EN

20.05.2024, 17:18 Wersja do druku

Tylko treści żal!

„Człowiek bez twarzy” Andrzeja Bartnikowskiego w reż. autora w TVP Kultura. Pisze Krzysztof Krzak w Teatrze dla Wszystkich. 

fot. Wojciech Radwański / mat. WFDiF

Blisko dekadę (do 19 maja 2024 r.) na premierę telewizyjną czekał autorski spektakl Andrzeja Bartnikowskiego „Człowiek bez twarzy”, zrealizowany w ramach projektu „Teatroteka” Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych. To jak dotąd jedyna realizacja tegoż twórcy dla „największego teatru świata” (jak głosi slogan reklamowy nowej dyrekcji Teatru TVP), znanego z wielu reżyserii przede wszystkim prezentowanych w olsztyńskim Jaraczu i tamtejszym Teatrze Lalek.

„Człowiek bez twarzy” to sztuka o życiu w niedopowiedzeniach, półprawdach, czy – mówiąc wprost – w kłamstwie. A także o kształtowaniu siebie, swoich zachowań i relacji międzyludzkich podług oczekiwań innych ludzi względem nas. To bardzo ciekawy i istotny temat, aktualny w każdym czasie i dotyczący całej ludzkości. Szkoda tylko, że autor – reżyser postanowił na siłę być „awangardowym” i swoje przedstawienie w sposób sztuczny, nachalny udziwnił, być może po to, by jednych zszokować, innych zgorszyć (oj, te sceny szybkiego seksu na biurku, na ścianie i golizna, na dodatek, męska!). Chyba niepotrzebnie, bo właśnie te realizacyjne fajerwerki (łącznie z animowaną wstawką) odbiły się w mojej ocenie niekorzystnie na całościowej percepcji „Człowieka bez twarzy”.

Bohater sztuki, niejaki Rafał Aletyński (Sambor Czarnota), jest szefem firmy prowadzącej sprzedaż internetową. Jak mówi, sprzedaje złudzenia, oferując klientom podróbki znanych marek za połowę niższą niż w przypadku oryginałów cenę. Nie widzi on w swojej działalności niczego zdrożnego, co stara się wytłumaczyć swojemu pracownikowi (Sebastian Stankiewicz) podczas kompletnie oderwanych od realiów rozmów z nim (lepszy byłby zwykły dialog, bez wykonywania przez Piotra pompek czy stawania na baczność). Metody manipulacyjne Rafał stosuje wobec innych. Dotyczy to Bianki, pracownicy banku (Marta Chyczewska), która może przekonać zarząd, by udzielił naszemu bohaterowi kredytu; Moniki, żony Rafała (Marzena Bergmann), którą ten stara się przekonać o swojej wierności, a gdy prawda wychodzi na jaw, prosi o drugą szansę, bo tak wypada, tak się robi w danej sytuacji. I tylko swojego organizmu Rafał nie potrafi okłamać: mężczyzna mdleje wtedy, gdy kłamie. Bohater jest zdziwiony, bowiem według niego „tylko dzięki umiejętnemu omijaniu tej tak zwanej prawdy, jesteśmy w stanie budować wspólne wartości”. Podejmuje w tej sprawie dialog ze Śmiercią (Sylwia Karczmarczyk) i tytułowym człowiekiem bez twarzy, a właściwie człowiekiem w masce (Przemysław Wasilkowski). Czy refleksja nad dotychczasowym życiem w kłamstwie przyniesie oczekiwany efekt? Odpowiedź na to pytanie autor – reżyser zawiesza w próżni.

W próżni też zawisa pytanie o to, czy we współczesnej dramaturgii polskiej (choć nie tylko) nie da się mówić o sprawach istotnych w sposób mniej cudaczny, a bardziej zwyczajny, czy zaiste potrzebne są takie pseudomodernistyczne rozwiązania dramaturgiczne, które raczej powodują irytację, niż chęć refleksji, nie stwarzające aktorom możliwości stworzenia pełnokrwistych czy choćby tylko wiarygodnych postaci. Moim zdaniem wątpliwa artystycznie bywa też eklektyczność gatunków (tu mamy do czynienia z czymś na wzór czarnej komedii, groteski połączonej z elementami science–fiction w wersji dla ubogich). Taki dość typowy przerost formy nad treścią, ze szkodą dla tej ostatniej.

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła