„Irena” Piotra Piwowarczyka i Mary Skinner w reż. Brian’a Kite’a w Teatrze Muzycznym w Poznaniu. Pisze Barbara Pitak-Piaskowska z Nowej Siły Krytycznej.
Odznaczona medalem Sprawiedliwej wśród Narodów Świata, dama Orderu Orła Białego – Irena Sendlerowa – jest jedną z tych postaci w polskiej historii, która w obliczu nazistowskiego barbarzyństwa wykazała się niezwykłym heroizmem. Ratując dzieci z warszawskiego getta, wielu ocaliła życie. Zwykła powtarzać, że w jej działalności nie było nic nadzwyczajnego: „Jak ktoś tonie, to trzeba mu podać rękę”.
Najnowsza premiera Teatru Muzycznego w Poznaniu to przedstawienie poświęcone życiu Sendlerowej właśnie. Musical „Irena”, będący efektem współpracy amerykańskich i polskich artystów, jest przedstawieniem, które łączy dwa oblicza bohaterki – jej macierzyńską uczuciowość, empatię względem drugiego człowieka z heroizmem i bezkompromisowością. W stosunkowo krótkiej jak na musical, bo dwugodzinnej, opowieści dzieje się wiele. Przedstawione zostały najważniejsze fakty z życia Sendlerowej z czasów II wojny światowej i lat późniejszych.
Reżyser Brian Kite stanął przed wyzwaniem opowiedzenia o działalności konspiracyjnej w getcie nie tylko w musicalowej estetyce, ale także na małej jak na potrzeby tego gatunku scenie, nazywanej „pudełkiem po butach”. Z zadania wyszedł obronną ręką.
Choć pierwszy akt postrzegam jako momentami nazbyt sprawozdawczy i lakoniczny, to na szczęście nie narzucił tej dynamiki całemu widowisku. „Irena” od początku do końca pozostaje w konwencji musicalu zintegrowanego. Nie ma tu stylistycznych niespodzianek, zaskakujących rozwiązań. I nie piszę tego w formie zarzutu. Wręcz przeciwnie. Być może, gdyby twórcy zdecydowali się na jakiś „estetyczny wybryk”, zaburzona zostałaby atencja, z jaką należało podejść do tematu. Tak więc, „Irena” jest przykładem klasycznego musicalu, w którym tytułowa bohaterka to kobieta z krwi i kości, żona, matka, przyjaciółka. Osoba, której wyjątkowość polegała na tym, że w czasach okrutnych nie zatraciła wyczulenia na krzywdę innych, szczególnie tych najmłodszych.
W scenografii Damiana Styrny dominuje kolor szary. I to właśnie owa szarość bardzo zapada w pamięć. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że tworząc tę przestrzeń Styrna nawiązał do słów Michała Głowińskiego, który wspominając w „Czarnych sezonach” warszawskie getto, podkreślał jego monochromatyczność: „[kolor] jakim się odznacza być może każde zbiorowe nieszczęście. Kolor szaro-brunatno-czarny, jedyny w swoim rodzaju, wyzbyty jakiejkolwiek żywszej barwy, jakiegokolwiek urozmaicającego akcentu”. W musicalu scenografia staje się cennym środkiem wyrazu, gdyż techniczne rozwiązania, takie jak ruchome przegrody czy wyrastające z podłogi elementy, i dekoracje współtworzą narrację, często w ułamku sekundy zmieniając miejsce opowieści na oczach widzów.
W stonowane barwy wpisuje się choreografia Dany Solimando. Ten aspekt również został przemyślany tak, by nie naruszając konwencji gatunku, nie nadwyrężyć tanecznymi popisami głównej treści przedstawienia. Szczególnie jest to widoczne w scenach zbiorowych, kiedy ruch tancerzy, choć dynamiczny, w ostatniej chwili traci rozmach w nagłym zatrzymaniu. W ten sposób zostają podkreślone uczucia bohaterów w kluczowych scenach.
Emocjonalność musicalu budują także piosenki (teksty: Mark Campbell, muzyka: Włodek Pawlik), które wykonywane są przez świetnie przygotowany zespół aktorski. Kompozycje laureata nagrody Grammy nawiązują do różnych stylów, od jazzu przez R&B po cięższe brzmienia. Wielowymiarowość tego kolażu muzycznego stanowi świetną oprawę dla szlachetności i ikoniczności Sendlerowej.
Musical „Irena” opowiadając znaną historię, skupia się na jej warstwie emocjonalnej, przy czym udaje się twórcom uniknąć pułapki pompatyczności. Wszystko jest zrobione z wyczuciem i poszanowaniem uporu, cierpliwości oraz przebojowości tytułowej bohaterki. Doniosłe i jednocześnie skłaniające do przemyśleń są takie sceny, jak spotkanie Ireny (Oksana Hamerska) z ukochanym w getcie, kiedy stara się przekonać Adama (Radosław Elis), by z jej pomocą uciekł z tego piekła na ziemi; czy scena z Januszem Korczakiem (Przemysław Łukaszewicz). Doktor maszeruje wraz z dziećmi na pewną śmierć, grupa znika w głębi sceny za szarą przysłoną, która zdecydowanym ruchem zostaje zamknięta przez SS-mana. Jedynym komentarzem jest muzyka.
„Irena” mówi o nadziei, która nigdy nie ginie. W kontekście wojny, która toczy się za naszą wschodnią granicą, pytania o człowieczeństwo, sprawiedliwość czy bohaterstwo, zadane kilkadziesiąt lat temu, nabierają tragicznej aktualności. Musical jako gatunek już nie raz udowodnił, że potrafi mówić o tak ważkich kwestiach, a dowodem na to niech będzie fakt, że „Irena” otrzymała owacje na stojąco.
„Irena”
libretto: Mary Skinner i Piotr Piwowarczyk
teksty piosenek: Mark Campbell
tłumaczenie: Piotr Piwowarczyk i Lesław Haliński
muzyka: Włodek Pawlik
reżyseria: Brian Kite
kierownictwo muzyczne i aranżacje: Łukasz Pawlik
premiera: 27 sierpnia 2022, Teatr Muzyczny w Poznaniu
Barbara Pitak-Piaskowska – doktor nauk humanistycznych, teatrolożka i kulturoznawczyni. Autorka książki „Amerykański musical teatralny i filmowy w zwierciadle groteski” oraz wielu artykułów i rozdziałów w monografiach naukowych z dziedziny historii teatru i filmu. W latach 2020-2021 była członkinią Komisji Artystycznej 27. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej. Jest stałą współpracowniczką Centrum Badań nad Teatrem Muzycznym Uniwersytetu Adama Mickiewicza oraz członkinią Polskiego Towarzystwa Badań Teatralnych.