„U mnie wszystko w porządku" Norberta Bajana na scenie Resortu Komedii w Warszawie. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
Czy aby na pewno - wszystko u Ciebie w porządku? Tak sobie myślę, że ten jakże prowokacyjny tytuł po prostu musiał zwrócić uwagę publiczności, żeby zechciała przyjść. I przyszła, dość szczelnie wypełniając widownię Resortu, żeby szybko się dowiedzieć, że TO WSZYSTKO nie jest takie proste.
Nie, nie był to stand-up polityczny (chociaż wszystko jest polityka), nie było beki z rządzących, ani ataków ad personam, ani - na rzeczywistość. Po wysłuchaniu utworów zaprezentowanych tego wieczora odniosłem wrażenie, że rzecz jest o pewnej bezsilności człowieka myślącego, wynikającej z pobieżnej zaledwie analizy danych, jakich dostarcza codzienność naszym narządom zmysłu. Ze sceny płynęły sygnały jakby franciszkańskiego pogodzenia się z dość niekiedy egzotycznym setupem życia w naszym kraju, a na całość tego skomplikowanego zagadnienia autor spojrzał przez różowy pryzmat.
Przygarść gorzkich i trafnych niestety rozkmin inteligenta-wrażliwca-artysty-geja – wprowadziłaby widownię w nastrój raczej minorowy, gdyby nie fakt, że została polana pysznym sosem, w którym przeważał smak dowcipu czy absurdu, ale i nie zabrakło akcentów lirycznych. Moim ulubionym momentem programu był bardzo życiowy song o prokrastynacji, zastanawiałem się, ile w tym utworze zawarto przeżyć autora, a ile – podmiotu lirycznego.
Owym pociągającym intelektualnie treściom nadano formę zgoła rozbuchaną, był to show jak się patrzy, z zaawansowanymi elementami choreografii, że starannie przemyślanymi projekcjami (cudowna i bardzo życiowa scena wywiadu), że zmianą kostiumów do każdej (sic) sceny, słowem – występ Norberta Bajana niczym nie ustępował największym wieloobsadowym widowiskom rozrywkowym, z tym, że (zapewne z powodu zajętości Narodowego i Torwaru) odbył się na liczącej sobie 2x2 metry scenie Resortu Komedii. Można? Można.
Był to uroczy wieczór.