Nie będę ukrywał, że ignorując jakiekolwiek rankingi, za obecnie najlepszą produkcję telewizyjną uważam Ojca Mateusza.
Niedawno dowiedziałem się, że jego pierwowzorem jest włoski serial Don Matteo. Ale przecież bez pejzaży Sandomierza (kręcony jest również w Warszawie, Gliniance, Radości, Płocku, Siedlcach, Drohiczynie, Siemiatyczach, Perlejewie i Mielniku), arcypolskich w klimacie scenariuszy, świetnych dialogów, sprawnej reżyserii, a przede wszystkim mistrzowskiej obsady.
Rolę tytułową - jeżdżąc ciągle na rowerze - gra Artur Żmijewski, którego przed dwudziestu kilku laty Krzysztof Kolberger, reżyser Krakowiaków i Górali, kazał mi zaangażować do mówiono-śpiewanej roli Bardosa. Wypadł w niej fantastycznie. Był wówczas najmłodszym aktorem Teatru Współczesnego w Warszawie. Musiałem użyć dobrych kontaktów z dyr. Maciejem Englertem, aby obok Maryli Rodowicz i Danuty Rinn mieć taką ozdobę wrocławskich Krakowiaków.
Z admiracją graniczącą z zachwytem obserwuję Aleksandrę Górską w roli babci Lucyny. W młodości często oglądałem ją w Teatrze Wyspiańskiego w Katowicach, gdzie mimo urody ledwo przebijała się wśród takich młodych konkurentek jak Lassek, Ciepielewska czy Jolanta Hanisz. Teraz, po wielu latach, udowodniła, że prawdziwie rasowa aktorka zyskuje z wiekiem, a nie jak większość byłych amantek idzie w odstawkę. Jej wnuczka Michała przez 14 sezonów grał Maciej Musiał, dokonując na naszych oczach ewolucji aktorskiej, mentalnej i fizycznej. Oby to jego „zwierzęce" wyczucie aktorstwa towarzyszyło mu w dalszej karierze, którą rozpocząwszy w dzieciństwie, skończy zapewne w późnej starości, czego mu serdecznie życzę.