EN

6.02.2024, 21:30 Wersja do druku

W otchłaniach nadziei

„Goście Wieczerzy Pańskiej” Ingmara Bergmana w reż. Tomasza Fryzeła w Nowym Teatrze w Warszawie. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Wszystkich.

fot. Klaudyna Schubert / mat. teatru

W przedstawieniu „Goście Wieczerzy Pańskiej” Tomasz Fryzeł idealnie wykorzystał zgodny z intencjami autora „Wiarołomnych” rytuał niemal kontemplacyjnego egzorcyzmowania jego wszystkich lęków, pytań i poszukiwań, które dręczyły skandynawskiego reżysera i pisarza do końca jego życia. Samotność, wyobcowanie, uczuciowe niespełnienie, konflikt płci i kwestie ludzkiej tożsamości pod różnymi maskami chowanej, wreszcie wiara, nadzieja, trwoga przed śmiercią czy sama istota miłości stały się emblematami twórczości Bergmana, zarówno tej literackiej, jak i filmowej, będącej prawdziwą kopalnią wiedzy na temat przeciwności ludzkiego losu i wyroków opatrzności.

W „Gościach Wieczerzy Pańskiej” mamy też do czynienia niemal z psychosomatycznym opisem relacji damsko-męskiej i wszystkimi jej zawiłościami. Targające bohaterami porywy namiętności czy próby ucieczki z uczuciowego potrzasku w bardzo prosty, oszczędny i dyskretny sposób, ale jakże bolesny i przejmujący pokazują w swoich rolach Małgorzata Hajewska-Krzysztofik (Marta Lundberg – zakochana w pastorze nauczycielka) i Mariusz Bonaszewski (Tomas Ericsson – pastor, który odrzuca wiarę i Boga). Młody reżyser, skupiając się przede wszystkim na słowie, bez jakichkolwiek podpórek inscenizacyjnych, prowadzi ich tak, że oddychamy niemal razem z nimi i wspólnie przeżywamy ich uniesienia niepojętym żywiołem emocjonalnego związania, z pełnym skupieniem patrzymy na to, jak walczą z tym, co trawi ich serca i dusze, jak próbują pokonać wstyd, stłumić siłę swych przeżyć czy jak konfliktują się z bliźnimi i z samymi sobą. Zresztą pole obserwacji, w sieci międzyludzkich układów i zależności, skrywających niekiedy poczucie pełnej rozpaczy bezsilności, jest w tym przedstawieniu dużo szersze dzięki dwóm pozostałym postaciom, w które równie znakomicie wcielają się Wojciech Kalarus (Algot Frövik – porażony cierpieniem z powodu choroby kościelny) i Marek Kalita (Jonas Persson – ojciec rodziny decydujący się na samobójczą śmierć).

W kontekście wypowiadanych przez bohaterów racji, myśli i rozrachunkowych wątpliwości, do tego przy ascetycznej oprawie scenograficznej, dostrzegamy całe mistrzostwo przedstawianych przez Bergmana dylematów, które w przypadku tego spektaklu tylko zaczynają się od pytania: kim jesteśmy czy jak znaleźć linię graniczną między własnym „ja” a „ja” naszego bliźniego, albowiem już za chwilę wpadamy w prawdziwą otchłań głębokich rozważań nad granicami naszej wiary i miłości, zarówno tej do Boga czy naszej rodziny, jak i drugiego człowieka w ogóle, a także tego jakie może ona przynieść skutki, również w kontekście jej braku, możliwości jej przetrwania czy zmartwychwstania i śmierci.

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła