„Eurydyka” w reż. Pawła Szkotaka Teatru Biuro Podróży z Poznania w TVP Kultura. Pisze Krzysztof Krzak w teatrze dla Wszystkich.
Wstyd się przyznać, ale nie wiedziałem do tej pory nic o Teatrze Biuro Podróży z Poznania. Do tej pory, czyli do 24 maja 2022 roku, gdy TVP Kultura pokazała najnowszy spektakl zespołu Pawła Szkotaka, czyli „Eurydykę”.
Wstyd jest tym większy, że Teatr Biuro Podróży działa od ponad trzech dekad, a swoje przedstawienia prezentował w ponad 50 krajach na sześciu kontynentach. Zdobył wiele prestiżowych nagród na festiwalach i przeglądach teatrów offowych. A jego założyciel i główny reżyser, Paweł Szkotak, otrzymał m.in. Paszport „Polityki”. Premiera „Eurydyki” miała miejsce na ubiegłorocznym Festiwalu Malta w Poznaniu.
Ze znajomością mitu, do którego w sposób oczywisty nawiązuje tytuł przedstawienia, jest już zdecydowanie lepiej. Nimfa Eurydyka była ukochaną żoną Orfeusza, uważanego za największego śpiewaka i poetę greckiego. Kiedy śpiewał akompaniował sobie na lirze lub kitarze, a jego muzyka potrafiła nie tylko oczarować ludzi, ale również uspokoić wzburzone morskie fale. W Eurydyce zakochał się pasterz Aristajos, ta jednak pozostawała nieczuła na jego umizgi. Uciekając przed nim, została ukąszona przez żmiję i zmarła. Orfeusz udał się do podziemnego królestwa zmarłych i błagał Hadesa oraz jego małżonkę Persefonę, by przywrócił Eurydykę do życia. Ci się zgodzili pod jednym wszelako warunkiem: wychodząc z podziemi Orfeusz ma iść pierwszy i pod żadnym pozorem nie oglądać się na małżonkę. Niestety, tuż przy wyjściu zakochany małżonek uległ pokusie i spojrzał na małżonkę. Tym samym utracił ją na zawsze…
Paweł Szkotak przedstawił historię kochanków bez historyczno–mitologicznego sztafażu. Akcję przeniósł w czasy nam współczesne. Widzowie są świadkami przygotowań młodych zakochanych w sobie ludzi do ślubu, uczestniczą w wieczorze kawalerskim, potem weselu, a nawet mają okazję podejrzeć ich noc poślubną, bardzo subtelnie pokazaną przez reżysera i operatora. Niestety, w podróż poślubną już nie pojadą wspólnie, bowiem zostaną rozdzieleni przez… epidemię (takie przynajmniej skojarzenie wywołuje czas, kiedy spektakl powstał, czyli okres pandemii). Eurydyka zostanie zabrana przez szczury do ich królestwa. Nie mogąc się z tym pogodzić Orfeusz rusza do tego szczurzego piekła, by odzyskać dopiero co poślubioną żonę. Jego wędrówka po „tamtym świecie” przeplata się z reminiscencjami pokazującymi dotychczasowe życie mężczyzny, z jego przyzwyczajeniami i problemami. W tej mrocznej rzeczywistości świetnie sprawdza się poznańska Stara Rzeźnia, gdzie spektakl został zrealizowany. Szkotak i jego aktorzy mogą swobodnie w jej ogromnej przestrzeni wykorzystywać rekwizyty mające w wielu przypadkach metaforyczne znaczenie, jak choćby stół i kule bilardowe, balony czy finezyjny pojazd – łabędź skonstruowany przez Michała Wielkopolskiego. Imponujących elementów aktorsko–scenograficznych jest tu zresztą zdecydowanie więcej: płonąca skakanka i napis
Departures, zdjęcia rentgenowskie, szczudlarze, ruchome platformy… A do tego niezwykle sugestywna, wyrazista gra aktorów Teatru Biuro Podróży z odtwórcą roli Orfeusza na czele. Ponieważ napisy końcowe nie wyszczególniały kto grał kogo wymieniam całą siódemkę w kolejności alfabetycznej: Bartosz Borowski, Łukasz Kowalski, Maja Osińska, Paweł Stachowczyk, Marta Strzałko, Tomasz Wrzalik i Maciej Zakrzewski. Nie sposób pominąć również rewelacyjnej, bardzo różnorodnej muzyki autorstwa Łukasza Matuszyka. Ona w połączeniu z grą aktorów tworzyła atmosferę i przesłanie poznańskiej „Eurydyki”. Słowa, które w niej padają są najsłabszym jej elementem, można w zasadzie rzec: zbędnym. Na szczęście nie jest ich za wiele.
To piękny i poruszający spektakl o wielkiej miłości i bolesnej samotności spowodowanej trudną do powetowania stratą. To także przedstawienie o niewłaściwych wyborach, wysmakowane plastycznie i muzycznie, z imponującą robotą aktorską.