EN

10.03.2025, 13:04 Wersja do druku

„Trzy damy z Alabamy”, czyli śmiech do łez

„Trzy damy z Alabamy, czyli życie śmiechu warte” Paula Elliotta w reż. Mirosława Bielińskiego w Teatrze TeTaTeT w Kielcach. Pisze Krzysztof Krzak w Teatrze dla Wszystkich.

fot. mat. teatru

Sequele w teatrze nie są tak częstym zjawiskiem, jak w filmie. Na szybko można by wymienić bodaj tylko dwie części farsy Mayday Raya Cooneya. Tymczasem kielecki Teatr Rozrywki TeTaTeT wraca do sztuki Umrzeć ze śmiechu Paula Elliotta, którą zaczynał swoją działalność w 2018 roku, przedstawiając jej drugą odsłonę zatytułowaną Trzy damy z Alabamy, czyli życie śmiechu warte. Oficjalna polska, a nawet europejska prapremiera tej komediofarsy, wyreżyserowanej przez Mirosława Bielińskiego, odbyła się 24 lutego 2025 roku na Scenie Kameralnej Kieleckiego Centrum Kultury, gdzie TeTaTeT ma swoją siedzibę.

Z bohaterkami sztuki Paula Elliotta, w tłumaczeniu Bogusławy Plisz–Góral, rozstaliśmy się, gdy te, realizując testament Mary, zmarłej koleżanki od (nie tylko) brydża, postanowiły zaznać radości życia i odbyć podróż dookoła świata. Zabierają ze sobą urnę z prochami fundatorki tej kosztownej wyprawy. Druga część zaczyna się od powrotu Connie, Millie i Leny z nieodłączną urną z prochami przyjaciółki z Paryża. Wracają w dość newralgicznym momencie, bowiem Rachel, córka Connie, wraz ze swoim partnerem Bobbym, oczekują narodzin bliźniaków. Są bardzo zestresowani tą sytuacją i liczą na pomoc matki dziewczyny oraz jej koleżanek. Tymczasem przyszła babcia wciąż przeżywa swoją paryską miłość. Wrodzony rozsądek podpowiada jej jednak, że Paryż i miłość to jedno, ale ważniejsze są obowiązki domowe i rodzinne. W domu „trzech dam” pojawia się Michel, młody, przystojny Francuz, do którego serce Connie zabiło mocniej nad Sekwaną (trudno zresztą nie stracić głowy, jeśli obiekt westchnień ma aparycję Mateusza Dymidziuka; dodajmy od razu, że uroda amanta to nie jedyny walor tego debiutującego w Teatrze TeTaTeT aktora – jego gra sprawia, że wierzy się w skromność, nieśmiałość, a nade wszystko w szczere uczucie do Connie). I się zaczyna…

Elliot w lekkiej, zabawowej formie dotyka problemu relacji między młodym a tym trochę starszym pokoleniem, zabiera głos w dyskusji toczącej się nie tylko na łamach plotkarskich portali: czy starsza kobieta może się wiązać z dużo młodszym mężczyzną? Jest też w jego sztuce mowa o tym, czy dojrzała kobieta musi zapomnieć o swojej kobiecości na rzecz bycia babcią, opiekunką wnucząt. Connie, w mistrzowsko zniuansowanej kreacji Teresy Bielińskiej, odpowiada, że nie, że w każdym wieku mamy prawo do porywów uczuciowych. Wspierają ją w tym przyjaciółki, szczególnie Lena, amatorka darmowych drinków, wyraziście zagrana przez Małgorzatę Oracz, oraz spragniona kosztowania uroków życia Millie (Ewa Pająk nadaje swojej bohaterce wiele ciepła, budzącego empatię widza). Ba, nawet początkowo przeciwny związkowi teściowej z dużo młodszym mężczyzną Bobby, zdaje się w końcu uznać prawo Connie do miłości (bardzo udanie przemianę bohatera pokazuje Łukasz Oleś). Tylko do cna egoistyczna, irytująco rozhisteryzowana Rachel (bardzo dobra rola Magdaleny Daniel; w dublurze tę rolę gra też Magda Szczepanek) uważa, że matka ma obowiązek żyć jej życiem.

Druga część komedii Paula Elliotta w większym stopniu niż pierwsza opiera się na komizmie słownym, a jej siła tkwi w dowcipnych dialogach i zabawnych bon motach. Nie ma w niej tak spektakularnych scen jak striptiz męski. Reżyser Mirosław Bieliński, zgodnie z intencją autora, tak właśnie poprowadził ten spektakl, w czym pomogli mu znakomicie grający aktorzy, świetnie żonglujący błyskotliwymi ripostami. To dzięki nim śmiech miesza się tu ze wzruszeniem. Warto też zwrócić uwagę na zachowanie aktorek, zwłaszcza Oracz i Pająk, gdy ich bohaterki w jakiejś scenie znajdują się na drugim planie. Całość uzupełniają takie elementy spektaklu, jak nieprzesadzona i funkcjonalna scenografia Iwony Jamki, klimatyczne wizualizacje Przemysława Żmiejki oraz stylizacje autorstwa Agnieszki Migoń, utrzymane w – jakże by inaczej – kolorze miłości. Nawet urna jest czerwona.

A tak na marginesie tej najnowszej (pra)premiery: serce rośnie, obserwując, jak spektakularnie rozwinął się Teatr TeTaTeT przez te niespełna siedem lat istnienia! Regularnie prezentuje on spektakle rozrywkowe nie tylko na Małej Scenie gościnnego KCK czy Centrum Kultury w Jędrzejowie, gdzie powstała jego swoista filia – Jędrzejowska Scena Teatru TeTaTeT – ale także w wielu innych miastach, tak odległych od Kielc, jak Lubliniec, Katowice, Legionowo, Białystok czy Szczecin. I wszędzie przyjmowany jest równie serdecznie, by nie powiedzieć entuzjastycznie. Teatr TeTaTeT dorobił się dużej grupy własnej, wiernej publiczności, która powraca doń regularnie, spragniona rozrywki na wysokim poziomie, chłonąc panującą w tym teatrze rodzinną atmosferę. Rodzinną bynajmniej nie tylko dlatego, że teatrowi szefuje aktorskie małżeństwo Teresy i Mirosława Bielińskich, którzy obchodzą właśnie 40– i 45-lecie działalności artystycznej i otrzymali Nagrodę Miasta Kielce w dziedzinie kultury. Tu każdy widz jest zauważany, a aktorzy nie stronią od bezpośrednich kontaktów z publicznością. Chciałoby się jak najczęściej oglądać nowe produkcje Teatru TeTaTeT w Kielcach, ale – jak sądzę – to już kwestia pozaartystycznej natury. A póki co, napawajmy się humorem serwowanym przez trzy damy z Alabamy.

Tytuł oryginalny

„Trzy damy z Alabamy”, czyli śmiech do łez

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Krzysztof Krzak

Data publikacji oryginału:

10.03.2025