Uroczyste pożegnanie Krzysztofa Babickiego z Teatrem Miejskim im. Witolda Gombrowicza w Gdyni przyniosło nieoczekiwany plon.
Czy jest w tym mieście jakiś dobry
teatr? Czy w ogóle w tym mieście da się jeszcze żyć? I co to jest za
miasto? Czy ktoś w tym mieście jest szczęśliwy? Czy związki trwają tu
tyle, co przysięgi? A czy ktoś w tym mieście krzyczy z rozkoszy? Czy
seks w tym mieście uwalnia, czy zniewala? Czy ludzie w tym mieście
oglądają pornografię, czy robią zakupy w sex shopach? Czy burdele tego
miasta są pełne? Wreszcie pytam, czy ludzie w tym mieście potrafią
kochać. No więc? Będę was o to pytać, dopóki nas nie zamkną.
Justin Vivian Bond, „Tango. Powrót do dzieciństwa, w szpilkach”
Wszystkie artykuły z Gazety Świętojańskiej doprowadzające do konkursu (na dole tekstu)
Miałem nie pisać o dyrekturze Krzysztofa Babickiego, bo udało się doprowadzić do konkursu na stanowisko dyrektora Teatru Miejskiego im. Witolda Gombrowicza, więc mogłem zrezygnować z pisania „bolesnego”. To takie świadczenie prawdy w sposób, który przynosi z jednej strony ulgę i zachowuje minimum szacunku dla samego siebie, ale z drugiej, szczególnie na szczeblu lokalnym, prowadzi do ostracyzmu środowiskowego, bo „u nas Panie prawda nikomu nie jest potrzebna – My decydujemy, co lud, znaczy suweren, wiedzieć powinien!”. Pisanie „bolesne” jest najbardziej uwalniające, ale i traumatyczne zarazem w fazie skutkowej, dlatego coraz rzadziej piszę o kulturze i teatrze. Są jednak wydarzenia, które zmuszają do interwencji a do tych należy …burza po pożegnaniu Krzysztofa Babickiego. Niby nic, ale jednak ważne, bo dotyka rdzenia dzisiejszej gdyńskości.
Krzysztof Babicki, reżyser i dyrektor
Krzysztof
Babicki należał do ścisłej czołówki polskich reżyserów teatralnych.
Jego najlepsze lata to 80’ i 90’, ale jeszcze do przełomu wieków
zdarzały się b. udane inscenizacje. W XXI w. forma słabła. Prof.
Jan Ciechowicz był autorem konceptu, w ramach którego Teatr Miejski
przejął Krzysztof Babicki a kierownikiem literackim został Paweł Huelle.
Babicki do zmiany statutu w 2021 r. był wprawdzie „tylko” dyrektorem
artystycznym, ale nie ujmując w niczym ówczesnemu naczelnemu Wojciechowi Zielińskiemu, który był b. porządnym człowiekiem, to Babicki był „twarzą” Miejskiego.
Laureat Nagrody im. Konrada Swinarskiego (1984 za spektakle w Krakowie, Gdańsku – po raz pierwszy „Pułapka” i we Wrocławiu) przybył do Gdyni w 2011 r. z Lublina, gdzie przez jedenaście lat był szefem artystycznym Teatru im. Ludwika Osterwy. Przywiózł ze sobą kilkoro aktorów i zaprosił Dariusza Szymaniaka z Teatru Wybrzeże. Aby zrobić dla nich miejsce, zwolnił kilkoro zdolnych aktorów z Miejskiego, m.in. Annę Iwasiutę i Dariusza Majchrzaka a za powód podał nie jakość artystyczną, a młody wiek i krótki staż w Miejskim – wg niego to tzw. „model skandynawski”.
Model skandynawski. Rozmowa z Krzysztofem Babickim
Babicki
nastąpił po Ingmarze Villqiście, którego dyrektura była b.
ambiwalentna. Z jednej strony artystycznie było najlepiej, jak dotąd, w
XXI w., w repertuarze pojawiły się świetne spektakle, za sterami
reżyserskimi stali reżyserzy, o których można było w Gdyni tylko marzyć.
Piotr Cieplak zrobił „Fantazego” J. Słowackiego (recenzja tutaj), Zbigniew Brzoza „Kamienie w kieszeniach (recenzja tutaj) a Grażyna Kania „Liliom” (recenzja tutaj).
Niestety, okazało się, że Villqist nie ma kompetencji do zarządzania zespołami ludzkimi i jest zbyt dociekliwy, więc poniósł klęskę. Obrażeni pracownicy zastosowali strajk włoski, który spektakularnie objawił się w postaci frekwencji na poziomie poniżej 20%, bo jakoś nie wykazywano należnego entuzjazmu marketingowego, brakowało współpracy w celu przygotowania widowni do ambitniejszej propozycji repertuarowej i jeszcze do tego Villqist był szeryfem! Odkrył aferę, w wyniku której co najmniej dwie osoby musiały zmienić pracę (w Gdyni za Szczurka nie było afer, dostawało się „propozycję nie do odrzucenia” i wyciszało sprawy), naruszył interesy grupy i postanowiono się go pozbyć, w czym specjalnie nie przeszkadzał, bo komunikował się fatalnie i na końcu nie miał już żadnych sprzymierzeńców.
Teatr po klęsce Villqista potrzebował nowego otwarcia i wyników. Zasługą Babickiego było oczywiście odrodzenie frekwencji, ale uczynił to w bardzo kiepskim stylu. Nie jest problemem w ćwierćmilionowym mieście, które ma tylko jeden zawodowy teatr dramatyczny, znaleźć widza, ale można przy okazji zadbać o jakość. Ta, niestety, nie była najwyższa, do teatru przylgnął przymiotnik Wiejski. Niski poziom gdyńskiej sceny szczególnie wyjaskrawiał się na tle Teatru Wybrzeże, który po kilku chudych latach początków Adama Orzechowskiego zaczął podnosić poziom, stając się w ostatnich latach czołową sceną w Polsce. Zdarzały się lekkie przebłyski (jak choćby „Sen nocy letniej” R. Szumskiego), ale nie pomagały nawet lokalne nagrody, stanowczo zbyt hojnie przyznawane, by zmienić zdanie o Teatrze Miejskim, który w ostatnich latach został zdecydowanie wyprzedzony przez Nowy Teatr im. Witkacego w Słupsku dowodzony przez Dominika Nowaka.
Ja o Krzyśku nigdy źle nie napiszę
Osoba pisząca o teatrze w Trójmieście
Niskiemu poziomowi artystycznemu
towarzyszyły karygodne praktyki. W repertuarze Miejskiego ponad 50%
stanowiły spektakle w reżyserii dyrektora (absolutny rekord kraju w tego
rodzaju teatrze), często z udziałem jego żony. Kasa na pewno się
zgadzała, wszak pobiera się opłaty za wznowienia, próby, pokazy itd.,
ale poziom szybował w dół, bo bardzo często serwowano odgrzewane kotlety
(np. „Pułapkę” Babicki robi od 1984 r., ostatni raz w 2022). Przyznawanie przez dyrektora teatru swojej nagrody swej własnej żonie to już apogeum bezwstydu i żenady.
Teatr jest ostatnim miejscem, w którym można mówić prawdę prosto w oczy
Luk Perceval
Babicki stał się synonimem tandety i bohaterem prześmiewczego filmu puszczanego podczas jednej z edycji Boskiej Komedii – najbardziej prestiżowego festiwalu w Polsce. Dyrektor, dowódca zespołu, bez żalu poddał festiwal R@Port, nie walczył o nową siedzibę teatru (w wywiadzie z 2011 r. zapowiadał nową siedzibę za cztery lata!), ani nie protestował przeciwko rażącym oszczędnościom czynionym na teatrze przez pogrążający się w długach samorząd gdyński. O stosunkach międzyludzkich nie wspomnę, bo mam zbyt wiele wiedzy insiderskiej, której nie mogę ujawnić, ale stwierdzenie jednego z apologetów Babickiego, że zespół był zgrany, solidarny i takie tam pozwolę sobie zanegować.
I kto to mówi?
Apologetami ustępującego dyrektora są głównie przedstawiciele starego porządku, który firmował przegrany w kompromitującym stylu Wojciech Szczurek (Prezydent Gdyni w latach 1998-2024, w latach 1991-98 Przewodniczący Rady Miasta). Obrończynią jest m.in. Joanna Zielińska (radna od 2002 r., wcześniej w latach 1998-2002 członkini Zarządu Miasta), która, to trzeba przyznać obiektywnie, do teatru chodzi często i chętnie. New kid on the block jest, nazywany delfinem, Mateusz Szczurek, syn upadłego prezydenta Gdyni. W jednym z kolportowanych postów na Facebooku (główna platforma opiniotwórcza w mieście) ostro potraktował okoliczności pożegnania Babickiego i określił sam fakt rozpisania konkursu na dyrektora jako faux pas w stosunku do Krzysztofa Babickiego. Nazwisko delfina w Gdyni ciągle żywe, więc przeróżne media udostępniają i podbijają.
Odradzające się struktury Samorządności Wojciecha Szczurka przypominają odgrzewane kotlety Babickiego. Niech nikogo nie zmyli nazwa Kocham Gdynię (miłość była okresowa, nazwa wcześniej używana tylko na czas wyborów), że to jakaś nowa jakość i tralala. To groźba powrotu do starego porządku, „dzięki” któremu Gdynia odpadła ze wszystkich możliwych wyścigów z Gdańskiem: innowacyjnego, infrastrukturalnego, biznesowego czy prestiżowego. Zachowując oczywiście skalę, ale tak jak brak uczciwego rozliczenia komunizmu w Polsce spowodował głęboki i nieodwracalny podział społeczny w kraju, tak brak rozliczenia czasów Szczurka zamknie możliwości rozwojowe dla miasta, które miało kiedyś charakter i „jaja”.
Teatr jest najważniejszy nie tylko dlatego, że jest najważniejszy
Albo ma się teatr, albo ma się spokój
Witold Noskowski*
Teatr miejski, dzięki swoim narzędziom, może być najważniejszą instytucją w każdym mieście. Reagując szybko i odważnie, mówiąc o rzeczach najważniejszych i najtrudniejszych może być sumieniem społeczności, strażnikiem dziedzictwa i katalizatorem zmian. Do tego oczywiście potrzebny jest zespół. Jak wielu trzymam kciuki za Martę Miłoszewską, nową dyrektorkę Miejskiego i mam nadzieję, że po jakimś czasie stworzy markę, że teatr zacznie być ważny. Zadanie to niełatwe, bo czternaście lat kontaktu z teatrem Babickiego może odzwyczaić od dobrego teatru a brak R@Portu, czyli minimalnej choćby konfrontacji z teatrem polskim, taki stan pogłębiał.
A że oczekiwanie od Teatru Miejskiego, by spełniał swoją rolę jest naiwne i jałowe? Może, ale, dziadersko parafrazując tytuł książki wydanej w 1957 r. w Gdyni: „Pozwólcie nam marzyć” (uśmiech).