EN

25.10.2021, 11:50 Wersja do druku

Uzdrawianie szalonego

"Don Kichot" Miguela de Cervantesa w reż. Igora Gorzkowskiego w Teatrze Soho w Warszawie. Pisze Andrzej Dąbrówka w portalu Teatrologia.pl.

fot. A. Świetlik

W przyswojonym na scenę materiale powieści przeważa nurt romansowy. Dlatego zaraz po wprowadzeniu na scenę pary głównych bohaterów: Don Kichota (Bartosz Mazur) i jego giermka Sancho Brzuchacza (Wiktor Korzeniewski),

pojawiają się na niej dwaj znajomi bohatera z jego wioski, aby przystąpić do zwalczania jego obłąkańczego uwielbienia dla damy, o której zbyt wiele wiedzą, aby ulec jego bałwochwalstwu. Ani jego wybranka Cudenia nie jest w żadnym calu idealną damą, ani hidalgo Don Kichot nie jest błędnym rycerzem, którego udaje w misce golibrody zamiast hełmu, ani wreszcie prosty wieśniak Sancho nie jest adeptem rycerstwa – ale kolejne osoby będą uporczywie, pomysłowo, lecz bez skutku wybijać Don Kichotowi z głowy jego szaleństwo. Uciekają się do różnych form inscenizowania pozornych spełnień, bądź wpisują się w jego oczekiwania, aby zdobyć zaufanie i obudzić w nim uśpiony zdrowy rozum. W mnożonych rolach tych znajomych i nieznajomych występują – brawurowo różnicując style: Aleksandra Batko (Dorotea – rzekoma księżniczka Koczkodanka „aż z Gwinei”), Maciej Cymorek (Ksiądz licencjat) i Igor Kowalunas (Golarz).

Zachowany jest istotny rys kompozycji powieści – nieobecność wybranki na scenie. Z jednej strony wytwarza to niezwykłe napięcie, z drugiej zaś stawia wszystkich, którzy znają jej prawdziwe imię – Ziuta Wawrzyńcówna – oraz fatalną konduitę, przed tyleż jednoznacznym, co delikatnym zadaniem. Nie mogą się zgodzić na tak drastyczny dysonans, ale też przez delikatność nie chcą wprost potępiać wybranki ani zaprzeczać jej rzekomym walorom. Zwłaszcza że przewrotny bohater zdaje się nie być zdruzgotany nieprzyjemnymi aluzjami, gdyż przed zwątpieniem chroni go zbroja wyobraźni: „Ja głęboko wierzę, że wszystko, co mówię, jest prawdziwe”. Komuś tak uzbrojonemu trudno zrobić krzywdę, zwłaszcza gdy on się do tej krzywdy wprost garnie.

Inne wątki

Temat romantycznej obsesji przeplatany jest innymi wątkami, z których obfitości ta powieść słynie. Akcja przedstawienia to kilka prób teatralnego oszukania Don Kichota, przez uwikłanie go w bohaterskie odsiecze, które mają mu przynieść sławę godną wymarzonej wybranki i stosowną do jej wyobrażenia. Opuszczona jest ta część ramy narracyjnej, która w średniowiecznych romansach rycerskich służyła uwiarygodnieniu opowiadanej historii. Zawsze poeci zarzekali się, że piszą prawdę, i Cervantes również podtrzymuje tę fikcję odnalezionego źródła opowiadającego prawdziwą historię Don Kichota, a kiedy kończy pierwszą część, bo skończyło się źródło, otwiera jednak dalszą perspektywę twierdząc, że jednak odnalazł dalszy ciąg.

Inscenizacja

Adaptacja zachowuje dwuczęściowy charakter źródła: Przemyślny Szlachcic Don Kichot z Manczy. Wydane w 1605 roku dzieło nie było zapowiedziane jako część pierwsza. Nie miało też sygnałów ukończenia przygód, zaś w narracji były pootwierane wątki przyszłych podróży „błędnego rycerza o żałosnym obliczu” w poszukiwaniu chwały i przygody.

Przedstawienie było poprzedzone krótszą wersją radiową, słuchowiskiem Polskiego Radia Don Kichot na pustkowiu [https://teatrsoho.pl/spektakl/28488/] w tej samej reżyserii i obsadzie.

Nikt nie jest tym, za kogo się podaje, i nawet nie wiadomo, czy koń jest rzeczywiście koniem, czy drewnianą zabawką, której dosiada szalony bohater wierząc, że ujeżdża żywego wierzchowca. Ludzie godzący się na jego szaleństwo mogą wszak i na tę jeszcze jedną fanaberię przymknąć oko. Tak samo nie wiemy, czy drewniana lanca, a zwłaszcza drewniany miecz u pasa Don Kichota reprezentują narzędzia rycerskie, czy je tylko przedrzeźniają. Wszystko odbywa się w prościutkiej scenerii, okrągłej scenie i okalającym ją w połowie pomoście imitującym góry.

Interakcje

Choć sam tekst zaprasza do zagadywania publiczności, interakcje nie są częste. Najważniejsze to zaproszenie widza na scenę, aby grał niemą rolę wszechwiedzącej głowy. Zadajemy jej pytania, także z publiczności, a mówiące postacie odczytują rzekome myślane odpowiedzi. Zdaje się, że zespół był przygotowany na sytuację, gdy nie da się nikogo do tej roli zwerbować, bo w kącie sceny dostrzegłem dużą głowę wyrzeźbioną w drewnie, która mogła prawdopodobnie zagrać tę czarodziejską rolę.

Jest ładny moment, gdy Sancho przekomarza się z Don Kichotem, czy są czy nie są sami, i gdy niespodziewanie odzywa się z widowni jakieś dziecko, Sancho triumfująco mówi do swojego pana: O proszę, nie jesteśmy sami.

Kiedy indziej ktoś z pierwszego rzędu musi potrzymać rycerską lancę, albo odwzajemnić uścisk podanej przez aktora ręki.

Przekład

Zgodnie z pradawną modą imiona są u Cervantesa mówiące – czyli charakteryzują jakoś bohatera. Zgodnie z tym tłumacz zdecydował się na ich spolszczanie. Nie ma zatem Dulcynei, jest Cudenia, co dobrze oddaje aurę ubóstwienia, jaką wokół niej roztacza tyleż szalony co rozmyślny zachwyt bohatera. Nie jest to imię odległe od intencji oryginału, choć bliższa byłaby jego znaczeniu leksykalnemu jakaś żeńska forma słowa akcentująca źródłową słodycz czy słodkość. Gdybym był na tyle kompetentny i szalony, aby tłumaczyć to dzieło, to prawdopodobnie powstałaby Słodzianna, ale bynajmniej nie uważam, że byłoby to lepsze rozwiązanie. Spolszczanie obcej rzeczywistości niesie ze sobą wiele pułapek w zakresie spójności świata przedstawionego: dlaczego Hiszpanie wędrujący po Hiszpanii mają polskie imiona i nazywają siebie po polsku?

Nie ma też Rosynanta, tutaj Chabeton jest mocną odwrotnością rumaka, czy nawet zwykłego wierzchowca.

Satyra Menippejska

Wśród wielu niedopowiedzeń i zagadek interpretacyjnych szczególnie ciekawa jest sprawa świadomości bohatera, który intencjonalnie tworzy aurę szaleństwa (bije do krwi głową o skałę), aby dorównać bohaterom romansów i w ten sposób przekonać swoją wybrankę, że spełnia wszelkie wymagania opisane dla dwornej miłości. Jednak nie ukrywa przy tym przekonania, że wszystkie te literackie damy serca są tylko pisarskimi wymysłami, którymi się mężczyźni szczycą, jak życiowymi osiągnięciami. Mamy więc do czynienia z autoironią, ucieleśnianiem modelu, który uważa się za fałszywy i służący jedynie do mamienia innych. Jest to przewrotne samoośmieszenie, coś w rodzaju wybryków tak zwanych Świętych głupców, którzy obscenicznymi zachowaniami demonstrowali ścieżkę wiecznego potępienia.

W historii literatury nie spotkałem się z przyłączeniem tej powieści Cervantesa do typu satyry menippejskiej, choć wskazywano na jej zależność od klasycznej menippei – Złotego osła Apulejusza. Don Kichot posiada wiele cech satyry menippejskiej, że wskażę na kilka spośród kilkunastu w ujęciu Michaiła Bachtina: nagminny śmiech, zmyślenia i niemądre intrygi rodem z mało wybrednych romansów, rozproszona narracja wyzwolona z tradycyjnych ram gatunkowych, a podporządkowana celowi kompromitacji rycersko-dwornej mentalności, zaburzenie norm stylistycznych mieszających wulgarność z subtelnością, dosadną doczesność ze sprawami ostatecznymi, skłonność do wiwisekcji charakterów, kpina z prawdopodobieństwa motywów oraz obliczalności zachowań i fabuł.

Przez swoją kapryśność menippeja sprawia często bardzo nowoczesne, postmodernistyczne wrażenie. I Don Kichot ma takie przebłyski. Kiedy powstaje druga część (1615), odnosi się ona do cudzego naśladownictwa, którego owocem była kontynuacja. Zarówno narrator jak i jego bohaterowie oburzeni komentują to uzurpatorskie przedsięwzięcie, a zdumiony czytelnik w roku 1615 czyta książkę o pisaniu tej książki. Być może to jest dodatkowy czynnik, który otwiera tę pramatkę europejskiej powieści na współczesną publiczność.

Reżyser

Igor Gorzkowski należy do budowniczych teatru, nie zadowala się obsługiwaniem okazji nasuwanych mu przez istniejące struktury, ale tworzy zespoły (Studio Teatralne Koło), inicjuje akcje teatralizowania rzeczywistości i włączania środowiska miejskiego do produkcji przedstawienia (Zamość – Romeo i Julia, 2015; festiwal społeczno-artystyczny Projekt Praga). Dobrze się wywiązuje z zadania adaptatora, który otrzymuje duże możliwości nadpisywania swoich zainteresowań zwłaszcza na dzieła ogromne, luźno zbudowane i odległe materiałowo i stylistycznie. Nie idzie za modnymi dziś chwytami przyłapywania dawnych autorów na tym, że inaczej myśleli, nie wytyka im tego, że ich wiedza była inna niż nasza. Reżyser wychował etyczny zespół, bardzo poważnie traktujący przedstawiane dzieło, nieuwiedziony łatwizną wymądrzania się, którego mamy po uszy na dzisiejszych scenach.

W ramach ogromnego skrótu, jaki jest w takich razach koniecznością, otrzymujemy dobrą próbkę tego, czym była w zamyśle historia przemyślnego szlachcica z południa Hiszpanii. Łagodzi jej prześmiewcze ostrze – nie jesteśmy skłonni wyśmiewać naiwności bohatera, któremu wskutek namiętnych lektur romansowa fikcja zasłania rzeczywistość. Ponieważ jednak wiemy więcej niż on, z życzliwością obserwujemy jego nieporadną bezkompromisowość w uleganiu zmyślonemu marzeniu, które zawsze jest jakimś teatrem.

Tytuł oryginalny

UZDRAWIANIE SZALONEGO

Źródło:

„Teatrologia.info”

Link do źródła

Autor:

Andrzej Dąbrówka

Data publikacji oryginału:

21.10.2021