W Salzburgu artyści nie zarabiają wielkich pieniędzy, za to budują karierę. Polacy także - z festiwalu teatralno-muzycznego w Salzburgu pisze Jacek Marczyński.
Na Hofstallgasse, gdzie są trzy najważniejsze - ale nie jedyne - teatry festiwalowe, nikt nie rozkłada czerwonych dywanów. A barierki odgradzające gapiów stawia się przy wyjątkowych okazjach, kiedy na premiery zjeżdża świat wielkiej polityki i jeszcze większego biznesu. Teraz w słoneczne popołudnie, gdy Anna Netrebko w długiej, jasnożółtej sukni zmierza do Domu Mozarta na recital swojego kolegi, Piotra Beczały, można podejść, poprosić o autograf albo po prostu porozmawiać. W Salzburgu gwiazdy obywają się bez ochroniarzy, a policja jest po to, by sprawnie kierować ruchem, kiedy kilka tysięcy widzów wychodzi co wieczór na Hofstallgasse po przedstawieniach i koncertach. A jeśli komuś uda się potem zdobyć miejsce w pobliskim Trianglu, gdzie w menu każda potrawa nazwana jest imieniem artysty, można mieć pewność, że przy długim, drewnianym stole zasiądzie obok ktoś z bohaterów festiwalowych zdarzeń. Mityng sław Nie ma takiego drugiego miejsca,