- W teatrze wolę ascezę. Chcę się tam spotkać z człowiekiem. I myślę, że teatr będzie do tego wracać, do źródeł. W Niemczech moda, która u nas jeszcze króluje, już się kończy, także na dramaturgów, którzy sztukę piszą do dnia premiery i aktorzy dostają tekst dzień przed zagraniem, jak w telenoweli - rozmowa z Jerzym Trelą.
Donata Subbotko: ''A Trela siedzi w kącie i się nie pcha'' - mówił o panu Konrad Swinarski. Dlaczego pan się nie pchał? Jerzy Trela: Taką mam naturę, że siedzę w kącie. - Wycofanie? - Nazwałbym to raczej pokorą. W ludziach denerwuje mnie brak pokory, pycha. Jestem na to wyczulony. - W styczniu, po 43 latach pracy, ostateczne pożegnał się pan ze Starym Teatrem. Zabrakło dyrekcji, goździków. - Zagraliśmy z Anną Polony ostatnie przedstawienie. Oboje złożyliśmy wypowiedzenia umów o dzieło. Zrobiłem to w ciszy, nie rozmawiając z nikim. Sprowokowała mnie sytuacja w teatrze. Gdy zaniosłem wymówienie, sekretarka spytała: ''Dlaczego, panie Jerzy?'', odpowiedziałem, że nie chcę brać udziału w wojnie, jestem zbyt zmęczony. Przez telefon powiedział mi pan, że - jak na plakacie do swoich ''Wielkich monologów'' - zamyka już pan oczy. - Kiedy zobaczyłem to zdjęcie, pomyślałem, że jest jak portret na mój nagrobek, później uświadomiłem sobie, ż