiersza Poświatowskiej, bohaterów Na pełnym morzu Mrożka oraz litery z maszyny wykreowanej przez genialny umysł Lema. Wszystkie te spotkania obrazują widzom zupełnie inną realizację funkcjonowania języka i możliwości jego użycia. W ogóle jest to spektakl o języku – zagubione zdanie jest tu punktem wyjścia, akceleratorem do działania. Paradoksalnie brak oznacza pełnię – pełnię możliwości wykorzystania własnej wyobraźni (o związkach Szymborskiej z buddyzmem Zen nie słyszałem). Główna bohaterka zabiera w podróż młodych widzów (to do nich głównie adresowany jest spektakl), by pokazać im, że język może stwarzać różne światy, indywidualne dla każdego, kto się nim posługuje. Słowa mogą budować, ale i niszczyć. Słowa mają moc.

Jak powszechnie wiadomo, Szymborska lubowała się w kiczu, różnego rodzaju najdziwniejszych bibelotach, które zbierała lub otrzymywała w prezencie. O ile oszczędna, schludna scenografia przedstawienia nie pozwalała uwypuklić tego fenomenu (wytrawne oko mogło dostrzec kilka rarytasów na regale z książkami), tak w warstwie kostiumograficznej i charakteryzatorskiej bawimy się na całego. Prym w tym temacie wiedzie Czesław „posąg” Miłosz. Sceny z jego udziałem są niezwykle zabawne, a dworowanie sobie ze starszego Pana Wieszcza uważam za diabolicznie udane i potrzebne. Do pełni szczęścia brakowało jedynie słynnej kartonowej podobizny Andrzeja Gołoty, którym Szymborska fascynowała się z tylko sobie znanego powodu.

W spektaklu dzieje się naprawdę dużo. W nieco ponad godzinę przelatujemy z Panią Wisławą przez pół wieku polskiej literatury, bawimy się i uczymy jednocześnie. Główna bohaterka jest jak ciepła, pełna życzliwości babcia, przeprowadzająca swoje wnuki przez meandry polskiej kultury. Zdecydowanie twórcy nie powinni poprzestać na tym przedstawieniu. Z tego powinno zrobić się serial literacko-kryminalny pod roboczym tytułem „Wisława na tropie”. Sukces murowany.

Tytuł oryginalny

W poszukiwaniu straconego słowa

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Piotr Gaszczyński

Data publikacji oryginału:

20.11.2024