EN

8.11.2023, 09:56 Wersja do druku

„Tylko urżnąć się na chrzcinach i wziąć zwiać do Wołomina – taka gmina”

„w.a.s.o.w.s.k.i. Fotoplastykon” wg scen. i w reż. Ewy Konstancji Bułhak w Teatrze Collegium Nobilium w Warszawie. Pisze Anna Czajkowska w Teatrze dla Wszystkich.

fot. Kamila Szcześniak/ mat. teatru

Jerzy Wasowski, genialny samouk, pisał muzykę, która kłaniała się słowom i niosła je na swych skrzydłach. Skomponował około siedmiuset piosenek, ponad setkę muzycznych podkładów do słuchowisk radiowych, filmów animowanych i fabularnych, widowisk oraz sztuk teatralnych oraz mnóstwo piosenek dla dzieci, swobodnie wykorzystując najróżniejsze gatunki i konwencje: kameralne, jazzowe, symfoniczne, parodystyczne. Wasowski kreślił również komedie muzyczne i musicale. Tworzył do gotowych scenariuszy, pisując w systemie tonalnym dla konkretnych artystów. Oprócz niezapomnianych kompozycji do tekstów Przybory, przepiękne piosenki przygotował między innymi z Romanem Sadowskim, Bronisławem Brokiem, Wojciechem Młynarskim i kabaretem Dudek. Spektakl muzyczny „w.a.s.o.w.s.k.i. | FOTOPLASTYKON”, na podstawie twórczości mistrza to udana próba oddania uroku tych kompozycji, z całą ich plastyczną i wdzięczną w swej mozaikowości materią. Reżyserka Ewa Konstancja Bułhak wraz z młodziutkimi aktorami i aktorkami potrafi wykorzystać potencjał tkwiący w muzyce Wasowskiego, a aranżacje Olgi Lisieckiej na sześć głosów a capella oraz choreografia Patrycji Grzywińskiej wspaniale podkreślają żart w tekście zawarty, wydobywając satyrę i liryzm niezapomnianych perełek, zdolnych zaspokoić najwybredniejsze gusta.

Na scenie pojawia się sześcioosobowa, odziana w ujednolicone kostiumy (króluje czerń i biel) „orkiestra”: Karolina Gwóźdź (Julia), Olga Lisiecka (Lucy), Mary Pawłowska (Odchodząca), Wojciech Melzer (Gustaw), Tomasz Osica (Torrero) i Mikołaj Śliwa (Tolo). Na początku przyglądamy się im niczym w fotoplastykonie. Uwagę przyciągają zautomatyzowane ruchy, zatrzymane obrazy i szybkie zmiany sekwencji ustawień. Jak na fotografii, jak na przeźroczach, gdzie tajemnice ukryte wewnątrz urządzenia, zapis śladów pozostałych po genialnych kompozycjach i wykonawcach ożywają. A potem zaczyna się magia – głosy i ciała występujących spełniają wszelkie funkcje, naśladując trąbki, skrzypce, pianino, bas czy perkusję  – i nie potrzeba nawet szczególnie wrażliwego ucha, by je usłyszeć. Aż trudno uwierzyć, że jest to wytwór ludzkich strun głosowych, choć przecież nasz głos jest uznawany za jeden z najstarszych, najdoskonalszych i najnaturalniejszych instrumentów muzycznych na świecie. Na jego podobieństwo budowane są inne i też mają „duszę” – jak aparat głosowy człowieka. Jest on w stanie wytworzyć bardzo szeroką gamę częstotliwości, dlatego nic nie stoi na przeszkodzie, by „struny zadzwoniły jak trąby mosiężne. I z trąb znana piosenka ku niebu wionęła” – tak pisał Adam Mickiewicz w „Panu Tadeuszu”.

Muzyczne aranżacje piosenek, wciąż śpiewanych przez wielkich i mniejszych artystów są jedyne w swoim rodzaju. I wydaje się, że towarzyszy im porywająca muzyka instrumentalna – trzy kobiety i trzej mężczyźni „paszczowo” symulują brzmienie instrumentów. Ale jak! Olga Lisiecka wykazała się nie lada wyczuciem (oraz odwagą), by z maestrii kultowych szlagierów wydobyć esencję i nie kopiować oryginałów – zamiast tego prezentuje ich autorską, własną wersję. Każde z wykonań jest odmienne od pierwowzoru, ma nieco inny charakter, inne uczucia oddane w śpiewie i ruchu ciała. Czaruje i uwodzi, odkrywając na nowo geniusz piosenek, wzbogacony indywidualnym temperamentem śpiewających osób – od liryzmu, smutku, spokojniejszego dramatyzmu, poprzez nieokiełznaną radość, czasem szaloną energię, gwałtowną dzikość i płynną, zmienną ekspresję. Podróż do świata wzruszeń nabiera rozpędu. Różnorodne rytmy przeplatają się ze sobą, tworząc misterną acz spójną, harmonijną całość. Z przyjemnością wsłuchuję się w sentymentalne, nieco melancholijne brzmienia. Chwytam proste, wdzięczne teksty opowiadające o zwykłych, codziennych sprawach szarych ludzi. O radościach i smutkach, o miłości, samotności. „Torreador i kastaniety” – wyklaskiwane, wytupane przez Torrero (w tej roli niesamowity Tomasz Osica) wiodą nas na arenę walk byków. Palmas (wyklaskiwany rytm) brzmi czysto, uderzenie plantą i obcasem w stepie też. Ruchy ramion, arabeski rodem z różnych palos flamenco ogniście rozgrzewają atmosferę. Tylko gdzie twoje kastaniety – castanuelas, wielki Torrero? („Aż walcząc tu w Kordobie, wybiłem zęby sobie. O Boże, co ja zrobię, bez kastanietów krach”). Artyści sypią dowcipem lekko i z ironią, z wyczuciem, nie przekraczając granic dobrego smaku, który tak cennym był nie tylko w Kabarecie Starszych Panów. Wasowski nadal znakomicie bawi widza – kabaretowo, stylowo, radośnie; raz nostalgicznie, romantycznie – jak w „O, Romeo!” w wykonaniu Karoliny Gwóźdź, a za chwilę bardzo seksownie, z nutą pikanterii w piosence „Rzuć chuć” (tu popis daje Mikołaj Śliwa, „zanurzając” śpiew w argentyńskim tangu i jego zmysłowych rytmach). Wymagający dykcyjnej perfekcji tekst „Wróć, Luciu, wróć!” brzmi  idealnie w ustach Olgi Lisieckiej (Lucy) i Wojciecha Melzera (Gustaw), wraz z hrabiną i Guciem przenosimy się wspomnieniami do pensjonatu Capri, w Szczawnicy. Co ważne, ich wykonanie nie traci ulotnego, groteskowego klimatu, który unosi się nad twórczością Wasowskiego. „Nasza miłość tak niegdyś dorodna, gdy podniebny jej rydwan nas wiózł. Ta orlica, ta lwica, ta łania. Niedościgła, zachłanna i lotna” – piosenka „S.O.S” nieodmiennie kojarzona z Kaliną Jędrusik, w spektaklu zmienia swój charakter  – tu mierzy się z muzyczną i słowną warstwą Olga Lisiecka, a cały zespół płynnie włącza się w jej solowe wykonanie. I w końcu lądujemy tam, gdzie „hula wiater”, a pod stopami „ani piasek, ani glina”: „Ni wyżyna, ni nizina, ni krzywizna, ni równina” – po prostu „Taka Gmina”, której trudno nie nagrodzić śmiechem i rzęsistymi brawami.

Pod czujnym okiem pani reżyser aktorzy i aktorki śpiewają raz elegancko, stylowo i klasycznie, momentami żartobliwie, innym razem nowocześnie, z drapieżnością, przechodząc od przeszywających powietrze wokaliz do delikatnego, łagodnego brzmienia. Ponownie doceniam precyzję intonacji, wypracowaną dynamikę oraz nienaganną dykcję w interpretacjach niezapomnianych tekstów. Bo jest w nich i melancholia, i dreszczyk emocji, plus subtelny acz zdecydowany erotyzm – ten stylowy, wysmakowany. Na koniec nie obejdzie się bez bisu (smakowitego, a jakże), czyli urokliwej piosenki dla dzieci „Muzykalny zastęp” z tekstem autorstwa Romana Pisarskiego: „Stołek także talent ma, tańczy, skacze, gdy się gra, ale talent ma”!

Scenografia i kostiumy są niezwykle oszczędne, jednolite, nie pobudzające nadmiernie zmysłów i to wystarczy. Liczy się ruch, słowo i piosenka. Ale nie byłoby tak udanego spektaklu, gdyby nie zróżnicowana choreografia przygotowana przez Patrycję Grzywińską – raz dynamiczna, pełna wdzięku, zmysłowa, innym razem spokojna, sprzyjająca kontemplacji, jakby zatrzymana w kadrze. Jednak dla aktorów – za każdym razem wymagająca.

Ewa Konstancja Bułhak dostrzega uniwersalizm piosenek Wasowskiego, zamieniając je w mini spektakle, zamknięte etiudy, a aktorzy podkreślają prostotę linii melodycznej połączonej z wytwornością i radosnym optymizmem. Cudowna zabawa, optymizm i urok piosenek Wasowskiego są ponadczasowe, czego doskonałym dowodem jest spektakl  w Teatrze Collegium Nobilium.

Tytuł oryginalny

„Tylko urżnąć się na chrzcinach i wziąć zwiać do Wołomina – taka gmina”

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Anna Czajkowska

Data publikacji oryginału:

08.11.2023