„Stado. W środku jesteśmy baśnią" w. Martyny Majewskiej we Wrocławskim Teatrze Pantomimy. Pisze Marcin Wojciechowski na ochkultura.
„Stado. W środku jesteśmy baśnią" to najnowsza premiera Wrocławskiego Teatru Pantomimy. Przedstawienie w reżyserii Martyny Majewskiej inspirowane jest filmami: „Osada” w reż. M. Night Shyamalana, „Dogville” w reż. Larsa von Triera, „Midsommar” w reż. Ari Aster. Choć są to dość luźne inspiracje.
Spektakl opowiada o grupie mieszkańców wioski, która tworzy specyficzną osadę. Mieszkają w zamkniętej społeczności niedaleko lasu. Ich izolacja to alternatywna rzeczywistość, dzięki której uciekając przed bólem i przemocą współczesnego świata, są ze sobą bardzo zżyci, ale i łatwo poddają się rygorystycznym zasadom. Niepisane reguły mają im zapewnić nietykalność i bezpieczeństwo.
To jednak tylko pozory - co jakiś czas ich życie zakłóca pojawienie się tajemniczego czerwonego stworzenia, przed którym wszyscy uciekają. Właściwie każdy z nas jest częścią jakiejś wspólnoty. Rodzina, praca, osiedle, teatr - początkowo dają nam schronienie i wciągają iluzją idylli oraz harmonii. Zamykamy się w takich enklawach i wydaje się nam, że jesteśmy w nich wolni. Tymczasem mamy zaślepiony obraz rzeczywistości.Odizolowana komuna okazuje się miejscem pełnym hipokryzji, dziwnych powiązań i manipulacji strachem - wszystko po to, by utrzymać społeczeństwo w ryzach. Takie stado uzależnia i trudno z niego odejść.
Zawsze jednak znajdzie się ten, kto ma odwagę złamać pierwszy zakaz, który okazuje się potem pierwszym krokiem do odkrycia prawdy. Często takim motorem do zmian jest po prostu miłość. Ukłony dla Karoliny Pewińskiej i Jakuba Pewińsiego za pracę (taniec i ruch sceniczny) i grę aktorską (prawda i emocje). Stworzyli niezwykle wzruszający obraz pary, której związek opiera się na głębokim zaufaniu i wsparciu. W ich interpretacji bohaterowie z niewinnych i delikatnych stają się symbolami odwagi, stabilności i bezpieczeństwa. Pięknie poprowadzone role. Ciekawą i intrygującą postać stworzyła też Izabela Cześniewicz, której przedziwna bohaterka chce dostać się do komuny, ale jednocześnie jest poza nią - włączana i wykluczona.
W przedstawieniu dzieje się dużo wszystkiego naraz. Spektakl naszpikowany jest odniesieniami do popkultury. Oprócz wymienionych filmów są fragmenty reklam i cała lista przebojów: "Odkryjemy miłość nieznaną" Alicji Majewskiej, "Gdybyś" Grażyny Łabaszewskiej, "Chciałem być" Krzysztofa Krawczyka, "Laleczka" Violetty Villas, "Cudownych rodziców mam" Urszuli Sipińskiej, "Jesień – Tańcuj" L.U.C./Kayah, "Sweet Hormony" The Beloved czy "Son of a Preacher Man" Dusty Springfield. Niestety jest (za) dużo tego. Oglądanie kilkuminutowych scen, podczas których aktorzy nie śpiewają, a otwierają jedynie usta imitując głosy wokalistów (lipsync), a reszta zespołu kołysze się do rytmu muzyki, staje się z czasem po prostu nudne i mało interesujące. Momentami miałem wrażenie, że w tym niekotrolowanym chaosie wykonawcy sami nie widzieli, w czym biorą udział i co mają grać.
Na szczęście jest też oryginalna muzyka Agaty Zemli, która znakomicie oddaje niepewność i strach zamkniętej społeczności. Odpowiedni klimat tworzy też niepokojąca scenografia (Wojtek Miks, Martyna Majewska) - to przede wszystkim wielki czarny księżyc i smutne kikuty drzew. Ważne w tym spektaklu są też genialnie prowadzone światła (Jakub Frączek) i ciekawe projekcje video (Klaudia Kasperska). Te elementy są przede wszystkim spójne i jakościowe.
"Stado. W środku jesteśmy baśnią" to surrealistyczny teatralny dadaizm będący obrazem dzisiejszego przebodźcowanego społeczeństwa zbudowanego z chaosu i przypadkowości. Spektakl z całą listą nawiązań i parodii jest niczym scrollowanie. Wydaje nam się, że mamy wszystko pod kontrolą, kiedy trzymamy w dłoni swojego smartfona. Tymczasem zmęczeni od nadmiaru niebieskiego światła emitowanego przez telefony, coraz bardziej się boimy, mniej ufamy i tracimy sens. Zmęczeni szukamy schronienia. I znowu trafiamy do kolejnej fałszywej osady, która oferuje nam pozory spokoju, ciszy i harmonii... Uwaga! Uciekaj! Czerwone!