W Teatrze Lubuskim w Zielonej Górze w roku 1995 na marcowej wieczornej próbie stolikowej „Hamleta” czytaliśmy właśnie trzecią scenę z IV aktu (Król, Hamlet) – tę po zamordowaniu Poloniusza. Pisze Waldemar Matuszewski.
KRÓL: Gdzie jest Poloniusz? HAMLET: Na kolacji. KRÓL: Na kolacji? Gdzie? HAMLET: Tam, gdzie nie on je, ale jego jedzą. W hierarchii trawienia robak to najwyższy potentat. Tłusty król i chudy żebrak to po prostu dwie odmiany tej samej potrawy – dwa dania na jeden stół. Na tym się wszystko kończy. KRÓL: Niestety, niestety! HAMLET: I może się zdarzyć, że człowiek łowi ryby na robaki, które pasły się ciałem króla – a potem je rybę, która takiego robaka połknęła. (tłum. Stanisław Barańczak) [Hamleta w tamtej inscenizacji (premiera 1 czerwca 1996 r.) zagrał Grzegorz Emanuel, Króla – Tomasz Karasiński].
W tym momencie próba została przerwana przez osobę, która nadeszła z wiadomością, że „Pan Hieronim nie żyje!”. Pan Hieronim Mikołajczak był kiedyś aktorem i inspicjentem, a następnie zamieszkiwał w jednym z pokoi gościnnych na poddaszu Teatru Lubuskiego – jako rezydent bez domu i bez bliższej rodziny. Był moim najbliższym sąsiadem. Lubiany przez wszystkich, był jedną z kolorowych postaci tego teatru, czasem jeszcze dogrywał w kolejnych premierach, często przesiadywał na teatralnej portierni – witając wszystkich pracowników i gości. Na łamach e-teatru ukazało się kiedyś wspomnienie o panu Hieronimie.
Pan Hieronim zmarł pod koniec mojej pięcioletniej dyrekcji w Zielonej Górze (1991-96). Na zielonogórskim cmentarzu powstała bardzo skromna mogiła - kopczyk usypany z piasku i obłożony deskami. Wiedziałem, że ta mogiłka długo nie przetrwa, dlatego na swoim odejściu – działając w porozumieniu z główną księgową Teatru panią Krystyną Polcyn i panią Heleną Bondyrą, słynnym kierownikiem technicznym, dla której nie było zadania nie do wykonania, sprawiliśmy panu Hieronimowi betonową obmurówkę i takąż płytę nagrobną. Widniał na niej napis – kwestia Firsa z ostatniej sceny „Wiśniowego sadu”, którego pan Hieronim miał grać w Lubuskim: „Wyjechali, a o mnie zapomnieli!”. Betonowa płyta długo wytrzymywała smagania upływającego czasu, ale w końcu napis stawał się coraz mniej czytelny. Przez lata o grób dbał wraz z żoną - aby całkiem nie podupadł - wieloletni lalkarz Teatru Lubuskiego Jan Wysocki.
Czas zielonogórskiej dyrekcji był dla mnie najszczęśliwszym okresem w życiu zawodowym i osobistym, także dla Teatru był bardzo pomyślny – była to nasza „la belle epoque”, jak określił ten okres wieloletni inspicjent Waldemar Trębacz. Zadzierzgnięte wtedy przyjaźnie z pracownikami Teatru, jak i z widzami wytrzymały próbę czasu, pozostał bliski kontakt z Zieloną Górą. I kiedy w zeszłym roku, po blisko 30 latach od odejścia z zielonogórskiej dyrekcji zbliżał się mój bardzo okrągły jubileusz – 70. urodziny i 45-lecie pracy artystycznej – prezes Radia Zachód z okresu „la belle epoque” Tadeusz Krupa i jego małżonka Monika zaproponowali, abym to swoje święto obchodził z przyjaciółmi w jednym z tutejszych klubów (którego gospodarzowi teatr leży na sercu, bo w miejscu tym pielęgnowana jest pamięć aktorskiego rodu Machaliców).
Na jubileuszową uroczystość przybyła liczna grupa pamiętających tamten okres pracowników teatru i nie mniej liczna grupa przyjaciół, z którymi połączyły nas premiery z lat 1991-96. Wcześniej poprosiłem jednak wszystkich zaproszonych, aby nie przynosili mi kwiatów, ani prezentów – zamiast tego zatroszczymy się o podupadający grób pana Hieronima.
Znowu można było liczyć na panią Helenę Bondyrę (kierownika technicznego od zadań niemożliwych do wykonania, a jednak dla pani Heleny wykonalnych). W całym przedsięwzięciu pomogła ogromnie również pani Dorota Gruszewska – z zarządu zielonogórskiego cmentarza. Starczyło na piękną granitową zielonobrązową płytę (oczywiście z napisem – cytatem z „Wiśniowego sadu”), starczyło na niezbędne formalności zabezpieczające na lata miejsce pochówku. A jednak więc – wbrew obawom Firsa - „nie zapomnieli”!
Cała ta opowieść – w momencie, kiedy nadeszły kolejne urodziny, w które mogę już jednak być spokojny o pamięć pięknego Człowieku Teatru – niech będzie utwierdzeniem w myśleniu dla tych, dla których ważna jest teatralna pamięć i tradycja teatralnej więzi – bez nich nie ma teatru.