EN

11.09.2023, 16:51 Wersja do druku

W 350 stron dookoła musicalu

Książkę czyta się z prawdziwą przyjemnością czytelnika, nie kolekcjonera czy fana. Wiele w niej smaczków, ale przede wszystkim inteligentnych choć syntetycznych opisów - o książce „Ten cały musical” Mateusza Borkowskiego, Jacka Mikołajczyka i Marcina Zawady wydanej przez PWM Polskie Wydawnictwo Muzyczne pisze Agnieszka Serlikowska w Teatrze dla Wszystkich.

mat. wydawnictwa

Dawno, dawno temu, w czasach tak odległych, że portale społecznościowe dopiero raczkowały, a Internet rzadko bywał w telefonach… o musicalach słuchało się głównie z opowieści kolegów-szczęściarzy mieszkających w pobliżu Warszawy, Gdyni, Wrocławia czy Chorzowa. Na słynnych wówczas forach internetowych krążyły informacje o dwóch książkach w języku polskim, które traktowały o musicalu: „Przetańczyć całą noc… Z dziejów musicalu” Antoniego Marianowicza i „Przewodniku operetkowym” Lucjana Kydryńskiego. Pozycje te były z perspektywy fana nader niedoskonałe, bo mocno historyczne, niepozwalające za bardzo puścić wodzy fantazji, rozmarzyć się na temat potencjalnych przyszłych tytułów na polskich scenach. W miarę coraz bardziej postępującego rozwoju musicalu krajowego, powoli zaczyna również rozszerzać się wachlarz pozycji książkowych traktujących o spektaklach muzycznych. Od bardziej naukowych, wyrosłych na kanwie rozpraw doktorskich i konferencji naukowych („Musical nad Wisłą. Historia musicalu w Polsce w latach 1957-1989” Jacka Mikołajczyka, dwa tomy „Republika musicali” w red. Joanny Maleszyńskiej, Joanny Roszak i Rafała Koschanego), przez dotyczące konkretnych teatrów („Warto Marzyć” Sergiusza Pinkwarta o Teatrze Muzycznym Roma, „50 i 5 lat Teatru Muzycznego w Gdyni 1958-2013” Aleksandry Zając-Kiedysz) czy też wybitnych reżyserów („Więcej niż musical. Teatr Wojciecha Kościelniaka” Piotra Sobierskiego”) po przewodnik-leksykon „Ale musicale! Złote stulecie 1918-2018” Daniela Wyszogrodzkiego. Kilka tygodni temu dołączyła do nich nowa pozycja – „Ten cały musical” autorstwa Mateusza Borkowskiego, Jacka Mikołajczyka oraz Marcina Zawady. Must-have nie tylko dla fanów audycji radiowej pod tym samym tytułem, ale również dla każdego, kto przygodę z musicalem zaczyna bądź od wielu lat kontynuuje.

Jak sami autorzy wspominają na wstępie – „Ten cały musical” to ani nie leksykon, ani kompendium, a raczej wybór najciekawszych tytułów i sylwetek znanych osobistości powiązanych z tą śpiewaną sztuką. Podobnie jak nazwiska jej autorów, książka łączy w sobie teorię i praktykę musicalu. Zahacza o elementy historyczne, ociera się o zagadnienia naukowe, ale przede wszystkim czuć w niej ogromną pasję do musicalu jako sztuki i setki godzin obejrzanych spektakli. Autorom udało się stworzyć pozycję w pełni odzwierciedlającą eklektyzm i różnorodność wystawianych w teatrach na całym świecie przedstawień. Nie zapomnieli jednak o przedstawieniach rodzimych, a zarazem o historii musicalu zarówno z perspektywy krajowej jak i światowej. Na około 350 stronach „Ten cały musical” znajdziemy zatem zarówno amerykańskie klasyki jak „Oklahoma”, „Carousel” czy „Wonderful Town”, ale i pierwszy polski musical „Miss Polonia”. Kilkanaście stron oddzieli rodzime „Metro” od zagranicznych musicali nowego nurtu „Natasha, Pierre & The Great Comet of 1812” czy „Next to normal”. Sylwetka Wojciecha Kościelniaka znajdzie się pomiędzy Johnem Kandlerem i Fredem Ebbem, Alanem Menkenem i Lin-Manuelem Mirandą, a nad wszystkimi unosić się będzie inspirujące widmo Stephena Sondheima. Spektakle tego ostatniego to chyba najbardziej szczegółowo opisane pozycje w publikacji. Zdecydowanie szerzej niż wspomnianego już, a obwołanego nowym geniuszem musicalu – Lin-Manuela Mirandy, co odrobinę zdradza szczególne zamiłowanie autorów do Sondheima. W pełni zrozumiałe dla piszącej tę recenzję.

A skoro o mnie mowa… Otwierając „Ten cały musical” myślałam, że po tylu latach czytania, słuchania i oglądania musicali, nic mnie już nie zaskoczy. Że w książce znajdę usystematyzowanie moich dotychczasowych doświadczeń, ale bardziej w kategoriach miłej pamiątki, a nie ciekawej pozycji do pochłonięcia w kilka wieczorów. Myliłam się. Książkę czyta się z prawdziwą przyjemnością czytelnika, nie kolekcjonera czy fana. Wiele w niej smaczków, ale przede wszystkim inteligentnych choć syntetycznych opisów, które pozwalają puścić wodze fantazji, co by tu jeszcze można było chcieć obejrzeć na polskich scenach. Wbrew ułożeniu hasłami, to nie encyklopedia, a publikacja, która zapewnia wiele radości. Pozostaje sobie życzyć kolejnych rozszerzeń i uaktualnień. Kto wie… Może uzupełnionych również w większym stopniu o odbiór spektaklu przez krytykę i publiczność?

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła