EN

8.10.2022, 10:17 Wersja do druku

Trzeba podać rękę

„Irena” Piotra Piwowarczyka i Mary Skinner w reż. Brian’a Kite’a w Teatrze Muzycznym w Poznaniu. Pisze Barbara Pitak-Piaskowska z Nowej Siły Krytycznej.

fot. Dawid Stube/mat. teatru

Odznaczona medalem Sprawiedliwej wśród Narodów Świata, dama Orderu Orła Białego – Irena Sendlerowa – jest jedną z tych postaci w polskiej historii, która w obliczu nazistowskiego barbarzyństwa wykazała się niezwykłym heroizmem. Ratując dzieci z warszawskiego getta, wielu ocaliła życie. Zwykła powtarzać, że w jej działalności nie było nic nadzwyczajnego: „Jak ktoś tonie, to trzeba mu podać rękę”.

Najnowsza premiera Teatru Muzycznego w Poznaniu to przedstawienie poświęcone życiu Sendlerowej właśnie. Musical „Irena”, będący efektem współpracy amerykańskich i polskich artystów, jest przedstawieniem, które łączy dwa oblicza bohaterki – jej macierzyńską uczuciowość, empatię względem drugiego człowieka z heroizmem i bezkompromisowością. W stosunkowo krótkiej jak na musical, bo dwugodzinnej, opowieści dzieje się wiele. Przedstawione zostały najważniejsze fakty z życia Sendlerowej z czasów II wojny światowej i lat późniejszych.

Reżyser Brian Kite stanął przed wyzwaniem opowiedzenia o działalności konspiracyjnej w getcie nie tylko w musicalowej estetyce, ale także na małej jak na potrzeby tego gatunku scenie, nazywanej „pudełkiem po butach”. Z zadania wyszedł obronną ręką.

Choć pierwszy akt postrzegam jako momentami nazbyt sprawozdawczy i lakoniczny, to na szczęście nie narzucił tej dynamiki całemu widowisku. „Irena” od początku do końca pozostaje w konwencji musicalu zintegrowanego. Nie ma tu stylistycznych niespodzianek, zaskakujących rozwiązań. I nie piszę tego w formie zarzutu. Wręcz przeciwnie. Być może, gdyby twórcy zdecydowali się na jakiś „estetyczny wybryk”, zaburzona zostałaby atencja, z jaką należało podejść do tematu. Tak więc, „Irena” jest przykładem klasycznego musicalu, w którym tytułowa bohaterka to kobieta z krwi i kości, żona, matka, przyjaciółka. Osoba, której wyjątkowość polegała na tym, że w czasach okrutnych nie zatraciła wyczulenia na krzywdę innych, szczególnie tych najmłodszych.

fot. Dawid Stube/mat. teatru

W scenografii Damiana Styrny dominuje kolor szary. I to właśnie owa szarość bardzo zapada w pamięć. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że tworząc tę przestrzeń Styrna nawiązał do słów Michała Głowińskiego, który wspominając w „Czarnych sezonach” warszawskie getto, podkreślał jego monochromatyczność: „[kolor] jakim się odznacza być może każde zbiorowe nieszczęście. Kolor szaro-brunatno-czarny, jedyny w swoim rodzaju, wyzbyty jakiejkolwiek żywszej barwy, jakiegokolwiek urozmaicającego akcentu”. W musicalu scenografia staje się cennym środkiem wyrazu, gdyż techniczne rozwiązania, takie jak ruchome przegrody czy wyrastające z podłogi elementy, i dekoracje współtworzą narrację, często w ułamku sekundy zmieniając miejsce opowieści na oczach widzów.

W stonowane barwy wpisuje się choreografia Dany Solimando. Ten aspekt również został przemyślany tak, by nie naruszając konwencji gatunku, nie nadwyrężyć tanecznymi popisami głównej treści przedstawienia. Szczególnie jest to widoczne w scenach zbiorowych, kiedy ruch tancerzy, choć dynamiczny, w ostatniej chwili traci rozmach w nagłym zatrzymaniu. W ten sposób zostają podkreślone uczucia bohaterów w kluczowych scenach.
Emocjonalność musicalu budują także piosenki (teksty: Mark Campbell, muzyka: Włodek Pawlik), które wykonywane są przez świetnie przygotowany zespół aktorski. Kompozycje laureata nagrody Grammy nawiązują do różnych stylów, od jazzu przez R&B po cięższe brzmienia. Wielowymiarowość tego kolażu muzycznego stanowi świetną oprawę dla szlachetności i ikoniczności Sendlerowej.

Musical „Irena” opowiadając znaną historię, skupia się na jej warstwie emocjonalnej, przy czym udaje się twórcom uniknąć pułapki pompatyczności. Wszystko jest zrobione z wyczuciem i poszanowaniem uporu, cierpliwości oraz przebojowości tytułowej bohaterki. Doniosłe i jednocześnie skłaniające do przemyśleń są takie sceny, jak spotkanie Ireny (Oksana Hamerska) z ukochanym w getcie, kiedy stara się przekonać Adama (Radosław Elis), by z jej pomocą uciekł z tego piekła na ziemi; czy scena z Januszem Korczakiem (Przemysław Łukaszewicz). Doktor maszeruje wraz z dziećmi na pewną śmierć, grupa znika w głębi sceny za szarą przysłoną, która zdecydowanym ruchem zostaje zamknięta przez SS-mana. Jedynym komentarzem jest muzyka.

„Irena” mówi o nadziei, która nigdy nie ginie. W kontekście wojny, która toczy się za naszą wschodnią granicą, pytania o człowieczeństwo, sprawiedliwość czy bohaterstwo, zadane kilkadziesiąt lat temu, nabierają tragicznej aktualności. Musical jako gatunek już nie raz udowodnił, że potrafi mówić o tak ważkich kwestiach, a dowodem na to niech będzie fakt, że „Irena” otrzymała owacje na stojąco.

fot. Dawid Stube/mat. teatru

„Irena”
libretto: Mary Skinner i Piotr Piwowarczyk
teksty piosenek: Mark Campbell
tłumaczenie: Piotr Piwowarczyk i Lesław Haliński
muzyka: Włodek Pawlik
reżyseria: Brian Kite
kierownictwo muzyczne i aranżacje: Łukasz Pawlik
premiera: 27 sierpnia 2022, Teatr Muzyczny w Poznaniu

Barbara Pitak-Piaskowska – doktor nauk humanistycznych, teatrolożka i kulturoznawczyni. Autorka książki „Amerykański musical teatralny i filmowy w zwierciadle groteski” oraz wielu artykułów i rozdziałów w monografiach naukowych z dziedziny historii teatru i filmu. W latach 2020-2021 była członkinią Komisji Artystycznej 27. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej. Jest stałą współpracowniczką Centrum Badań nad Teatrem Muzycznym Uniwersytetu Adama Mickiewicza oraz członkinią Polskiego Towarzystwa Badań Teatralnych.

Źródło:

Materiał własny

Wątki tematyczne