EN

25.07.2022, 09:44 Wersja do druku

Uwalnianie wyobraźni

„Dojrzeć do dzieciństwa” wg Brunona Schulza w reż. Ewy Ignaczak Teatru Stajnia Pegaza w Teatrze Gdynia Główna. Pisze Monika Merkel w portalu Teatrologia.info.

fot. Grzegorz Kujawiński/ mat. teatru

Jest jakaś wyjątkowa magia w teatrze ulicznym, sztuce wychodzącej w plener, jakiś dodatkowy wymiar wspólnotowy, kiedy teatr przybywa do swoich widzów. To wspomnienie wędrówek aktorów ze skrzynką lalek i rekwizytów, którzy rozkładali swoje sceny podczas ulicznych jarmarków. Tworzy się wokół niego inna bliskość niż w sali teatralnej, a elementy świata zewnętrznego dodatkowo komponują scenografię.

Teatr Gdynia Główna od lat konsekwentnie odwiedza ze spektaklami miejskie podwórka, szkolne boiska w oddalonych od centrum dzielnicach Gdyni. Realizatorzy budują trwałe relacje z mieszkańcami i wychowują środowisko wiernych odbiorców. Swoich widzów traktują poważnie, proponując im sztukę wysokich lotów, bez uproszczeń i łatwych interpretacji. Jest w tym szacunek dla publiczności i świadomość społecznej funkcji teatru. To zasługa zarówno dyrektorek Teatru Gdynia Główna Osobowa – Ewy Ignaczak i Idy Bocian (obie wyrosły z nurtu teatralnej alternatywy), jak i znakomitego zespołu.

Najnowsza realizacja – Odyseja Schulzowska – jest kontynuacją projektu 2021: Odyseja Lemowska. W odpowiedzi na pandemię, po czasie zamknięcia w domach, widzom zaproponowano podróż w kosmos, opartą na Dziennikach Gwiazdowych. Wydawałoby się, że dalej polecieć się nie da. A jednak – w tym roku teatr zabiera nas do innego wymiaru przeszłości. Na przewodnika wybrano Brunona Schulza, mistrza wyobraźni i zaklinacza czasu.

„Kiedyś to było” – mówi Matka Józefa (Ida Bocian), schodząc po schodach na czele swojej trzyosobowej rodziny. Tak zdarza się mówić wszystkim matkom świata. Ta tęsknota za czasem, kiedy subiekci nie okradali, czereśnie w sadzie były czerwieńsze, malinowy sok słodszy! Ale przecież zawsze można się cofnąć, skręcić w boczne drogi czasu, trochę nielegalne, nie do zaszeregowania. Wrócić do lat, kiedy inaczej patrzyliśmy na świat, wyobraźnia nie miała ograniczeń, a Franciszek Józef patrzył dumnie z markownika ze znaczkami. I rodzina Schulzów wybiera się w podróż pociągiem, w rytmie stukotu kół kołyszą się sennie sylwetki, powiewają płaszcze nad głowami.

Czy można dojrzeć do dzieciństwa? Wrócić do dawnego siebie, do wspomnień, do poszukiwań? Takie wyzwanie stawia sobie Józef (Jacek Panek). Jest znowu dzieckiem zaczytanym w Księdze, młodzieńcem zakochanym w Biance, chłopcem, który zaczyna przygodę z rysowaniem. Chwilami jest spokojny i zdystansowany, momentami wpada w histeryczne nastroje kilkulatka, wobec których rodzice stają się bezradni. Ale to on jest centrum tego rodzinnego świata, nawet kiedy trzyma się z dystansem na boku, dając sobie rolę obserwatora.

Matka ma okrągłe okulary, kapelutek z piórkiem, buciczki z lakierowanej skórki na obcasach, nogi w podkolanówkach, paltocik czarny, wyraz zafrasowania na twarzy oraz dużo matczynego ciepła i heroizmu w walce o dobrostan rodziny. Ojciec (Filip Wójcik) u Brunona Schulza to jednocześnie kupiec prowadzący sklep bławatny oraz Czarodziej i Mag. Jednak w spektaklu Ewy Ignaczak, w chwili, kiedy my go oglądamy, jest już stary, zniedołężniały, porusza się powoli. Łagodnie i nieśmiało uśmiechnięty, ukryty za plecami matki, z obawą spogląda na własnego syna. Swoje magiczne oblicze pokaże w części drugiej Odysei, na razie jest archetypem Ojca dorastającego syna, z którym nie potrafi się porozumieć. „Nie rozumiem Józefa”, mówią z Matką, bo i Józef ma swój własny język, i świat widzi inaczej, trudno go uspokoić, uciszyć, włożyć w ramy normalności. Genialny syn, który żyje w świecie swojej wyobraźni, otoczony podziwem i lękiem rodziców.

Ustawiony w centrum duży stół jest jednocześnie stołem z Drohobycza, ladą sklepową, sceną, po której jeżdżą małe szufladki-wagoniki kryjące rekwizyty. Na tym stole rozłożone zostaną kartki z Księgi – mnóstwo pogniecionych, szeleszczących stron wyrwanych z atlasów, starych zeszytów nut i pomiętych gazet. To pierwsze gorzkie rozczarowanie Józefa, kiedy odkrywa, że w kartki z magicznej Księgi zawijane jest mięso z jatki i suszą się na nich mokre skarpety. Komu z nas nie zdarzyło się po latach odnaleźć czegoś, co miało magiczny wymiar w czasach dzieciństwa? Józef, jak teatralny magik pociągający za sznurki, droczy się z bezradnym ojcem, uciekając z resztkami Księgi, a wiatr (dodatkowy Aktor, który pojawił się na sobotnim plenerze) rozwiewa kartki i bańki mydlane, które puszcza matka.

Po stole – podeście spacerować będzie Bianka (Ida Bocian), z ustami pełnymi ciastek z kremem, z różową torebusią w zębach, Bianka, którą Józef podejrzewa, że za parawanem konwenansów kryje coś więcej. Podwójna rola Idy Bocian, która po zdjęciu matczynego kapelutka z czarnym piórkiem i zastąpieniu go różową opaską staje się pełną kobiecej energii młodziutką Bianką. Dla widza nieznającego schulzowskiego pierwowzoru może to symbolizować także inne oblicze Matki – taka mogła być zanim urodziła Józefa.

Kilka ról gra także Filip Wójcik. Jakże zmienia się jego twarz, kiedy zdejmuje ojcowskie nakrycie głowy, jakby mu ubyło 10 lat! Jest i Szlomą, który wykrada rysunki Józefa, i Rudolfem, który uwodzi Biankę.

Na spektakl Dojrzeć do dzieciństwa składają się trzy opowiadania z tomu Sanatorium pod Klepsydrą Brunona Schulza – Genialna epoka, Księga i Wiosna. Reżyserka Ewa Ignaczak dobrała je tak, żeby ukazać różne etapy z życia bohatera – od chłopca do młodzieńca, a potem, już po powrocie z podróży, w tragicznym finale – do mężczyzny, zastrzelonego na ulicy w Drohobyczu. Kanonada wystrzałów szczególnie boleśnie wybrzmiewa w plenerze, na prawdziwej ulicy, w realiach dzisiejszego świata.

fot. Grzegorz Kujawiński/ mat. teatru

Śmierć jest ostateczna i być może dlatego Józef nie pojawi się już jako postać w części drugiej Odysei – w Sanatorium. Pojedzie tam jego Ojciec, choć – niechże wykorzystam moją wyobraźnię i prawo widza do własnych interpretacji – mógłby to być Józef jakiś czas później.

Ale to postać Ojca jest łącznikiem, który spaja oba spektakle. W opisywanym już przeze mnie Sanatorium (https://teatrologia.pl/recenzje/monika-merkel-czas-bez-jozefa/) oglądamy go już tylko naszymi oczami, nie ma filtra, jaki nakładał na niego Józef. Bez dominującej obecności Syna Ojciec rozkwita. Jakub (Jakub Kornacki) to ten niewidziany w I części Mag i czarodziej. Przekorny wobec rzeczywistości mężczyzna w sile wieku, który wraca do swoich eskapad, dążeń, wyobraźni, buntuje się przeciw roli grzecznego pacjenta, w jaką próbują go wbić w sanatorium, do którego trafił. Ma pasję poszukiwacza, naukowca, ciekawość świata i niezgodę na banalność. Do swojego świata wyobraźni zaprasza nas, widzów, chwilami udaje mu się nawet wybić z roli Pielęgniarkę. Wymyka się konwencji, kilkakrotnie wyplątuje się z więzów kaftana bezpieczeństwa, żeby ze swoich magicznych walizek wydobywać kuglarskie rekwizyty, przeprowadzać szalone eksperymenty, być Ojcem Schulza z tych najlepszych lat, kiedy to z zachwytem podglądany przez Syna urastał do roli Demiurga. Czarujący w swoim nieposłuszeństwie, ma wdzięk łobuziaka, któremu wybacza się psoty. Jest w nim niegrzeczny chłopiec wciąż gotów do zabawy, szkoda mu czasu na sen.

A poddanie się terapii snu jest warunkiem odzyskania straconego czasu. Tak jak w Dojrzeć do dzieciństwa akcja toczyła się w wymyślonych bocznych odnogach dróg, tak w Sanatorium Idy Bocian króluje Czas. To czas z Nocy wielkiego sezonu z tomu Sklepy cynamonowe: osobliwy, trzynasty, fałszywy miesiąc, resztka po sierpniu, dodatkowe, zniekształcone dni.

„Czy ty się nigdy nie poddajesz, Jakubie?”, pyta z pozoru dobrotliwie Pielęgniarka (Małgorzata Polakowska), która wcale nie jest taka miła, jak się wydaje. Efektowna, na wysokich obcasach, magnetycznie uwodząca, nieznosząca sprzeciwu. To ona rządzi w tym dziwnym sanatorium, wydaje rozkazy, układa porządek dnia. Wykorzystuje zarówno swój urok i wdzięk, jak i siłę pozycji. Wszystko po to, żeby Jakuba złamać, pokonać, zmusić do posłuszeństwa. Uświadomić mu, że znika, maleje, dziecinnieje, że jest go coraz mniej.

A jednak Jakub się ostatecznie nie podda. Co mu po odzyskanym czasie, kiedy jest to czas z drugiej ręki, przeżuty, wyrzygany, bezwartościowy? Nawet jeśli większość jest już za nami nadal warto starać się o to, co się jeszcze może wydarzyć. Także w wyjątkowo niesprzyjających okolicznościach da się uciec w świat wyobraźni, zmienić bieg wydarzeń, zawalczyć o godność. Sile wyobraźni ulegną również najbardziej uparci i odporni. Momenty, kiedy Jakub czaruje rzeczywistość, to chwile jego zwycięstwa – nawet Pielęgniarka na chwilę daje się porwać magii i zachwycić, wybić ze świata porządku i planu.

Tak jak pierwsza sztuka kończy się śmiercią, tak zakończenie drugiej jest niejednoznaczne. Znikający powoli Józef wymyka się przez wyobrażone drzwi. Robi to tak po prostu – wstaje, wychodzi i znika za schodami. Nie wiemy, czy wybiera kolejny raz nieistniejącą drogę, inny czas, czy po prostu umiera. Zostaje po nim magia, wyobraźnia, marzenia. Bo o tym jest Odyseja 2022 – o potędze marzeń i sile wyobraźni, które ocalą nas nawet kiedy świat będzie do niczego. Zawsze można wyjść przez wyobrażone drzwi.

Tytuł oryginalny

UWALNIANIE WYOBRAŹNI

Źródło:

„Teatrologia.info”

Link do źródła

Autor:

Monika Merkel

Data publikacji oryginału:

21.07.2022